niedziela, 21 kwietnia 2019

Icek czyli o związkach szybownictwa z radiotechniką


Pilotowanie statku powietrznego, powiedzmy tak na poziomie szybowca, można opierać o postrzeganie rzeczywistości przez pilota różnymi sposobami. Poczynając od wyłącznie zmysłowego określania kierunku, prędkości pochylenia czy przeciążenia – taki styl pilotażu  w slangu nazywanym „lataniem na du..pę”. Aż do latania ściśle i wyłącznie według wskazań przyrządów, nawet bez widoczności ziemi, zgodnie z zasadami IFR (ang. Instrument Flight Rules). Czasami nazywanym „lataniem na zegary”.
 
Icek na osłonie nad głową kursanta - zdjęcie autorstwa Einklich.net, żródło Wikipedia
Podobnie jest przy strojeniu radioodbiorników. Można to robić opierając się tylko na subiektywnym postrzeganiu (słuchaniu rzec by należało) i ocenie w ten sposób czułości, selektywności i zniekształceń czyli całościowo jakości odbioru. Kręcąc poszczególnymi filtrami i trymerami za pomocą śrubokręta i uchem nasłuchując. A to lepiej … a to gorzej.
To rozwiązanie stosowane jest przez takie charakterystyczne dwie grupy „stroicieli”. Pierwsi to radiowi neofici wierzący w swoje nieograniczone możliwości, słuch godny stroiciela fortepianów oraz organoleptyczną zdolność oceny wszystkiego, wszystkiego naraz. Druga grupa to najwyższej klasy praktycy, to znaczy Ci, którzy te (nieograniczone możliwości ma się rozumieć) już posiedli. Potrafią złapać ten jeden filtr co coś nie tak z nim … i w sekundy poprawić.
Można też ślepo zawierzyć przyrządom i zdać się tylko na ich wskazania. Stąd te wszystkie selektografy, wobulatory i wobuloskopy.
Przy strojeniu radia lepiej jednak oprzeć się o namacalne zjawiska bezstronnymi przyrządami mierzone. Czy będą graficzne wskazania wobulatora, komputerowe pomiary szerokości pasma krzywej Pi, liniowości krzywej S i innych parametrów - większego znaczenia nie ma. Przyrządową metodą można i radio zestroić bez głośnika (przynajmniej teoretycznie). Tak robiono na taśmie produkcyjnej.
Istnieją także metody proste i nad wyraz skuteczne, z użyciem prostych, czasami wręcz prostackich przyrządów. Wystarczy generator i miernik uniwersalny. Chociaż dobrze jest wspomóc się jakimś sprytnym rozwiązaniem.

Na przykład w szybownictwie do oceny aerodynamicznego stanu szybowca w locie, kierunku i turbulencji opływających strug służy „ICEK”. To nic innego jak kawałek tasiemki przyklejony do owiewki i cały czas widoczny. Jego pochylenie, zachowanie daje pilotowi bardzo dużo informacji o mechanice strug opływającego powietrza.  Coś co kosztuje tyle co nic, lub prawie nic, a daje niecenioną pomoc. Zwłaszcza w porównując do kalibrowanych, resursowanych i bardzo, bardzo drogich przyrządów pokładowych. Taki ICEK naklejony na bocznej stronie owiewki skutecznie ostrzega przez przeciągnięciem (Boeing Przeczytał ?!?! ostrzega przed przeciągnięciem! ) 

W radiotechnice, taką prostszą metodą strojenia jest wykorzystanie pomiarów zwykłym miernikiem uniwersalnym* w odpowiednich punktach układu. Dla typowych układów toru FM opartych o detektor stosunkowy czyli prawie dla wszystkich (zastrzegam „prawie”) odbiorników lampowych wyprodukowanych od końca lat pięćdziesiątych można w miarę dobrze (znów zastrzegam „w miarę”) zestroić tor p.cz. i detektor wykorzystując jedynie miernik i generator 10,7 MHz, i to nawet nie modulowany.
* - polecam analogowy

Była to metoda powszechnie stosowana w warsztatach naprawczych, dlatego też nie dziwota, że stosowne instrukcje takiego strojenia były publikowane nawet na schematach ideowych.
Opis w instrukcji Menueta UKF

Przy strojeniu toru p.cz. FM taką książkową metodą jest zastosowanie dwóch mikroamperomierzy, wielokrotnie w literaturze opisywane.
Detektor różnicowy niesymetryczny - tu na diodach próżniowych. uA1 mierzy zero, a uA2 poziom sygnału

Pewną niedogodnością jest zabawa ze sztucznym zerem z dzielnika napięcia i konieczność przepinania miernika (jeśli jeden mamy) pomiędzy punktami pomiarowymi. Spotykane są niemieckie odbiorniki, które nie tylko dedykowane gniazda do podłączenia przyrządu pomiarowego mają, ale i dzielnik gotowy.
Schemat przejściówki do SABY Automatic - nie tylko zero detektora można stroić!
W naszych krajowych (PRL-owskich) warunkach byłoby to nie spotykane marnotrawstwo. No chyba, że stroimy Radmora – on ma te wskaźniki na panel przedni wysunięte!
Radmor 102 miał takie piękne wskaźniki - później led-kami zastąpione
O lampowych odbiornikach tutaj prawię.
Dlatego teraz musimy sobie radzić inaczej. I tu pojawia się ICEK, czyli w najprostszym wykonaniu kabelek z trzema końcówkami, z których dwie stanowią dzielnik oporowy z dwoma rezystorami o dokładnie takiej samej wartości (tak od 200 do 500kom). Podpinając krokodylkami końcówki dzielnika na plus (+C) i minus (-C) kondensatora elektrolitycznego detektora i włączając miernik pomiędzy tak uzyskaną połowę jego napięcia, a wyjście detektora możemy łapać optymalny punkt dostrojenia zera.  
Dwa krokodylki, dwa równe rezystory na końcu banan.
Mój ICEK 1.0 był nad wyraz prostą, ale w pełni skuteczną pomocą warsztatową.
Ponieważ w swojej praktyce jako miernik do strojenia wykorzystuję ukochany V640, to po paru latach powstał ICEK 2.0.

Wersja rozwinięta – od razu na kabel BNC i z przeniesieniem rezystorów dzielnika bezpośrednio do krokodylków. Jest to zgodne z zaleceniami ze starych książek, a chodzi o to by minimalizować wpływ pojemności kabelków dzielnika na dostrojenie samego detektora.
Te zgrubienia na kabelkach to rezystory, dwa takie same rezystory.
Czy rzeczywistości jest lepiej to trudno mi określić, ale wydaje się sensowne, że lepiej mieć pojemność kabla (nawet pojedyncze pikofarady– tak oceniam) za rezystorem kilkuset kom, niż bezpośrednio (no poprzez diodę) podłączone do obwodu.
Proste i fajne – jeden kabel do połączenia dla strojenia zera detektora. Tylko to przepinanie dla strojenia wzmocnienia filtrów p.cz. Ale chwilę, przecież dla tego wykorzystujemy 2 z 3 już podpiętych kabelków (masa i –C), zatem można to zrobić przełącznikiem. I tak narodził się ICEK 3.0.
Radio przy strojeniu jest tylko raz podpinane, a zmiana pomiaru napięcia (czyli wzmocnienia) na zero detektora to tylko przestawieniu przełącznika V/Z i przełączenie zakresu na V640 (czasami też nie potrzebne, można pozostać przy pomiarze z zerem po środku).
Czarny masa (czyli +C) czerwony -C a zielony to wyjście z detektora (dodatkowo ekranowane).
Ciągle zastanawia mnie etymologia słowa ICEK. W przywołanym szybownictwie w trakcie szkolenia w czasach sowieckich najważniejszym przyrządem Rучной Yказатель Kурсa Aэро-планерa w skrócie PYKA (ręka) – Oooo … tam lecimy! A ICEK – no to chyba od jego zachowania – tego „latania” ma swoją nazwę.
Przy odwiedzinach u Pana Ryszarda w Dobczycach (napiszę o tym później) pokazał mi swojego V640 z podpiętym kablem zakończonym trzema krokodylkami i zapytał czy wiem czemu to służy.
Co ciekawe - kolory podobne.
Egzamin zdałem. Znaczy się licencję na naprawianie mam :-)

Szkoda, że o tą szybownika nigdy nie powalczyłem. Zazdroszczę kolegom pilotom.

sobota, 6 kwietnia 2019

Koniec z jednorazowością czyli z lutownicą przez świat.

Jednorazowość to choroba naszych czasów, nastała tak powoli i bezobjawowo, że jej nadejścia nie spostrzegliśmy. Dobrze, że coraz częściej zauważmy skutki. Ja też.

Tak jakoś tak nie pamiętam z dzieciństwa aby było coś tak z założenia jednorazowego. No dobrze kapiszony, albo korki do korkowca. Wystrzelało się i było po. Butelki były zwrotne, nawet te po mleku i kefirze. Siatki na zakupy były siatkami, a nie foliowymi jednorazówkami. No może płaskie baterie do latarek, z natury rzeczy były jednorazowe, bo same latarki już nie. Mój Tata miał swoje narzędzia w swoim warsztacie przez dziesiątki lat. Człowiek znał każdy uchwyt piłki (przypomniałem sobie – brzeszczoty były tylko dwu-razowe, ale i tak służyły długie miesiące), każdą rączkę wiertarki. Wiele z tych narzędzi mam do dziś.

Gdy rozpocząłem swoją przygodę z elektroniką, kupiłem sobie lutownicę transformatorową, wersja ZDZ z Łodzi w kolorze żółto czerwonym. Służyła długo i pewnie. Jakoś tak na początku studiów gdzieś się zapodziała i zniknęła. Szkoda.
Lutownica transformatorowa (patent Pana o nazwisku Weller - chyba gdzieś słyszałem to nazwisko)
to urządzenie cudowne w swej prostocie: ot, transformator dający na wyjściu marne wolty, a spore ampery. Przewężenie w tzw. grocie czyli kawałku miedzianego drutu i tyle. Ten się przepalał, ale od biedy dawało się skręcić końcówki i lutować dalej. No i ta żaróweczka podświetlająca miejsce lutowania. Też się przepalała, raz no góra dwa.
Aż dziw, że tak późno to cudowne urządzenie wynaleziono – miałem przyjemność zobaczyć prototyp.
Urządzenie tak proste i potrzebne, tak że niektórzy sami podjęli trud budowy, samodzielnego składania transformatora, nawijania uzwojeń. Amatorzy budowali własne, Młody  Technik inspirował. Wiele z nich do dzisiaj działa, tak 50 lat.
Gdyby była obudowa to od Wellera nie odróżnisz.
Ta samoróbka po dziś dzień jest sprawna – nie ma się co zepsuć i uszkodzić.
ZetDeZet oferuje części do produktów sprzed 40 lat. Nawet obudowa jak pęknie - jest do kupienia.
To tak jak gdyby prasy na Żeraniu jeszcze dziś tłoczyły błotniki do Polskiego Fiata 125p.
Przy powrocie do elektroniki kilka lat temu, a może troszkę wcześniej, nabyłem coś co nazwy było „stacją lutowniczą”, a w praktyce lutownicą regulacją mocy, żaden tam Weller, chińszczyzna tylko. Coś działało, coś się zepsuło. Grzałki człowiek nie kupi, bo chińskie i tyle. Kolejne lutownice kupowałem w zasadzie jednego typu: oporowe, ale o pistoletowym kształcie. Efekt po kilku miesiącach był taki sam – spalona grzałka (pomimo powstrzymywania się przed użyciem przycisku Power), lutownica ląduje w koszu, no gruby kabel zasilający do czegoś się przyda. Nie liczyłem, ale takich lutownic przewinęło się przez moje ręce kilka. Wszystkie tak samo skończyły. W końcu dość – nie będę marnował kasy na takie jednorazowe rozwiązanie. Postanowiłem, że kupię sobie transformatorówkę. Jaką? No najlepiej taką samą. Zdziwiłem się i ucieszyłem jednocześnie gdy się okazało, ze ten sam Zetdezet produkuje te same lutownice. Od chyba 40 lat! Drobne szczegóły konstrukcyjne (inne łączniki), ale i forma, i wielkość (chyba kupiłem mocniejszą - 100W) i kolor nawet – ten sam.
Córce bardzo spodobało się opakowanie - forma dopasowana do treści.
 Przyczynkiem do decyzji były trudności z wylutowaniem elementów z płytki drukowanej Nordmende – ni jak nie dało się podejść tą kolbą co mam. Transformatorówka w serwisie ma jeszcze jedną zaletę – zużywa energię tylko gdy lutuję. A w warsztacie powiedzmy to spędzając godzin 4 (jak akurat mogę), mając na podorędziu cały czas gotową i gorącą 30W lutownicę zużywam jak by nie liczyć 120Wh energii, a lutów tym czasie  powiedzmy 10. To samo lutowanie transformatorówką to załóżmy 3 minuty mocą 100W czyli  5Wh. Może to niedużo, ale jak się pomnoży przez dni, tygodnie miesiące i lata to się nazbiera.
Unia europejska pomaluśku zaczyna walczyć z jednorazowością, na początek plastikowe talerzyki i samo łamiące się sztućce. Muszę poszukać też alternatywy na masowo używane do czyszczenia patyczki  do uszu, ale coś się znajdzie.
Stawiam na trwałe i nienaprawialne produkty, generator ZOPAN, drugi Meratronik G432, V640 i NRD-owski oscyloskop.
PGS-21 też ma drugie życie
To podstawa mojego warsztatu, oczywiście innych też używam, ale te są jakieś takie dostosowanie do mnie, albo ja do nich. Od dzisiaj lutownica ZDZ dołączyła do tego zestawu.
Nawet te śrubki mocuja grot mają takie same nacięcia! I trochę za duże pokładki! Oryginał.
Wellera raczej nie kupię – koledzy z Australii donoszą, że coś tam nie bardzo z jakością – stacje lutownicze jednorazówkami się okazują.

Cieszy zaś, że wielu konsumentów (tak na nas patrzą drapieżne korporacje) staje się mocno zaangażowanymi użytkownikami ceniącymi trwałość nad ułudną wygodę jednorazowości. By daleko nie szukać, mój Szwagier starą celmowską wiertarkę do użytku przywrócił.
Sfatygowany wyłącznik nowym zastąpił, z regulacją obrotów. Chwali się. Służyła przez 30 lat, posłuży kolejne.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Dyrektywa próżniowa czyli Prima Aprilis 2019

Opublikowane na Prima Aprilis 2019 (wtedy to był jeszcze żart).


Obowiązująca od początku roku nowa, rozszerzona Dyrektywa RoHS, zwana przez niektórych Dyrektywą Próżniową (Empty Space Directive)  w znaczącym stopniu rozszerza obowiązki producentów, użytkowników czy nawet posiadaczy maszyn, urządzeń czy przyrządów zawierających substancje tzw. "niebezpieczne". Do listy substancji takich jak ołów, kadm, selen, rtęć została dopisana próżnia.

Tak, że nie tylko musimy lutować lutami bezołowiowymi, usuwać selenowe prostowniki, ale także w odpowiedni sposób oznaczyć urządzenia zawierające elementy próżniowe.  

Na razie tylko oznaczać - co będzie później to chyba wiadomo.  Szczegóły i implikacje dla głównie muzyków, audiofilów i nas radiowców opisane zostały w tym artykule (angielski wymagany).

Ma to także duże znaczenie dla Global Shipping Programs. Video

Vacatio legis, w tym wypadku było bardzo krótkie i już po 3 miesiącach mamy obowiązek odpowiedniego oznaczenia wszystkich urządzeń zawierających substancje niebezpieczne.

Szczęśliwie dla nas radiowców, mamy tzw. I stopień (ostrzeżenie użytkownika) i w większości przypadków mieścimy się z najniższym tzw. ostrzegawczym limicie. Limicie dla urządzeń z zawartością do 1 dm3 (1kg aqua equvalent )próżni. No może w przypadku Beethoven-ów, Amati czy niektórych odbiorników luksusowych (SABA Automatic, Mir, Białoruś) trzeba będzie wyjąć  AZ12 (zastąpić mostkiem krzemowym) tak by radio się zmieściło w limicie.

Znak ostrzegawczy może być naklejony na tylnej lub bocznej powierzchni urządzenia i mieć wymiar 5x5cm.  Ponieważ nie ma ich dostępnych jeszcze w handlu, Tym razem nawet Alle…o nie dopisało, to też przygotowałem na swoje potrzeby taką grafikę. Na kartce A4 mieści się spokojnie 10 takich znaczków, wystarczy wydrukować na samoprzylepnej folii i możemy przystąpić do pracy. Proszę ściągnąć poniższą grafikę dostosować  i wydrukować na kolorowej drukarce.
Większy problem mają zbieracze telewizorów, gdzie przy przekroczeniu 10 dm3 (10 kg) próżni znak taki należy trwale przymocować na froncie urządzenia i musi mieć co najmniej 20x20 cm. Zasłoni dużą część kineskopu (!?!).
Przepraszam za krótki post, ale jeszcze pozostało mi jeszcze kilkadziesiąt odbiorników do obklejenia.
Pozdrawiam

Żadne radio nie ucierpiało z tytułu tych naklejek.