sobota, 8 sierpnia 2015

Uratowane z ognia czyli z piecyka - radio, z radia - piecyk

W wielu miejscach, kupując czy też odbierając dla siebie czy kolegów stare radia, spotykam się ze wspomnieniami: ”A mieliśmy tu jeszcze radio( radia), ale zagracały to porąbaliśmy i poszły do pieca”. Smutny jest koniec wielu odbiorników.
Spotykałem też na aukcjach zdjęcia pięknych kiedyś drewnianych odbiorników pomalowanych czy wręcz upacianych czarna farbą olejną. Pięknych kiedyś egzemplarzy z najdziwniejszymi naklejkami i ozdobieniami czy nawet Beethovena przyciętego w połowie wysokości, bo nie mieścił się w regale. Okropieństwo.

Dlatego też wielką radość dla mnie (i wielu kolegów) czyni każdy uratowany odbiornik, a Beethoven w szczególnie. Ponieważ każdy naprawiacz, musi wcześniej czy później zmierzyć się z tym „Królem Brzmienia”, to pozwólcie, iż podzielę się emocjami i spostrzeżeniami, które to ratując już trzy egzemplarze nam się przydarzyły. Piszę „nam”, chociaż to zazwyczaj Zygmunt zajmuje się całą radiową robotą, mnie przypada głównie logistyka.

Jako, że kolega dużą praktykę w lampowych wzmacniaczach zdobył (kilka fajnych „piecyków” widziałem), to w dużych niemieckich odbiornikach się lubuje. Ja z kolei w takich drobnych, malutkich i ciepłych. Ot, rzecz gustu.

Pierwszy „nasz” Beethoven pochodził z Krakowa i teraz po restauracji dzielnie stanowi ten wzorzec. Renowacja była kompletna łącznie z obudową, a i efekt doskonały. Oko i ucho cieszy.

Drugi pochodził z komisu w Warszawie. Cena była okazyjna, no może wygląd nie za bardzo. Klawisze popękane i  lekkie oznaki korozji wewnątrz, ale obudowa w zdatnym stanie.
Pozwoliłem sobie poprosić Zygmunta o ożywienie. Ja niestety dotknięty remontem generalnym mieszkania na kilkanaście tygodni bardzo limitowany jestem w działalności radiowej.

Pierwsze meldunki były pocieszające:

Odbiornik odkurzony i wstępnie  wyczyszczony, przesmarowane wszystkie osie obrotowe kółek nawrotnych linek skali i pot., potraktowane preparatem podstawki lamp, zespół bezpiecznikowy, wyłącznik sieciowy i przełącznik zakresów. Lampy wyjęte. Szyba skali zdemontowana do naprawy linki skali UKF.
Tak w ogóle to stan super, nikt jeszcze dotąd w nim nie grzebał, wszystkie części oryginalne, tak więc będzie parę kondensatorów do podmiany zarówno elektrolitów katodowych, filtrujących napięcie anodowe, jak i w obwodach siatkowych pentod głośnikowych, spalony jeden rezystor katodowy stopnia przeciwsobnego. Lampy wszystkie oryginalne. Głowica państwowa, nieprzestrajana.

Podobne e-mail nadchodziły prawie codzienne. Kto naprawiał, wie co to znaczy, kto nie może sobie wyobrażać, dla mnie fantastyczne kibicowanie.
Opisy remontów Beethovenów można przeczytać, czy obejrzeć w sieci w wielu miejscach. Jest pewnego rodzaju kult tego odbiornika w Polsce. Przyznam, że chyba najbardziej legendą (oprócz Beskida) otoczone radio.

Wraz z Beethoven zawiozłem Zygmuntowi drugie radio, też NRD-owskie, też STERN-a, właściwie to model dwa pokolenia wcześniejszy (Amati był pomiędzy) – STERN 7E81.
Dwa pokolenia razem na podłodze w garażu.
Stan rzekłbym tragiczny, ale 30 PLN to dla samej lampy prostowniczej było warto.

7E81 był obiektem badań i „reverse engineering” co do sposobu konstruowania odbiorników ponad 60 lat temu. Ciekawe spostrzeżenia  dotyczyły sposobów walki z brumem.

To do czego doślijmy:

  • po każdej lampie prostowniczej pierwszy kondensator musi mieć nie za dużą pojemność. Jest ona katalogowo określana, 5U4G tylko 10uF, a AZ11 już np. 60uF. Przekroczenie prądu pierwszego ładowania dla lampy jest szkodliwe. Sam o tym naocznie się przekonałem
  • Powyższe powoduje, że wartość napięcia tętnień za lampą jest dosyć wysoka. Nie dziwi więc podwójna filtracja za pomocą uzwojeń wzbudzenia głośników. W STERN-ie zamiast magnesów stałych zastosowano elektromagnesy. Dwa w jednym: i solidny dławik dla filtra LC i silne pole magnetyczne, w którym to pracuje cewki głośnika.
  • Ale to pole nie jest stałe (jak w magnesach stałych), ale też tętniące, więc wnoszące zakłócenie, tyle że o znanym charakterze to dające możliwość kompensacji. Ta jest fikuśnie zrobiona przez dodatkową cewkę umieszczoną w polu elektromagnesu, ale nie poruszającą, a że połączoną w przeciwfazie - to tłumiącą brum.
  • Jak to się wszystko policzy, iloście zwojów, pola, przekroje i miliwolty, to teoretycznie można skompensować to nieprzyjemne zjawisko. Istnieje jednak pewnego rodzaju niebezpieczeństwo, że nawet najlepiej policzone i nawinięte cewki mają swoje tolerancję, prąd anodowy też z czasem się co nieco się zmienia, więc kompensacja jest w pewien sposób przybliżona. 
  • Przydałby się element regulacyjny, którym można by było ustawić przydźwięk na zero. I co ciekawe – w tym radio jest – to transformator odwracający fazę do stopnia końcowego.
    W innych konstrukcjach używa się zazwyczaj triody, a tutaj użyto transformatora. Lampy drogie, wymagań audio też specjalnych przy odbiorze AM nie było. Mocowanie tego transformatora pozwala go o mały kąt obrócić, tak aby poprzez łapanie szczątkowego, ale jednak pola magnetycznego od elektromagnesów głośników dodać składową kompensującą. 


Musieli się ludziska imać sposobów by było dobrze
.
Niestety po 60-latach już tak dobrze nie było, informacja od Zygmunta:  

Poddałem dokładniejszemu sprawdzeniu transformatory Sterna. I tak:
trafo sieciowe - duża asymetria napięć anodowych - ok.70VAC
trafo odwracacza fazy - brak przejścia na dwóch uzwojeniach.
Trafo głośnikowe  - pomiary oporności prawidłowe.

W tej sytuacji przed renowatorem duży nakład pracy. Co robić – poradziłem się Pana Krystiana z GFGF. Oto jego opinia:

Niewątpliwie jest to jak Pan pisze radio juz trochę “ historyczne “ z tych pierwszych modeli jakie robili na lampach amerykańskich czy  ruskich . Tyle ze to jest produkt DDR i tutaj w Niemczech zachodnich nie ma żadnej prawie wartości – nikt tego nie zbiera. Hołdują swoim wyrobom : Grundigom , Telefunkenom i całej plejady swoich firm powojennych .
Jedynie miałoby jakąś sentymentalna wartość  dla ludności z dawnego DDR u , czyli w Niemczech wschodnich . Tam znam kilku“ patriotów “ którzy tylko wyroby DDRu zbierają . Ale problem w tym ze tych DDR-owskich wyrobów tam było na wystawkach i za darmo na śmietnikach w identycznym stanie jak ten na tym zdjęciu co Panu oferują . Tak ze ta klientela sie nasyciła i to dobrym sprzętem , ponieważ bylo w czym wybierać .  Tak ze rynek tam jest nasycony .   Ja tutaj DDR-owskie radia dobrej klasy  Juwele , Dominante , czy  Undine to po 10 Euro widziałem w dobrym stanie na tutejszych tzw. Flohmarktych  I nikt tego nie kupował .

Trudno – pójdzie na części.

Kolejny Beethoven przyjechał z Łodzi, właściwie trudno powiedzieć, że było to radio, ktoś skrupulatnie ogołocił je z radiowych lamp i głowicy. Przebudował je na „piecyk gitarowy” o "wyjątkowym lampowym brzmieniu". Nawet CD się znalazło.

Podjęliśmy trudu i kosztów by temu Beethovenowi radiowe życie przywrócić - na szczęście kupiony w międzyczasie „dawca”, czyli samo beethoven-owe chassis miało i głowicę, i sporo potrzebnych elementów.

Dzisiaj postąpiłem z pracą przy Beethovenie. Właściwie wszystko już w chassis skompletowane i co było do wymiany wymienione, tj głowica i jej podłączenie, jeden klawisz, dwa oznaczniki położenia klawiszy, dźwignia z rolką nawrotną linki AM, wskaźnik położenia anteny ferrytowej, smarowanie wszystkich miejsc, które tego wymagały, czyszczenie gniazd bezpiecznikowych i podstawek lamp, czyszczenie styków przełącznika zakresów, regulacja sprzęgła itd.

I na koniec lista kontrolna z pomiarami, które wykazały niestety przerwę w uzwojeniu sprzężenia zwrotnego transformatora głośnikowego układu przeciwsobnego, podobnie jak w poprzednim moim Beethovenie. Z braku kolejnego sprawnego transformatora muszę znaleźć niestandardowe rozwiązanie problemu. Z.

Ponieważ brakowało transformatora głośnikowego ze sprawnym uzwojeniem sprzężenia zwrotnego – Zygmunt zabudował taki erzac/protezę w postaci malutkiego transformatora sieciowego z zasilacza Nokii. Działa, może nie super-idealnie, ale na tyle dobrze by doczekać do innego dawcy i innego trafo głośnikowego.

Radio zagrało zaraz po zamontowaniu głowicy, lekkiego dostrojenia detektora FM tylko wymagało. O tym, że NRD-owskie kondensatory elektrolityczne i papierowe to po latach praktycznie śmieć to już nie musze czytelnikom wspominać.
Zostały wymienione.

Kolejny Beethoven uratowany!

Co do Sterna 7E81 to:

Trochę rozebrałem radio Stern
Udało mi się wyjąć wszystkie lampy bez uszkodzeń. Prostownicza to 5U4G Philpsa.
Niestety na lampach (poza jedną i niby 6V6 , które były 6P6C) nie uda odczytać się typu. Postąpiłem w ten sposób , że na szkicu chassis naniosłem rozkład i numery lamp i w odrębnych woreczkach foliowych umieściłem numery lampy z chassis. Gdyby była potrzeba to mogę je w wolnej chwili zidentyfikować z natury mając schemat.
Trafo sieciowe trochę mniejsze od blokowego 200 MVA. Blacha M130x38, waga trafo 4 kg.
Sfotografowałem trafo głośnikowe i odwracacza fazy aby było widać parametry, dla potomnych. Trafo odwracacza fazy EI60x24  a trafo głośnikowe EI78x25.

Głośniki wyglądają na sprawne. Mógłbym poddać zewnętrzne żelazo piaskowaniu.
Smutne, ale jeszcze się uśmiechnie.
Ostatnio Zygmunt coś zaczyna wspominać, żeby z tej obudowy, głośników lamp 6V6 i innych złożył taki „piecyk do gitary” dla syna. Inni też tak robią. Cieszy, że nie pójdzie do pieca!

Ratujmy stare radia, ratujmy lampowe brzmienie !

AKTUALIZACJA.

Zgłaszają sie dobrzy ludzie, więc może się uda i STERM 7E81 na amerykańskich lampach nie pójdzie ani ado pieca, ani na piecyk.





1 komentarz:

  1. Szkoda tego Sterna, zwłaszcza że to model, o ile się nie mylę, 7E81R - na lampach amerykańskich. Czy naprawdę stan taki tragiczny? Mam niby 7E81D, ale tego, gdyby była możliwość, może bym przygarnął...

    OdpowiedzUsuń