środa, 27 stycznia 2016

Country Radio czyli DX w drodze z Konina

Dzisiaj wieczorem wracałem z Konina od mojego kolegi Zygmunta wioząc w bagażniku cztery radia. Wracałem samochodem zastępczym, gdyż mój VW problem ma (nie software-owy) z wtryskami i  nową Octavkę dane mi było na A2 przetestować. 
Tu starszy model - w muzeum Skody
Troszkę wróciło wspomnień, gdy przez dwudziestu laty prowadząc szkolenia w Elektrowni Prunerov, dane mi było po północnych Czechach pojeździć, poznać ten ciekawy region i … posłuchać regionalnego radia. Najczęśćiej w tych podróżach towarzyszyła mi lokalna rozgłośnia z Pilzna, nadająca muzykę country. Szybko odkryłem, że ten gatunek ma u naszych południowych sąsiadów duże uznanie, zagorzałych fanów i kilka zespołów o naprawdę dużym dorobku.

Kolejne lata to kolejne wyjazdy, wieczory w klubach „U Vodarny” czy .. no taki jeden – zapomniałem nazwy. Super jeździło się słuchając standardów muzyki country, bluegrass czy innej folkowej. Niestety w kolejnych latach rozgłośnia ta zamilkła, pojawiło się Country Radio Praha89,5MHz. W Polsce pozostała mi tylko transmisja przez Internet (do niedawna bardzo niestabilna) i kilkanaście płyt, które niemalże na okrągło „szlifowałem” w samochodzie. Wśród znajomych i rodziny ta moja inklinacja była traktowana jak „hipsterzenie” – kto w Polsce lubi i słucha muzyki country w czeskiej interpretacji. No ja i … może jeszcze ktoś. 
Dla mnie Michal Tucny i jego interpretacje stawiam na tym samym poziomie uwielbienia co fantastyczny i legendarny Johny Ca$h.

Znudzony ilością reklam w komercyjnych radiostacjach FM, przełączyłem na AM i stopniowo przeskakując kolejne 9 kHz słuchałem kogo i jak słuchać na AM. Oczywiście buli Węgrzy na 540, CR Dvojka 639 potem kilka razy Rumuni, Holendrzy (?) z dobrą muzyką i silnym sygnałem. Na 1062 kHz znalazłem miłe uchu tony i ... EUREKA to Country Radio. W Polsce, grubo 400km od Pragi, w znośniej jakości! DX prawie.

Beethoven, Siemens, Tonfunk Violletta czy AGA, aż podskoczyły z radości w bagażniku! Fale średnie to ich królestwo.

Złapałem „prawie DX-a”. Nie wiem czy to zasługa odbiornika wbudowanego w samochód, który dużo lepszy się wydaje niż ten volkswagenowy, czy też dzisiejszej super propagacji.

Sprawdziłem w Internecie nadajnik ma 20kW i pracuje tą mocą tylko do 18.00, później by nie zagłuszać (!) innych musi ograniczyć moc do 1kW L Nie mniej Country Radio nie ma zamiaru rezygnować z nadawania na falach średnich. Tak trzymajcie!

Radio jest wspaniałe, to z AM także potrafi przenieść w miejscu, czasem i w czasie też. Od razu poczułem jak smakuje hovězí svíčková na smetaně  i jak na świat patrzy się przez chmielowy napój.

Omlouvám se oproti použití češtiny , cítím se ako tak ať dvacet let zpátky.


Na shledanou.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Siarkowe wyziewy czyli o korozji w najwyższej świątyni

Miałem okazję, już ładnych kilka lat temu, odwiedzić Grecję i Ateny, a ukoronowaniem kilkugodzinnego pobytu w stolicy była wycieczka na Akropol.
Akropol 2005 rok.
Na górującym nad miastem wzniesieniu od ponad 25 wieków stoi świątynia z białego marmuru zbudowana.  Miała cieszyć serca ateńczyków, głosić sławę i wszechmoc Bogini Ateny– patroniki miasta i przyćmiewać wszystko inne, jako wyraz kunsztu i umiejętności tworców.

Po wdrapaniu się (dosłownie) na wzgórze i spojrzeniu na świątynię bezpośrednio od spodu – lekkie zaskoczenie – w miejscach, które nie są obmywane wiatrem i deszczem – widać ciemny, wręcz czarny nalot.
Od spodu wygląda to nie ciekawie. Autor zdjęcia - Rafał Chmielewski, w tej samej wycieczce uczestniczył.
Nie były to okopcenia od świątynnych ogni przed wiekami palonych, ale jak indagowany przewodnik wyjaśnił – efekt zanieczyszczenia powietrza głównie tlenkami siarki. One to odpowiadają za tą degradację marmuru i bardzo nieciekawy wygląd.
Do zniszczenia świątyni dołączyły jeszcze trzęsienia ziemi, Rzymianie, Bizantyjczycy, Turcy i Brytyjczycy – że wspomnę co największych destruktorów. No i te kilkaset tysięcy turystów corocznie, wdrapujących się po schodach i stopniach.

Burzliwy rozwój cywilizacji, od czasu gdy sięgnęliśmy do paliw kopalnych tj. węgla i ropy naftowej powoduje, że w powietrzu pojawiły się w dużych stężeniach różne tlenki siarki. Odpowiadają one (w połączniu z wodą) ze kwaśne deszczy, niszczące nie tylko lasy świerkowe, ale również za zwiększoną korozję nieosłoniętych metalowych elementów. Osłoniętych teżzwłąszcza takich jak marmur czy srebro.
W radiowej praktyce zjawisko to jest szczególnie kłopotliwe w odniesieniu do elementów wykonanych ze srebra (marmur był wykorzystywany bardzo rzadko). Metalu uznawanego za szlachetny, ale jednak nie odpornego na siarczki. Czarny nalot izoluje styki (onegdaj srebrzone dla poprawy kontaktu) przez co prawie każdy przełącznik czy klawiszowy czy obrotowy wymaga zaopiekowania. Wyczyszczenie za pomocą chemii (wszelkie preparaty typu Contact ) czy  też drobnego papieru ściernego pomagają przywrócić funkcjonalność stykom.
Stradivari - lampa w ekranie.
Oprócz styków, jest też drugi element powszechnie stosowany w radiach przez kilka dziesięcioleci, gdzie srebro pełni ważną rolę - ceramiczne kondensatory dostrojcze. Kondensator taki składa się z dwu elementów – postawki i obrotowego talerzyka. W tym drugim okładzina kondensatora zbudowana jest w postaci napylonego półkola, a wykonanego z czystego srebra. Wysoka przewodność, łatwe lutowania i możliwość uzyskania cienkich warstw – pretendowało ten metal do użycia.  Elementy dostrojcze montowane są (zazwyczaj) w miejscach umożliwiających łatwe manipulowanie (ustawianie) w końcowym okresie produkcji, na etapie zestrajania – dlatego też na zewnątrz dostrzec możemy charakterystyczne talerzyki z łbem do stawienia śrubokręta.
Typowy stan zastany - tu Beethoven
W głowicy produkcji NRD, a powszechnie stosowanej w odbiornikach Beethoven, Stradivari czy też Juwel, dwa trymery (od heterodyny jak i wzmacniacza w.cz. ) umieszczone są na zewnątrz. Mocowane są nitami rurkowymi i chyba to od nich rozpoczynany był montaż głowicy. Usytłowanie na zewnątrz ułatwiało także ustawianie przy finalnym strojeniu – łatwy dostęp, ale wystawione na zakurzenie i korozję.  Tak się stało, iż w kilku odbiornikach RTF, które trafiły w nasze ręce, w praktycznie każdym jeśli nie jeden, to obydwa trymery były uszkodzone.
Czarna powierzchnia okładziny trymera.
Najczęściej uszkodzenie polegało na utracie styku pomiędzy metalowym wkrętem a metalizacją talerzyka - nastepowała przez to utrata pojemności.
Rysy na powierzchni od próby zmierzenia rezystancji.
Symptomem takiego stanu (dla heterodyny) jest znaczące przesunięcie na skali UKF w górę. Mój Beethoven odbierał aż do 114 MHz. Nie było tam żadnej stacji, ale generator FM dawało się usłyszeć. Ponieważ i drugi trymer również miał to samo uszkodzenie, to udawało się ze względnie dobrą (akceptowalną) czułością odbierać wyższą połówkę górnego pasma. Rozpoczynało się od 98.8MHz (Trójka), a RMF FM (107,5MHz) było w 3/4  skali.
Można ocenić sprawność trymera mierząc rezystancję (nie powinno jej być) między powierzchnią talerzyka a wkrętem. W jednym STERN-ie miałem kiedyś kilkaset kiloom i dawało się przesunąć heterodynę o ok. 700kHz, a powinno o całe pasmo. Albo i więcej. Pozytywnego wyniku pomiaru rezystancji (kontakt) proszę nie traktować jako gwarancji sprawności – zdarzyło się nam spotkać egzemplarz, gdzie uszkodzenie dotyczyło dolnej, niedostępnej okładziny.
Dla uszkodzenia trymera obwodu rezonansowego wzmacniacza w.cz. symptomem jest słaba czułość, a zwłaszcza niesymetria tej czułości w paśmie UKF. W jednym skraju skali jest ok. a na drugim słabo lub wcale. Jest to rezultat dużej nie współbieżności strojonych wariometrami obwodów głowicy.
Tutaj wystarczył jeden.
Jak wspomniałem, trymery (najprawdopodobniej) były montowane na samym początku, więc duża część elementów wnętrza wisi na ich wyprowadzeniach.
Głowica Stradivari
A ponieważ nity rurkowe były stosowane do mocowania to wymiana całych trymerów nie jest prosta. Aż strach pomyśleć, że po naprawie głowica wyglądałaby jak Panthenon po przedwojennej renowacji, kiedy to nie wszystkie kamienie wróciły na swoje miejsce.
Jako akceptowalne serwisowo rozwiązanie przyjęliśmy dolutowanie dodatkowych trymerów na pleckach. Jak widać np. tu - nie tylko my korzystamy z tego rozwiązania. Ponieważ uszkodzenie zazwyczaj polega na utracie pojemności - to też dodanie dodatkowej nastawnej(-ych) pojemności pozwala ustawić głowicę w jak najlepszym porządku.
Tutaj kondensatory są przylutowane w pozycji 69 - dolny talerzyk zwierał z górą dolnego !
Instrukcja zaleca strojenie w jednym punkcie – przy 90MHz, w naszej praktyce to w zupełności wystarczało.
Po regulacji mechanicznej - wg. instrukcji servisowej strojenie tylko przy 90MHz
Nie mniej skala ma przy 97MHz drugi znacznik.
Nadajnik z miejscowości BURG nie trzymał się33 kanału (96,9MHz) ale nadawał na częstotliwości 97,0MHz
Strojenie dwupunktowe może się okazać konieczne przy generalnej przebudowie głowicy np. po wymianie trymerów.
Pozycje rdzeni wariometrów też można ustawić.
Nalutowanie pozwala problem ominąć. Zachowane są oryginalne elementy – dodano tylko te, które przywracają funkcjonalność. Uwaga dodatkowa - trymetry są pod napięciem i lubia kopnąć - dlatego też użycie ceramicznego wkrętaka ma podwójne znaczenie. Brak szkodliwej pojemności i izolacja.
Czystym srebrem świecą nalutowane trymery.
W domowych warunkach możemy usunąć siarczki z większości zaśniedziałych srebrnych elementów. Z kondensatorami się nie udało – ale srebrna biżuteria żony posłusznie się poddała. Łyżka z cukiernicy też. Do oczyszcznia potrzebny jest kawałek aluminium – folia jest doskonała. Szklana z wodą i łyżeczka soli.
Czyszczenie srebra w warunkach kuchennych.
Jeżeli srebro styka się z aluminium, to powstałe w ten sposób elektrochemiczne ogniwo, które to napędza reakcję rozkładu siarczków. Zapach siarkowodoru jest najlepszym wyznacznikiem skuteczności. Metoda może nie jest doskonała, ale prosta i skuteczna – jak z dodatkowymi trymerami.

Wracając na Akropol. Już starożytni Grecy pod budując świątynię wiedzieli o zjawisku korozji i umieli jej zapobiegać. Żelazne klamry spajające bloki marmuru były pokrywane ołowiem. Późniejsze restauracje nie znały tej technologii, przez co tylko pogarszały sytuację. Żelazo korodowało, niszcząc przy okazji kamień.

Grecy, cóż jak to Grecy, odnawiają swój zabytek od ponad 40 lat, sporo ludzi nad tym pracuje i kosztuje to miliony Euro. Co ciekawe za czasów Peryklesa, budowano go lat 8. Mam nadzieję, że finalna restauracja mojego Beethovena, nie będzie aż tak czasochłona.

Tu do księdza Tisznera należy się odwołać, który to w Histori filozofii po góralsku , górali do starożytnych greków przyrównując, stanowił, że: Bukowianie to hedoniści. Zaraz dodając:  Wokół tego słowa narosło tyle nieporozumień, że księża nawet to ganili. A tymczasem to nie grzech cieszyć się radościami i uciekać od smutków. Tak przynajmniej robią na Bukowinie, gdzie się radują życiem, podczas gdy Grekom chodziło tylko o fizyczną przyjemność.

Tak, że cieszmy się restauracją radia (jak Grecy Akropolu), a i niech to trwa lat osiem czy czterdzieści. Byle zawsze cieszyło.



wtorek, 5 stycznia 2016

Głowica Berlina czyli o łączeniu teorii z praktyką

Po dłuższej przerwie udało mi się powrócić do warsztatowej praktyki.
No właśnie praktyki, bo przy poparzonych lutownicą palcach i po nawdychaniu się oparów kalafonii, to właśnie ona (praktyka) więcej satysfakcji mi przynosi. O wiele więcej niż najbardziej nawet wysublimowane teorie. Są co prawda ludzie, którzy do różnych zagadnień podchodzą czysto teoretycznie, i tylko teoretycznie. znajdując doskonałe, teoretycznie doskonałe rozwiązanie. Ale nie działające.

Pamiętam sentencję wiszącą kiedyś w pokoju kolegów automatyków na EC Żeran:

Teoria jest wtedy, gdy wszystko wiemy, ale nic nie działa.
Praktyka, gdy działa, ale nie wiemy dlaczego.
W tym pokoju łączymy teorię z praktyką!
Nic nie działa i nikt nie wie dlaczego.  

Ta część praktyczna to głowica Blaupunkta Berlin, głowica ciekawa bo złożona z dwu lamp EC92, gdzie na dodatek heterodyna jest wspólna dla FM i AM. Nie wiem czy to taki etap rozwojowy technologii UKF, czy też specjalne wytyczne konstrukcyjne, ale niektóre elementy i rozwiązania wydają się dziwne i nietypowe, a przez to ciekawe.
Radio po wstępnej naprawie przez kolegę Zygmunta, grało akceptowalnie na AM i ciut słabawo na UKF-ie. Coś tam odbierało, ale żadnego z nas nie satysfakcjonowało. W naszym nieformalnym, konińsko-warszawskim duecie naprawiaczy występuje pewnego rodzaju specjalizacja. Zasilanie i m.cz. to domena Zygmunta, powyżej 20kHz to moja działka.
Radiowa część Berlina - jak sie okazało nie tej wersji.
Radio trafiło do mnie juz przygotowane,  wstępny ogląd pozwolił stwierdzić, że uszkodzony jest trymer obwodu wzmacniacza w.cz.
Ale i heterodyna zachowywała się dziwnie – niby dawało się zestroić przy otwartej pokrywie, ale po jej założeniu - już nie. Jako tako zachowywała się do ok. 96MHz, a potem fik-myk i (po wzbudzeniu) odbieramy RFM FM czyli 107,5 MHz (!)  wg. lokalnych warszawskich nadajników. Niby należało się cieszyć na dół przy 87,5MHz, a górę przy 108MHz, ale dziura sięgała ponad 10MHz. Chwilę, chwilę – sięgała dokładnie 10,7MHz. Więc mamy podejrzanego – do ustalonej parametrami LC obwodu rezonansowego wkręcała się pośrednia! Także bardzo ciekawie wyglądało tło radiowe emitowane przez heterodynę – wiele bocznych częstotliwości, dużo się tam działo. Drgania relaksacyjne, pośrednia i czor wie jeszcze co. Że radio grało - to cud prawdziwy.
Oprócz jednego sygnału (106MHz) - reszta to śmieci z heterodyny. Zygzaki to efekt pokręcania skalą.
Nie dziwota zatem, że odbiór był słaby zniekształcony i nie godny takiego radia. Wymiana papierowych kondensatorów filtrujących napięcie anodowe (już w samej głowicy) nic nie pomogłam chociaż jeden był suchy (0pF), drugi z ogromną upływnością (2x pojemność nominalna).
Te srebrne papierowe - to złom.
Bliższe przyjrzenie się głowicy, dowiodło, ze schemat, którym się posługiwałem też nie bardzo odpowiadał rzeczywistości. Dopiero użycie dokumentacji z innego modelu Blaupunkt-a (z lampami serii U) i usunięcie z rysunku obwodów AM dało pogląd nt. rzeczywistej konstrukcji głowicy.
Głowice - tylko obwody UKF
Jak widać występują w niej dwa „dodatkowe” trymery, których jak się zdaje rola polega na kompensacji rozrzutu parametrów. Nie znałem ich z polskich czy DDR-owskich głowic, o kilka lat później konstruowanych.
Dlatego też moje podejrzenie obróciło się przeciwko nim. Występują tam dwa oznaczone odpowiednio NC1 i NC2, ten drugi w obwodzie heterodyny.  Dlatego na cel poszedł on.
Schowany okrutnie, przynitowany w najciemniejszym miejscu, w dodatku cały czarny. Ponieważ jego pokręcanie w niczym nie zmieniało ani częstotliwości, ani też widma emisji, a kolor wskazywał na korozję powłoki srebra, to prosty pomiar rezystancji pomiędzy talerzykiem a wkrętem, który wskazał omową nieskończoność wskazał winnego. Nalutowałem na niego (bo wymienić nie szło) mniejszy 3-10pF posiadający i to wystarczyło.
O ile stabilność heterodyny była już była zachowana (także z zamkniętą pokrywa), to brakowało mi jednoznacznego kryterium ustawienia. W praktyce  wystarczy zadać pytanie na forum Triody i od razu znajdzie się odpowiedź, tym razem było inaczej – brakowało praktyków. I tu w sukurs przyszła teoria.
Neutralizacja jako ciekawe zagadnienie w kilku książkach jest opisywane. Chyba najbardziej przystępnie w INFORMATORZE Radiowo- warsztatowym wydanym przez WKiŁ w roku 1961,  jako tłumaczenie „Telefunken Laborbuch”. We wstępie czytamy: W książce podane są najnowsze układy oraz ich obliczenia stosowane w radiotechnicznej praktyce konstrukcyjnej. Wyniki teoretycznych rozważań oraz prac doświadczalnych przedstawiono w dostępnej, zrozumiałej i praktycznej formie. Czyli teoria i praktyka w jednym.
C5 to nasz NC2 !
Trymetr NC2 udało się określić jako pracujący w układzie oscylatora i odpowiedzialny m.i. za „promieniowanie drgań oscylatora” – domyślam się, że poprzez ograniczenie tej szkodliwej aureoli częstotliwości około heterodynowych. Brakowało nadal jednego kryterium wg. którego należało ustalić jego pojemność, bo wzbudzenie powyżej 96MHz zniknęło jak ręką odjąć, a i skala górna dała się ustalić na to 101MHz.
Tylko jeden prążek heterodyny!
Posłużyłem się trzecim, w książce wymienionym, efektem tj. zależnością częstotliwości heterodyny od obwodu wejściowego przy braku równowagi. Podobnie jak we wcześniej omawianym radyjku zaobserwowałem zmianę częstotliwości heterodyny od obciążenia obwodu wejściowego, a dokładniej podłączenia (lub nie) anteny). Trymetr pozostał przy ustawieniu gdzie ten wpływ był najmniejszy.
Dobór kompensacji (oś czasu - od dołu do góry). Zmiany częstotliwości od kilkudziesięciu kHz do kilku - zależnie od nastaw trymera NC2.
Nie jako przy okazji dało się obejrzeć kombinowane podłączenie kompensujących kondensatorów w obwodzie drgającym generatora. Ten żółty (kolor oznacza współczynnik temperaturowy) jest w specjalny sposób mocowany, tak aby jego nagrzewanie odpowiednio kompensowało nagrzewanie (a przez to zmianę pojemności lub indukcyjności) innych elementów obwodu rezonansowego, także zmianę pojemności lampy.
INFORMATOR też ma rozdział poświęcony zagadnieniom termicznej stabilizacji częstotliwości.

Później, w dobie tranzystorowej przy ARCz nikt już tak nie dbał o finezję konstrukcji. Dioda pojemnościowa włączona w sprzężeniu zwrotnym wystarczyła. Ba nawet późne głowice lampowe o szerokim paśmie (do 108MHz) takie rozwiązanie zawierały.

Pozostawiłem NC1 w środkowej pozycji, zdając sobie sprawę, iż będę musiał ten mostek neutralizacji zestroić wg. innego kryterium – najprawdopodobniej minimum sygnału p.cz. na wejściu (jako wyjściu) antenowym. Niestety RLT2832U pracuje dopiero powyżej 50MHz, a używanego przez krótkofalowców upconvertor-a nie mam (jak do tej pory).

Jak to zrobić w praktyce strojenie NC1? Pomysł mi chodzi po głowie - zadać zwrotnie p.cz. (10,7MHz) na wyjście głowicy, a poziom spróbuję zmierzyć na antenie za pomocą – drugiego radia. Tor p.cz. FM powinien działać jak bardzo selektywny mili- lub nawet mikro- woltomierz.
Połączylibyśmy w ten sposób teorię z praktyką, inaczej niż w tym pokoju kolegów automatyków.

Radio będzie grało, a my będziemy wiedzieli dlaczego!

piątek, 1 stycznia 2016

Góral w krawacie czyli spotkania z ciekawymi ludźmi.

 W moich latach szkolnych, a były to lata siedemdziesiąte, organizowano dla dzieciaków takie „spotkania z ciekawymi ludźmi”. Żadne tam multimedialne prezentacje, ba nawet rzutnika nie było – po prostu przyjechał Człowiek i opowiadał. Spotkań tych było może kilka, ale pamiętam jedno – ze Stanisławem Marusarzem, sportowcem, kurierem tatrzańskim i człowiek, o którym już w tedy mówiło się żywa legenda.
Stanisław Marusarz i Jan Łożański - kurierzy tatrzańscy (żródło WikiMedia)
Na Podhalu ludzi, którzy nieśli ze sobą duży bagaż przeżyć, doświadczeń, a i mądrości zawsze obdarzało się uznaniem i szacunkiem. Ponad czterdzieści lat minęło, ale tamto spotkanie żywo pamiętam.

Przez ten czas cały świat się zmienił, pracuję w firmie i zawodzie, który wymaga dosyć częstego podróżowania po kraju, podobnie jak setki, (jeśli nie tysiące) tzw. przedstawicieli handlowych potocznie i pogardliwie krawaciarzami zwanymi. Te dziesiątki tysięcy kilometrów po polskich drogach to nie tylko okazja do zakupienia, obejrzenia wielu odbiorników, ale nade wszystko do spotkania i poznania ludzi z radiem związanych. Bardzo ciekawych ludzi.

Pierwszą większą operacja logistyczną było przewiezienie telewizora Wisła ( a raczej jego zachowanej doczesności) z podwarszawskiego Zalesia do Chrzanowa. Przy tej okazji miałem możliwość zobaczenia AGI (tylko o 700 niższym numerem niż moja), kilkudziesięciu minut pogadania z Jankiem (telewizorek 52) i podzielenie się radiową pasją.
Drugi koniec tej podróży to Chrzanów i kolega Roman (romanradio) z jego wszystkimi (wszystkimi, jakie powstały oprócz jednego) Pionierkami, Mazurami i pochodnymi konstrukcjami.
Dwie godziny w chłodnym warsztacie (zimą to było) to bardzo gorące chwile.

Korzystając z wyjazdu do Rzeszowa odwiedziłem kolegę „staku”, któremu to zawdzięczam uratowanie głośnika od Philipsa,
Niektórzy os oka kamery uciekają jak mogą.
Ale pracami się chwalą.
Do tej pory zazdroszczę urządzenia warsztatu. Prawie stałą komunikację zapewniam na trasie Nowy Targ – Warszawa-Konin.
Nie tylko radiem człowiek żyje - trafi się i wzmacniacz.
Zdarza mi się często wpaść do Łodzi na ul. Kopernika do Philips-owcom znanego warsztatu rowerowego. A i przez Zgierz (chrzan49) czy Turek (kraz) też czasami mi po drodze.
Każde z takich odwiedzin to okazja do rozmowy i podzielenia się radiową pasją, czasem radiowymi artefaktami.
Gościnność aż staropolska - i ciasteczko się znajdzie.
Dwa Beethoveny małe Loeve Podhale i Symfonia. Ślubna tez się zmieściła.
A to lampa, a to chassis, a to całe radio zmienia swojego właściciela.
Czasmi do transportu wciska sie pazarzer na gapę.
Jeśli kogoś pominąłem w wyliczeniach to serdecznie przepraszam, zawsze, ale zawsze gościnność, serdeczne przyjęcie i arcyciekawa rozmowa temu towarzyszy. Tak jak kolega Piotr z Sosnowca wspomniał: jak to miło z kimś o radiach porozmawiać.

Bardzo fajne są takie zjazdy jak organizuje Towarzystwo Trioda (coraz rzadziej niestety), czy też polski oddział GFGF (Legnica troszkę za daleko), więc te osobiste spotkania są dla mnie bardzo cenne.  Uważajcie, zatem na drodze, może obok przemknie samochód załadowany kilkoma odbiornikami, a kierowca będzie (lub nie – ostatnio przestałem nosić) pod krawatem. Łącze wielu radiowców.

Wracając do Dziadka, jak potocznie Stanisława Marusarza określano – w roku moich narodzin został zaproszony na Sylwestrowy bal przy Turnieju Czterech Skoczni, by następnego ranka (jak łatwo się domyśleć - 1.01.1966 r.) w trakcie oficjalnego otwarcia konkursu w Garmisch-Partenkirchen, góralską fantazją niesiony przywdział narty i w wieku 53 lat oddać piękny skok na 66m (punkt konstrukcyjny podówczas kończył się na 80 metrach). Musiał pożyczyć narty i buty, skoczył w garniturze i krawacie. Ostatni skok Stanisław Marusarz wykonał w wieku 66 lat.

Góral pod krawatem – to jest coś nieobliczalnego. Nie tylko w Nowy Rok!