piątek, 18 września 2015

Mistrzostwo, czyli od nożyczek, i od kowadła na ratunek Stern-owi.

Bardzo blisko był taki smutny koniec Sterna 7E81, który w trudnym stanie zawitał do nas. Już szykowaliśmy się, by uciekając od pieca stał się piecykiem. Jak to jednak bywa w takich chwilach znalazła się osoba, która uratuje. Pan Piotr postanowił, że ten rzadki model, NRD-owiec na amerykańskich lampach, swoje miejsce w kolekcji znajdzie i będzie uratowany. Ogromnie się ucieszyłem i drogą zamiany za AZ-ki, których deficyt do Amati i Beethovena odczuwam, zamieniłem.

Transport na miejsce był "w cenie", zatem było to i okazja nie tylko poznania „kolejnego radiami zakręconego”, ale także popodziwiania modeli rzadkich, i w pewien sposób wyjątkowych. Kolekcja ładnie zgromadzona, uruchomiona i grająca składała się praktycznie z samych modeli „mistrzowskich”. Pozwolę się podzielić wielkim uznaniem, co do trudu w zdobycia, a następnie restauracji odbiorników. Były one w pewien sposób naj-, to jest naj-większe, naj-doskonalsze kiedyś (a i teraz) naj-droższe.

Niektóre nawet w nazwie mają słowo Spitz jak klapką zamykany Siemens Spitzsuper z 52 czy 53 roku.
Klawiatura  i skala odsłonięta.
Tevion dał koncert muzyki marszowej odtwarzanej z pasków – ot takie skrzyżowanie płyty gramofonowej (rowki) i taśmy zamkniętej w kasecie. Działa i dźwięk jest zaskakująco dobry, nie ma (lub nie słyszałem) bolączek starej płyty.
Jest w pełni sprawna SABA Automatic z sekwencyjnym automatycznym sterowaniem – cudo techniki na swoje czasy, chociaż wzornictwo już trochę duchem modeli Braun-a tchnięte.
Połącznie techniki radiowej z automatycznym sterowaniem to coś fantastycznego.
Gwoździem programu wieczoru (niestety krótkiego – byłem przejazdem) był Philips Bi-ampli. Stan zachowania bardzo dobry, a sam odbiornik wręcz powalający rozwiązaniami i ilością lamp. Przełącznik zakresów sterowany za pomocą napędzanego silnikiem pozycjonera to rozwiązanie unikatowe. Jakoś tak na wyrost oczekiwaniom, moim oczekiwaniom – osobiście wolę gałkę, klawisz i pokrętło.
Philips od tyłu - tutaj dopiero budzi szacunek.
Zastanawiałem się, co Pana Piotra tak napędza i gna w stronę tych najlepszych, największych – odkrycie pojawiło się dopiero przy przeglądaniu fotografii. To słowo to - Mistrzostwo. Dyplomy rodziny Pana Piotra, Mistrzów we fryzjerskim fachu licznie wisiały na ścianach.
Jeśli zaszczepi się w człowieku te pierwiastek Mistrza, to będzie dawał on rezultaty i w przyszłych pokoleniach. Nie koniecznie w tym samym fachu.
Zrazu przypomniał mi się inny Mistrz, przodek kolegi Zygmunta, z którym trochę po społu borykamy się radiami. To rzemiosłem i cechem było kowalstwo. I ten sam pierwiastek - dążenie do doskonałości, widoczny chociażby w tytanicznej pracy odrestaurowania cechowego dyplomu. Dyplomu w carskich czasach wystawionego, gdzie i niektóre dane historyczne trzeba było odtwarzać. Udało się. Tak jak i tym odbiornikom, dobrze się mają, gdy trafiają w ręce Mistrzów.
Jak widać Stern już ciepłem otoczony jest i będzie z pewnością, może nie największą, może nie najciekawszą, ale zawsze perełką w kolekcji.

Czy nie sądzicie, że w sztuce restaurowania odbiorników nie przydałaby się cechowa struktura? Jak widzę niektóre próby działania (na forum, czasem na OLX) to z bólem konstatuję, że nie ma szkoły, zasad i cechowego porządku. A może podręcznik wystarczy?  Trafiają się Mistrowie.

Ja osobiście ciągle czuje się, że czeladnikiem, czy nawet uczniem jeszcze nie jestem. Zaczynam od początku - "po piwo Panu Majstrowi ganiam",
no trochę rozpowiadając na blogu, co gdzie słychać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz