niedziela, 9 kwietnia 2023

Trzeszczą basy, czyli Opus po raz trzeci

 Są podobno cztery etapy świadomości o własnej wiedzy i umiejętnościach. Pierwszy jest wtedy gdy nie wiemy, że nie wiemy. Kolejnym, po pierwszych (czasem bolesnych) doświadczeniach gdy już wiemy, że nie wiemy. Jeśli uda nam się pokonać trudności i czy to poprzez lekturę, własne eksperymenty, ale nade wszystko pracę, osiągamy następny poziom gdzie wiemy, że wiemy. Kolejny etap dostępny już mistrzów, którzy już nawet nie wiedzą (nie pamiętają raczej), że wiedzą.

W naprawianiu i restaurowaniu odbiorników radiowych podobny edukacyjno/uświadamiający proces także zachodzi. Na samym początku mojej działalności, ponad 10 lat temu (patrząc po wpisach na blogu), wydawało mi się, że jest to takie fajne i proste, że tylko na napięcie anodowe i gorące lampy trzeba uważać. A tu zmierzyć, coś przylutować i wszystko działa.

No i ugrzęzłem w to naprawianie, fajne jest ale to zdobywanie wiedzy, umiejętności i doświadczeń nie jest ani szybkie, ani proste. Nie mniej jest tak intrygujące i wciągające, że stanowi główną przyczynek działania. 

Telefunken Opus 2650

Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji kiedy ciekawość jest tym motorem, to nie ma się co brać za trzeci taki sam odbiornik. Pierwszy Opus 2650 to zlecony przez Tomasza odbiornik, który zagadką był, ale tylko w jednym miejscu – w jednym kondensatorze. Drugi to było następstwo tego pierwszego. Pan Andrzej wykazał się dużą cierpliwością, gdy przebudowywałem stopień sterujący we wzmacniaczu mocy m.cz. W trakcie tych działań, zakupiłem po atrakcyjnej cenie kolejnego 2650, który przez pewien czas stanowił taki „backup”, gdyby mi się nie udało z tym naprawianym. Okazało się, że był zbędny, chociaż czasem coś tam podpatrzyłem. Został w poczekalni – powiedziałem sobie, że kiedyś zrobię. Później Pana Andrzej przywiózł Opusa 2550, w pełni lampowego. Tam z kolei  tor m.cz i radiowy był sprawny,  tylko stereodekoder wymagał głębszej naprawy, ale i obudowa w Starej Szopie została odświeżona. Teraz zaś Szwagier zgłosił akces do tego „leżaka magazynowego” więc kolejnego Opus-a pora zacząć.

Radio podłączone („przez żarówkę” oczywiście) dało oznaki życia – jeden kanał szumiał, bez śladów odbioru czy czegoś podobnego. Ponieważ w Opusie bardzo łatwo jest wyjąc wzmacniacz m.cz. – to i od niego zacząłem , odpinając jednocześnie część radiową - jeden wtyk. Wzmacniacz z solidnymi tranzystorami końcowymi AD149 i stopniem sterującym na krzemowych. Ponieważ pomiar punktu pracy tranzystorów mocy i ogólnie innych o określonej w instrukcji napięciach wyszedł ok. Tyle, że w fabryce Telefunkena komuś ta symetria weszła za bardzo w krew i pionowe potencjometry w jednym kanale  ustawiają symetrię zasilacza, w drugim zaś prąd zerowy. 

Czerwone to symetria, żółte to prąd zerowy. W jednym kanale tak, w drugim inaczej.

Przyczyny milczącego kanału przyszło szukać w sprzężeniu między stopniowym. Już wymiana dwóch wyschniętych elektrolitów ożywiła stopień mocy. Nie mniej pod nóż (lutownicę raczej ) poszły wszystkie kondensatory elektrolityczne. Poza wyjściowymi i tym w filtrze zasilacza. Te trzymają się dobrze, a znaleźć takie same i do tego zbliżone wymiarami po prostu trudno. A mostek prostowniczy na końcu miał oznaczenie Si - rozumiem, że krzemowy nie selenowy. Dotykając wejścia stopnia mocy otrzymałem taki zdrowy brumm w każdym z kanałów. 

Pora na przedwzmacniacz. Ale najpierw trzeba było zdjąć pokrętła i odblokować zatarte potencjometry. Już Tomasz mnie przestrzegał, że ten typ tak ma. Pokrętła metodą szarpaną zeszły. 

Sukces - da się zdjąć szybę. W 2550 mi się nie udało, ale tam wszystko działało.

Ale żeby je uruchomić trzeba było się natrudzić. Rozebranie, uruchomienie, nasmarowani oraz  wyczyszczenie wszystkich potencjometrów jak i wymiana wszystkich elektrolitów – to konieczność. 


 Potencjometry od barwy tonu niby otwarte, gdyby były ruchome to można było je „spryskać” środkiem, ale to nie są moje standardy. 

Więc przyszło każdy delikatnie roznitować, nasmarować oś, przeczyścić bieżnie i styki metalowe - bo to one czynią więcej problemów. 

Roznitowanie za pomocą wiertarki.

Zanitownie za pomocą lutownicy.


W międzyczasie przesmarowanie osi .

Praca węglowej szczotki na węglowym ślizgu raczej dobrze rokuje żywotności. Zanitowanie z powrotem nie było możliwe, więc zastosowałem metodę „elektronika”, zalutowując czy lepiej powiedzieć, nalutowując z cyny coś na kształt nitu. Dużo problemów sprawił wyłącznik „szerokości bazy” zabudowany w potencjometrze balansu. Maleńki bakelitowy pierścień okazał się wykruszony i odmawiał współpracy – nie przeginał sprężynującego styku.

 Zmuszony byłem wytoczyć takowy z tworzywa. Miałem wałek teflonowy. 

Oryginał i rysunek dla tokarza (czyli mnie).
Ale przyznam się, że nie było łatwo, dopiero drugi egzemplarz nadawał się do zamontowania. A pierścień zabezpieczający (segerem zwany) przy zakładaniu mi trzy razy na podłogę upadł, trzy razy odnalazłem. W tym dwa razy za pomocą magnesu. 

Pełny sukces.
Po kondensatorach elektrolitycznych poleciałem bez litości i bez analizowanie dobry czy zły (większość była kiepska, zła lub bardzo zła). Tyle, że sprzęgające zamiast 2uF dałem od razu 10uF, ot ciut więcej basów będzie, ciut. Po złożeniu w całość toru m.cz okazało się, że działa – jest brum już od wejścia. Tyle, że regulacja basami powoduje kakofoniczne trzaski w jednym kanale, objawiające się wręcz błyskaniem żarówki, przez którą na czas testów radio zawsze zasilam. Diagnoza problemu została wsparta pomiarem napięcia (którego nie powinno być, a było 12V) na wyjściach potencjometru – i doprowadziła do prostego wniosku, że jeden z nowo-montowanych elektrolitów 10uF miał sporą upływność.
A miało być zero.

Super, tor m.cz mamy zrobiony (przynajmniej tak się wydawało). 

Teraz radio, lampowy tor radiowy. A to to milczy, milczy na wszystkich zakresach i to milczy (szumi z lekka) jednakowo. A więc jest coś co AM i FM dotyka jednakowo. Znów pomiar punktów pracy i od razu sukces – EAF801 na oporniku katodowym ma 0V, a powinno być 0,2V. Wniosek – lampa bez emisji. Już chciałem wyciągać Chopina (też czekającego w kolejce) szukać, gdzie ta lampa jest użyta, a może nawet sprawna, gdy po drobnej lekturze okazało się że bez problemu można ją zastąpić popularną EBF89. A tego modelu mnie dostatek. Jest to o tyle fajne, ze nic nie trzeba w układzie zmieniać EBF może pracować w miejsce EAF, tylko jedna dioda nie jest wykorzystana. 

EBF89 w miejsce EAF801

Radio ożyło. Inaczej szumiał AM, inaczej FM. Tyle, że nic nie odbierało. Po podłączeniu anteny pojawił się odbiór na krótkich i na UKF-ie (chociaż słaby, ale jednak). Problem odbioru na średnich i długich szybko znalazł swoją przyczynę w postaci zerwanych doprowadzeniach do cewek heterodyny – widać przy manipulowaniu cienki drucik (druciki) ucierpiały.  Po przylutowaniu okazało się, że radio jest ładnie grające i w pełni zestrojone. A za słaby UKF odpowiadała słaba ECC85. 

Przyszła kolej na naprawę (wymianę kondensatorów i prostownika) wskaźnika stereo – kilkanaście minut roboty i gotowe. Pocieszony ta sytuacją, zamiast wypróbować wszystkie funkcje i stan począłem radio składać. Szybę wyczyściłem, klawisze wypucowałem, a i obudowę zamontowałem z tylna ścianą też. Szwagier przyjedzie, to i się ucieszy, ze gotowe. 

Jeszcze tylko obudowę założyć i ...

Kiedy tak już te wszystkie czynności wykonałem, poskręcałem itp. posłuchać mi się zachciało. No i masz babo problem. Nie, radio gra, stacje łapie tylko regulacja tonów wysokich w jednym kanale nie działa. Ba jak tylko uchwycę metalową gałkę od tonów wysokich - to lekki brum się pojawia. O, żesz ty! Teraz kiedy wszystko poskręcane zamontowane, a Szwagier prawie u drzwi.

No dobra, jeden dzień jeszcze mam. Trzeba to najpierw zdiagnozować. Ponieważ feler jest w jednym kanale to można prosto porównać. Po zdjęciu obudowy i wysunięciu stopnia mocy dało się podejść z miernikiem do potencjometru – bo i od niego diagnozę zacząć należało. I co? I nic - omomierz w obydwu kanałach ma wskazania podobne.

Rezystancyjnie symetria.
Użyłem miernika kondensatorów - tak samo, oczywiście tu metoda pomiaru pokazuje wypadkową impedancję, więc o wiarygodności tego pomiaru pojemności mowy być nie może.
I nie inaczej. Tylko że te uF to od kiloomów pochodzą.

Ale mam też nanoVNA i to pomogło. O ile w prawidłowo działającym kanale widać zdecydowana pojemnościową charakterystykę (dolna połówka wykresu Schmita) o tyle w tym wadliwym tej pojemności już nie ma. 
Kondensator jak się patrzy - nawet pojemność 10nF można dostrzec.

Wniosek prosty – uszkodzony kondensator C571 – nie ma 10nF.

A tu stoimy w punkcie od 50kHz do 500kHz. Pojemność szczątkowa.

 No z założoną szybą, z listwą nie podejdę i nie podlutuję. Przyszło mi zatem kilkanaście minut operować śrubokrętem, kluczem 5,5mm, oczkowym 10mm i małym szwedem, by dostać się do druku przedwzmacniacza. Gdzie okazało się zaś, że to nie kondensator jest winny, a oczko lutownicze od potencjometru. 

Miejsce na schemacie.

Coś na kształt zimnego lutu.

Po prostu montując postarałem się za dobrze, nanizałem wyprowadzenie potencjometru na kołki (a były w oryginale zukosowane i przylutowane tylko po bokach – przyjąłem to za błąd fabryczny), zalutowałem i skręciłem za mocno, wiec połączenie puściło.

Strzałki pokazują miejsca pinów - wg mnie źle zlutowane.

Kropla cyny i wszystko gra. Przed finalnym zmontowaniem jeszcze raz sprawdziłem działanie wszystkich potencjometrów, przycisków i innych funkcji. 

Prawda, jak pięknie zalutowałem - w piny trafiłem.

Gra i może być Szwagrowi powierzone. 

To lubię!

Zapytacie na koniec, na którym etapie zdobywania wiedzy o naprawie odbiorników jestem. Powiem, że z początku na tym  pierwszym (nie wiem, że nie wiem), w trakcie pracy i szukania źródła problemów na drugim (już wiem, że nie wiem), a jak się uda i ruszy to na tym trzecim (wiem, że wiem). Dającym dużo satysfakcji i radości.

Każde następne radio które przyjdzie do naprawy, już wiem, że da mi nie tylko sporo zabawy, trochę emocji, ale i czegoś nauczy. Nawet niech będzie to kolejny Opus – zaczynam lubić ten model.