środa, 12 lipca 2017

Kintsugi czyli jak nie chodzić wytartą ścieżką

Zachorowaliśmy na pionierkomanie, ja i Zygmunt. W tej chwili zarówno w Koninie, jak i w Warszawie na stole warsztatowym leżą Pionierki. Mój to prezent od kolegi Józka, ten u Zygmunta też z Nowego Targu do Brzeźna dotarł, a może i wcześniej też przez moje ręce przechodził. Być może gdzieś w Polsce dla Józka kupowałem. Tyle tego było – nie pamiętam.
Fakt, że Pionierki mimo swojej pospolitości cieszą się popularnością i sporym zainteresowaniem - co by to powiedzieć jest to „chodliwy model”.  Te najciekawsze to z samego początku produkcji, z pionowymi słupkami, kolorowa skalą i dużym kółkiem.
Tak mówił Józek, jemu wierze, bo nie jednego Pionierka już miał. Jak się otworzy takie radyjko pojawiają się kwadratowe kubki (jak u AGI, bo od AGI) i pionowo postawiony kondensator strojeniowy.
Taki, a nie inny montaż jest wymuszony zestawem cewek wejściowych, w kubku na dużym karkasie montowanych. Patrząc na to okiem mechanika – strasznie przekombinowane, kółka drewniane toczone, kółeczka i linka, jednym słowem makabra. Ale takie to były czasy - praktycznie nic nie było, a jak było to się jedno i to samu wszędzie stosowało. Ot np. prędkościomierz z Warszawy M20, który to obsłużył i rzeczoną Warszawę (od 1951 r.), Żuka, Nysę i Syrenę a może i kilka innych rodzimych konstrukcji.
Wszystko jak partia kazała, a wszelka niesubordynacja był traktowana jak dywersja przeciw ludowej ojczyźnie. Takich Pionierków jakoś tak z dziesięć tysięcy zrobili i na szczęście porzuconą ten pomysł i kolejne półtora miliona już tak normalnie zbudowano. Jak w dużej części podówczesnych odbiorników – wskazówka i okrągła skala 180 stopni.
Ten egzemplarz, który Zygmunt naprawia dał nam sposobność do poznania tajemnic. To co się rzuca w oczy to oprócz filtrów, to cewki heterodyny na takiej calowej średnicy tubusie nawijane.  Trzy na raz, bez rdzeni – no taki model.
W późniejszych był już zespół cewek ładnie opisany w licznych publikacjach. Tu zero informacji, strach dotykać a problem powstał – jak wyciągnąć potencjometr. Udało się po trzech godzinach kombinowania. I to bez naruszenia połączeń cewek heterodyny. Potencjometr miał wytartą ścieżkę i co najmniej mógł trzeszczeć.
Uważne oko dostrzeże wytartą ścieżkę.
Remedium okazało się proste i skuteczne – dodatkowa blaszka wlutowana w suwak skutecznie przesuwa ślizgacz – taki grafitowy grzybek poza uszkodzony okrąg – gra jak nowe.


Naprawa przez Zygmunta wykonana.
 Kondensatory Zygmunt insertował (takie nowe słowo), po nagrzaniu opalarką dało się smołowe zwijki wysunąć.
Wydmuszki. jedna pękła przed wyjmowaniem,
Gotować w parafinie – to zadanie trochę za skomplikowane. Wiem, wiem są mistrzowie co to robią, byłem w Turku, byłem w Zawierciu, podziwiam, szanuję, ale może kolejnym razem.
 W między czasie ja zabrałem się za swojego Pionierka tak wg. cech charakterystycznych i numeru seryjnego gdzieś na rok 1951-53 szacuję. Kolorowa skala, Katowice, pełne krótkie i data 1951 na niektórych kondensatorach.
Jeszcze u Józka.
Rozpocząłem od potencjometru – dokładnie to samo co u Zygmunta, remedium dokładnie takie samo – mosiężna blaszka i dolutowanie do ślizgacza. Ale tu spotkała niespodzianka – ktoś tu był ! ślizgacz już był naprawiany  - pęknięcie zostało cyną naprawione.
Po piersszej naprawie - autor nieznany
U mnie to inmaczej wygląda
Mogłem się tego domyśleć przy rozbieraniu – potencjometr nie miał metalowych  łapek – obudowa była delikatnie zakuwana. Jak to się trzymało – nie wiem. Ja postąpiłem tak jak pozwalały dostępne w piwnicy/warsztacie technologie. Dwa kawałki druta upewniły bakelitową płytkę w stalowej osłonie.  Wiem, takie drutem łatanie to przez jednych za druciarstwo może być uważanie, ale ponieważ użyłem srebrzanki to w moim odczuciu czysta sztuka kintsugi.
Srebrzanka czyli kintsugi
Dalsze uruchamianie Pionier poszło już jak z płatka, pierwszy filtr p.cz. wymagał Tylko podstrojenia i radio ładnie się odezwało. Z razu na krótkich, słabo na średnich i prawie wcale na długich. Cóż za niepokorny ludowej władzy, gdzie tu słuchać przemówień Bieruta, pieśni patriotycznych i rewolucyjnych, ostatnich szalgierów Armii Czerwonej czy komunikatów dotyczących kolektywizacji lub też zrzucanej przez amerykanów stonki. Rozgłośnia Centralna milczy, no prawie milczy, słuchać się nie da.
Obwody wejściowe sprawdzone, wszystko ok. Wszystkie kondensatory i cewki w rewolucyjnej gotowości, a tu planu radiofonizacji nie idzie wykonać. Po kilku sprawdzeniach , kolbą przypalaniach, preparatem pryskaniach znalazł się on. Dywersant.
 Rezystor R1, który wg. wszelkich danych miał mieć 10kiloomów, ledwo miał tylko 300. Zwierał antenę do ziemi, im dłuższa fala tym skuteczniej. Zakamuflował się on udając tego ideowo zgodnego ze schematem (też ideowym) trzema paskami okraszonymi. Tyle, że kolor pomarańczowy, czarny, brązowy to 300om, a odwrotna kolejność czyli brązowy, czarny, pomarańczowy to 10 kiloom. Opornik fabrycznie wlutowany, więc prawda na jaw wyszła po 70 latach.
Zakres robót Zygmunta - sporo.
To co cieszy, to oczywiście oprócz tego, że radio gra na wszystkich zakresach, to fakt że nikomu to widać nie przeszkadzało. RWE, Głos Ameryki i inne wywrotowe rozgłośnie operowały na falach krótkich. Teraz to możemy sobie n tym zakresie posłuchać tylko audycji w języku polskim z Chin nadawanych, nie od dziś wiadomo, że chińczyki trzymają się mocno.
Mnie oczywiście pozostał Pionier na warsztacie, robię kilka razy wolniej niż Zygmunt. Pod spodem tragedia, taki fatalny montaż, nie mówiąc już o tym, że wszystkie kondensatory w strasznym stanie, trzeba insertować.
Na pocieszenie można popatrzeć na wzorcowy wręcz montaż innego Pionierka.
Można to było zrobić dobrze i ładnie, można. Tak samo jak ten wzorcowy zegar z Warszawy, teraz to obiekt kultu i wzornictwa.
Tylko, że na taki zegarek trudno sobie pozwolić, cena powala.
Tak jak bardzo wczesnych Pionierków. Urok mają.