czwartek, 26 grudnia 2019

Ganco czy wielki amerykański sukces FM i jeszcze większy upadek.

Jest wielką inżynierską przygodą by na jednym pomyśle, jego funkcjonalnych zaletach zbudować firmę, osiągnąć sukces. Nie wiem czy nie większym wyzwaniem jest by ten sukces utrzymać, by to co się stworzy (firma) były stabilne i odporne na zmienne koleje losu.
Po zakończeniu II wojny  światowej w USA rozpoczęła się era dynamicznego rozwoju telewizji, był to praktycznie wielki boom. Już w latach pięćdziesiątych paśmie VHF zaczynało pomału brakować wolnych częstotliwości. Rozwijała się technika wysokiej częstotliwości - UHF. Pojawiały się przystawki telewizyjne, znane i u nas, umożliwiające telewizorom z niskim zakresem VHF odbiór kanałów z pasma UHF. Jednym z producentów takich wynalazków była firma Granco Products, korzystająca z patentów założycieli.



Seymour Napolin (wcześniej jako Melsey Corporation) opracował i opatentował bardzo stabilny obwód rezonansowy pracujący w setkach MHz. 
Ponieważ w połowie lat pięćdziesiątych wybuchło radio FM, Granco rozpoczął produkcję odbiorników FM i tanich przystawek FM z takim właśnie rozwiązaniem.
Wyrób ten (przystawki UKF) u nas praktycznie niewystępujący, ale w np. w NRD dosyć powszechnie stosowany. Jakoś nie mam do nich szczęścia – nie udaje się kupić Favorita czy innej za przyzwoite pieniądze.
Ale za to takich amerykańskich przystawek mam dwie, jedną właśnie od Granco. I to tą jako pierwszą postanowiłem uruchomić. Z zewnątrz sprawiała dobre wrażenie. Ot, bakelitowa obudowa, a i w środku też niczego sobie – pełny tor p.cz. z detektorem stosunkowym.
Ba, nawet wyjście na chinch (RCA connector) się znalazło. I to już w latach pięćdziesiątych, widać – Ameryka.
Bliższe zapoznanie się ze schematem pokazało, że cały (niech będzie dumnie) FM Tuner to dosyć prosta konstrukcja, każdy element ma swoje jasne zastosowanie i występuje tylko, gdy jest koniecznie i niezbędnie potrzebny. Analiza mechanicznej konstrukcji tylko potwierdziła to – wisienką na torcie „inżynieringu”, że tak się wyrażę,  okazał się wskaźnik częstotliwości – taki kawałek białego filcu naklejony na sznurek (bo linką to trudno nazwać) i przesuwający się w szczelinie.
Walka o najniższe koszty produkcji widać była bezkompromisowa, gdy trzeba te 19,95 dolara osiągnąć w detalu (+ tax oczywiście bo to Ameryka). Głębsze prze-szperanie Internetu pokazało, że istniała także pełnosprawna wersja tego odbiornika – ze wzmacniaczem m.cz. i głośnikiem – za 29,95$ + tax (Ameryka). Stało się wtedy jasne dlaczego obudowa miała takie eliptyczny grill – albo transformator, albo głośnik. Ale coś za coś, ta pełna wersja miała żarzenie bezpośrednio z sieci 110V. Firma Granco z Long Island City  (to chyba w samym Nowym Jorku) takie cuda w kilku kolorach i wersjach robiła.
U mnie w modelu T-160U transformator był, ale też na 110V, kabel z amerykańską płaską wtyczką. Wyposażony w transformator 220/110V (dzięki Staku!) zabrałem się do stopniowego uruchamiania.
Stos selenowy, już ktoś podparł diodą krzemową, ale tak czy nie inaczej nie udawało mi się osiągnąć nominalnego anodowego, było za duże. Wg danych nominalnych producenta transformator winien mieć przy 117V@0,32A na pierwotnym przy poborze 122V@0,051A i 6,3V@1,42A co daje przekładnie 0,959 (anodowe) i 18,57 (żarzenie). A rzeczony egzemplarz przy pierwotnym 122,4V dał anodowe 146,4V, Żarzenie 7,24V. Przekładnie coś nie tego- za duże.
Dodając do tego, że sam transformator (transformatorek - biorąc pod uwagę rozmiary) grzał się niemiłosiernie – diagnoza była jedna – zwarcie miedzyuzwojeniowe. W tym wypadku na pierwotnym – trzydzieści kilka zwojów ubyło :-(. Tu dodatkowa obserwacja – amerykanie zaoszczędzili jeszcze kilkadziesiąt zwojów i zarówno anodowe jak i żarzenie ma odcinek wspólny- ot taka zmyślna konstrukcja, a dwa metry druciku mniej. Po wyjęciu transformatora (O dziwo - ładnie ekranowany) okazało się, że zwykłe przewinięcie nie będzie proste.

Uzwojenia były nawijane na papierowych przekładkach, bez żadnego karkasu. Dodatkowo rdzeń posklejany – słowem żadne szanse na przewinięcie w moich warunkach. Znów ta kilkucentowa amerykańska oszczędność.



Przyjdzie coś poszukać na zastępstwo. Na pierwszy rzut oka może by się zmieścił transformator z Violetty, tyle że to autotransformator. Kopało by na chichach! Nie co podobny okazał się poniewierający wśród innych szpargałów transformator głośnikowy TS2-12-66 .


Przekrój rdzenia podobny, wymiary – no na upartego wejdzie. Jak się okazało szczelina (w transformatorze głośnikowym rzecz niezbędna) przekładką uczyniona – słowem rdzeń i karkas się nada. 
Transformator głośnikowy ujawnia swoje tajemnice.
Podesłałem koledze Zygmuntowi i transformator, i dane, a ten co prędzej obliczenia poczynił. Ilości zwojów, przekładnie średnice drutów i wielkości okna.
I dał do nawinięcia do zaprzyjaźnionego nawijacza. Ja zaś niespiesznie odłożyłem tuner na półkę i zająłem się innymi sprawami. Minęło z grubsza kilkanaście miesięcy, gdzieś tam po pamięci kołatało się, że się nawija. Ale to nawijacz nie miał drutu , a to czasu, a to jeszcze inne ważniejsze zajęcia przeszkadzały. Szczęśliwie kilka tygodnie temu otrzymałem transformator pieczliwie przez Zygmunta złożony.
Dokumentacja wewnątrz.
No jednej blachy się nie udało wepchnąć, też lakier izolacyjny przeszkodził. Ale transformator nie brzęczał, próbę pracy pod obciążeniem wytrzymał i do zamontowania gotów się okazał.
Końcówki lutownicze już się nie zmieściły i trzeba było połączenia poskracać, ale dał się wcisnąć w miejsce i działa.
A co najfajniejsze Zygmunt przystosował go do zasilania 240V więc jeden problem znikł.
 Po obsadzeniu lampami i obciążeniu okazało się ze żarzenie jest 6,4V, więc prawie idealnie.
6,3V byłoby ciut lepiej - ale nie narzekajmy.
Tuner ożył w pełnej krasie (już wcześniej okazał się z grubsza sprawny), można było się zająć innymi ciekawostkami. Do największej zaliczę sposób przestrajania – kondensatory nie są obrotowe (jak w 99% innych tunerów), ale koncentryczne - patent Granco.
Jeden trymer miał uszkodzoną przekąskę izolacyjną – zastąpiona została plastikowym cekinem. Cekin to taki płaski koralik, dysk właściwie ulubiony do wyszywania w góralskich gorsetach. Ślubna moja jako, że nie góralka to gorsetu panieńskiego nie miała, ale jeden cekin się znalazł.
Fajne jest też wykorzystanie przewodu zasilającego jako anteny – przez sprzężenie pojemnościowe – oszczędnie blaszka z preszpanową przekładką, tanie proste (amerykańskie), ale wystarcza.
Do pełni szczęścia potrzeba odtworzyć tylną ściankę (wiesz Pan - przeszpan), naprawić i przepolerować obudowę. No i te złote napisy na froncie odtworzyć – w końcu fasada jest najważniejsza. Musi złotem kapać – jak w amerykańskim banku. A, że z tyłu dykta, sznurki … byle taniej, byle więcej – Ameryka!
Ze złotymi gałkami wygląda nieźle.
Granco na początku lat sześćdziesiątych nie mogło podnieść się po pożarze, ktoś zaoszczędził na polisie ubezpieczeniowej od ognia – nie przedłużył na kolejny rok, tak dusili koszty - serio! Ich akcje jak i cały business FM zostały stopniowo wykupione/przejęte przez Emerson. Zaś sama firma, mimo, że w technice FM trzymała się dość mocno (w szczycie miała 40% rynku) w 1963 roku zniknęła.
Końcem swej egzystencji zdążyła zahaczyć o stereo. Takie to oto amerykańskie historie.

Wielkie wzloty i jeszcze większe upadki.
Chociaż wiecie, z takiego tunera to przyjemnie dobrej starej muzyki posłuchać – to jednak ten czas, ta muzyka, Ci artyści. Będzie tuner amerykański, ale z solidnym polskim wsadem.