niedziela, 26 lipca 2015

HMI czyli o korbie, rączce i klikaniu po płycie kuchennej

Stanęliśmy (wraz żoną) przed pewnego rodzaju wyzwaniem, a mianowicie nową kuchenką elektryczną. Kuchenką, w której to płyta grzejna do obsługi nie ma żadnych przełączników, czy też pokręteł, a tylko dotykowy panel. Ot taki:
Dopiero fotografia pokazuje, że sensory są optyczne.
Nowoczesność. Staram się zrozumieć dlaczego – może jest „trendy”, może łatwe do czyszczenia, chyba tanie w produkcji i łatwe do naprawiania (wyrzuć i wstaw nowe). Wystarczy kupić od chińczyków, zamontować i po kłopocie. A to, żeby włączyć jeden palnik to trzeba, aż 12 razy kliknąć to mojej córce w żaden sposób nie przeszkadza. Dla mnie i żony mojej jest to ogromnie irytujące i nieakceptowane.

Ale po kolei – historycznie i geograficznie. Bukowina Tatrzańska leży w obszarze tzw. Pogórza Bukowińskiego (a jakże!), zaś budowa geologiczna w tym oto właśnie miejscu pozwala by po wodę nie sięgać (jak w pobliskich wsiach) po potokach, ale jest ona dostępna na samej grani. Stąd też Bukowina rozwinęła się na wierchach, a nie wg. hydrologicznej struktury strumieni. Wystarczyło wykopać studnię odpowiednio głęboką, ot tak na kilkanaście metrów, i zaopatrzenie w wodę gotowe.

Przez to mój dziadek Franciszek kilka razy dziennie musiał zakręcić korbą, by parę wiader wyciągnąć. Kręcił mój tata, a i ja w dzieciństwie ten związek z prostą maszyną właśnie przez korbę realizowałem.
Już bez korby.
 Studnia już nie używana, ale korbę zostawiłem. Jakoś tak nie idzie mi tego HMI (Human Machine Interface) porzucić. Drugim takim „urządzeniem” była ręczna kosa, ulubiona kosa mojego taty, której i ja przez wiele lat używałem.
HMI moich przodków.
A, że sporadycznie to i kosisko się rozeschło, i któregoś dnia – tylko rączka pozostała. Zachowałem.

Domowe radio – Menuet miał dwie gałki i klawiaturę, telewizor (Lazuryt 104) przyciski, pokrętła i fantastyczny obrotowy przełącznik kanałów, z boku prawą stroną obsługiwany. Aby zatem z maszyną się skontaktować to dla dziadka Franciszka naturalne było korbą maszynę napędzić, dla taty dźwignią przełączyć (Warszawa miała biegi w kierownicy !), dla mnie pokrętłami i guzikami się posłużyć, a dla dzieci moich kliknąć. Ot tak, na przestrzeni ostatnich pokoleń standardy obsługi tego HMI się zmieniały. Patrząc na to optyką swoich radiowych zainteresowań, to najbardziej podobają mi się radia, które mają dwa symetryczne pokrętła, klawiaturę klawiszy w kolorze słoniowej kości, chociaż boczne pokrętło jest zupełnie na miejscu. I zrazu trafiamy na początek lat pięćdziesiątych, gdzie i pierwszy UKF powstawał, a obrotowe przełączniki w klawiszowe ewoluowały. Ot, taki HMI doskonale do percepcji człowieka (tu siebie mam na myśli) dostosowany. Z ciekawostek mam w kolekcji Kortinga, drugi podobny model ma kolega, różnią się interface.
Korting EXCELLO 53W
Nowszy ma klawisze, starszy obrotowy przełącznik zakresów.
Korting Amelior - już z klawiszami.
Ale pod tymi „nowoczesnymi” klawiszami kryje się mechanizm wykorzystujący obrotowy przełącznik, czyli stare sprawdzone sposoby działania, z nowym przez klientów oczekiwanym HMI . Co do kuchenki, to klikając także słychać klikanie przekaźników, więc stare sprawdzone rozwiązania w nową formę ubrane są jedynie. Czy istnieje radio, które mogło by dla każdego pokolenia być dobre? Ano , znalazłem takie co i korbę, i rączkę, a i guziki posiada.
Radio Soulra - ma korbę, ma rączke i gałka się znajdzie.
 Co do dotykowego panelu to chyba nie – i dobrze, bo bym musiał jeszcze klikać, a tego nie lubię. A może bym tą korbę do zasilenie radia wykorzystać? Na lampowe by nawet wystarczyło. Dwie minuty kręcenia i żarzenie by się rogrzało , a może i na anodowe wystarczyło.
A German communications squad behind the Western front, setting up using a tandem bicycle power generator to power a light radio station in September of 1917. (National Archive/Official German Photograph of WWI)
Już sto lat temu siłę człowieka (dwu) do zasilania radiostacji wykorzystywano. Ale to tylko w warunkach frontowych.

Muszę kończyć, idę do kuchni bo mi się zaraz obiad sam wyklika.

Aktualizacja:

Nowe się wdziera poza wszelkie granice. Mielismy w robocie taki oto ekspres. Naciskałem jeden guzik i miałem kawę.
Pożegnanie - już wykręcają.
A tu wdarło się paskudztwo, świeci, miga kolorami i każe klikać!
Oj, chyba na znak protestu zrezygnuję z przyjemności małej czarnej.


Zdjęcia z aukcji internetowych wykorzystano, z aukcji przez nas wygranych.

sobota, 18 lipca 2015

Wega czyli mała, czarna, gorąca i słodka

Wega z gwiadzdozbioru Liry (Alpha Lyrae) jest, jednymz najjaśniejszych obiektów na naszym niebie, w konkury stając z Syriuszem, kilkoma gwiazdami i Wenus, Marsem czy innymi planetami.
 Bardzo często wieści nam czas na Wieczerzę Wigiliją,  Nie dziwota zatem, iż Wega znalazła także swoje miejsce kulturze. Poczynając już od mitologii chińskiej, gdzie to rozdzielna z kochankiem Altair (w gwiazdozbiorze Łabędzia) może raz do roku się spotykać poprzez most utworzony przez sroki w poprzek Mlecznej Drogi – za rzekę przez chińczyków uważaną. Aż po przeciętnej jakości, ale dosyć popularny amerykański serial z lat sześćdziesiątych – The Inviders. Weganie atakowali.
Centralny Radiokomitet oszczędził nam oglądania tej produkcji, podobno tylko kilka odcinków wyemitowano - osobiście nie pamiętam. Kochałem Kosmos 1999.

Podobnie polski przemysł radiotechniczny nie wyprodukował takiego radia, jak to które wylądowało u mnie domu.
WEGA BOBBY 465 
Niemiecka firma Wega w roku 1952 wyprodukowała ten egzemplarz i do trwał on do dnia dzisiejszego w bardzo dobrej formie. No wręcz idealnym stanie – grający głośno i wyraźnie.
Co prawda sprzedający określił stan radia jako „raz gra, a raz nie”. Ale mnie przyjemnie zaskoczyło - było sprawne, i to na wszystkich zakresach, włączając w to UKW. Specjalnie zależało mi na tym, gdyż detekcja FM na zboczu charakterystyki to rozwiązanie nietypowe i porzucone przez radiotechnikę na rzecz detektora stosunkowego wcześnie. Przed tym jak powstawały Podhale, Śląsk i Symfonia te dostały przystawkę superreakcyjną, a kochane Calypso już porządny tor FM miało.
Radio jest „dziwne” nie tylko ze względu na tor FM, ale nade wszystko z powodu konstrukcji. Nie ma typowej formy skrzynki, ale wygląda jak toster lub statek wegan z wspomnianego filmu.
Obudowa to dwie skorupy (spód i  góra) połączone śrubami dwiema (jednej brakuje) a wszelkie informacje co i jak połączyć znajduja się na spodniej tekturce.
I tu dochodzimy do największej niespodzianki jaką zgotował nam projektant – wszystkie przewody łącznie z zasilaniem rozprowadzone są na boki. Czyli radio postawione na stoliku i tak otoczone było plątaniną kabelków. No jakoś nie pasuje mi to do porządnego niemieckiego domu. W dodatku głośnik grający – do tyłu. No w 1952 roku czysty odlot.
zasilane 
Radio jest zasilane bezpośrednio z sieci, przez co lampy z serii U w środku się znajdują, i to rzadkie u nas UC92, UCH42, UAF42, UCL81 i UY41. Cieszyłem się, że gra i to przyzwoicie, a że chwilowo z okna PKiN widzę to i UKF ładny, co ciekawe nie tak trudno dostroić na krawędzi detekcji. Na długich Jedynka, a pod wieczór i średnie i krótkie się pojawiły i to na antenie KD (kawał druta).
To wspomnę, że nie jest pierwsza Wega jakiej słucham. Otóż po dzielnym rozmontowaniu przez mnie Menueta (któremu ten cały blog dedykuję ) pojawiła się w zastępstwie Vega 402. Była w moim rodzinnym domu przez długie lata podstawowym odbiornikiem. 
Vega 402, trochę zniszczona
Ruska, prosta i grająca no tyle, że strasznie żarła płaskie baterie 4,5V i jedna z moich pierwszych samodzielnych konstrukcji elektronicznych to zasilacz sieciowy mocowany w miejscu baterii.
Ktoś też kombinował z zasilaniem.
Związek radziecki w radiotecnice nie był może przodujący ale za to nie szczędził wydatków w podboju kosmosu. Nie tylko lotów okołoziemskich ale i międzyplanetarnych. W latach osiemdziesiątych na bazie sond Wenera służących do badania błękitnej planety powstała misja WEGA. łącząca dwa cele Wenus i kometę Halleya.
Vega Spacecraft on display at the Udvar Hazy Center. (Photos: Richard Kruse, 2008)
Misja, a właściwie dwie (Wega 1 i Wega 2), połączyły badanie Wenus (przelot, balon stratosferyczny i lądownik) z przelotem w ogonie komety Halleya. Misje prawie udane, nie licząc faktu, że od balonu  lądownik odłączył się na zbyt dużej wysokości (20km) i nie przekazał żadnych danych, a i główna kamera przez pył z komety została uszkodzona. I tak to lepszy los niż kolejne sondy z serii Fobos – pierwsza została omyłkowo wyłączona przez operatora – pomylono przecinek z kropką. Druga po udanym wejściu na orbitę synchroniczną z satelitą Marsa, kilka dni przed planowanym zrzuceniu lądowników zamilkła – prawdopodobnie uszkodził się komputer pokładowy.  Chociaż niektórzy uważają, że było inaczej"Dowody" nawet publikują.

Moja Wega grała kilkadziesiąt minut, niestety musiałem ją opuścić na kilka minut – gdy wróciłem – już nie. Dokładnie jak w opisie sprzedawcy. Próby uruchomienia jak na razie nie udały się.
A może ten goracy kondensator to przyczyna wszystkich problemów?
A ponieważ z powodu remontu mieszkania mam utrudniony dostęp do warsztatu – musi poczekać. Ale i  tak mi łatwiej niż Rosjanom, na Marsa nie słyszałem by się ktoś wybierał. A może sama się znów odezwie – Philae tak zrobił. Niemiecka technika, no może europejska.

Mój kolega z Ekwadoru mówił, że „kawa powinna być jak kobieta – mała czarna gorąca i słodka.” Wega taka była to jednak żeński pierwiastek.
„ … i pita w łóżku” – dodawał po chwili

Dziękuję sprzedawcy leszku1962 za udostępnienie zdjęć Vegi 402, moja sie nie zachowała nawet na zdjęciach.