Stanisław Marusarz i Jan Łożański - kurierzy tatrzańscy (żródło WikiMedia) |
Przez ten czas cały świat się zmienił, pracuję w firmie i zawodzie, który wymaga dosyć częstego podróżowania po kraju, podobnie jak setki, (jeśli nie tysiące) tzw. przedstawicieli handlowych potocznie i pogardliwie krawaciarzami zwanymi. Te dziesiątki tysięcy kilometrów po polskich drogach to nie tylko okazja do zakupienia, obejrzenia wielu odbiorników, ale nade wszystko do spotkania i poznania ludzi z radiem związanych. Bardzo ciekawych ludzi.
Pierwszą większą operacja logistyczną było przewiezienie telewizora Wisła ( a raczej jego zachowanej doczesności) z podwarszawskiego Zalesia do Chrzanowa. Przy tej okazji miałem możliwość zobaczenia AGI (tylko o 700 niższym numerem niż moja), kilkudziesięciu minut pogadania z Jankiem (telewizorek 52) i podzielenie się radiową pasją.
Drugi koniec tej podróży to Chrzanów i kolega Roman (romanradio) z jego wszystkimi (wszystkimi, jakie powstały oprócz jednego) Pionierkami, Mazurami i pochodnymi konstrukcjami.
Korzystając z wyjazdu do Rzeszowa odwiedziłem kolegę „staku”, któremu to zawdzięczam uratowanie głośnika od Philipsa,
Niektórzy os oka kamery uciekają jak mogą. |
Ale pracami się chwalą. |
Nie tylko radiem człowiek żyje - trafi się i wzmacniacz. |
Każde z takich odwiedzin to okazja do rozmowy i podzielenia się radiową pasją, czasem radiowymi artefaktami.
Gościnność aż staropolska - i ciasteczko się znajdzie. |
Dwa Beethoveny małe Loeve Podhale i Symfonia. Ślubna tez się zmieściła. |
Czasmi do transportu wciska sie pazarzer na gapę. |
Bardzo fajne są takie zjazdy jak organizuje Towarzystwo Trioda (coraz rzadziej niestety), czy też polski oddział GFGF (Legnica troszkę za daleko), więc te osobiste spotkania są dla mnie bardzo cenne. Uważajcie, zatem na drodze, może obok przemknie samochód załadowany kilkoma odbiornikami, a kierowca będzie (lub nie – ostatnio przestałem nosić) pod krawatem. Łącze wielu radiowców.
Wracając do Dziadka, jak potocznie Stanisława Marusarza określano – w roku moich narodzin został zaproszony na Sylwestrowy bal przy Turnieju Czterech Skoczni, by następnego ranka (jak łatwo się domyśleć - 1.01.1966 r.) w trakcie oficjalnego otwarcia konkursu w Garmisch-Partenkirchen, góralską fantazją niesiony przywdział narty i w wieku 53 lat oddać piękny skok na 66m (punkt konstrukcyjny podówczas kończył się na 80 metrach). Musiał pożyczyć narty i buty, skoczył w garniturze i krawacie. Ostatni skok Stanisław Marusarz wykonał w wieku 66 lat.
Góral pod krawatem – to jest coś nieobliczalnego. Nie tylko w Nowy Rok!
Szczęśliwego i zdrowego roku 2016 życzy stały czytelnik ;-).
OdpowiedzUsuńTelewizor Wisła... A w moich stronach ktoś mi proponował niedawno właśnie jakiś taki telewizor, ale nie Wisła tylko chyba Tisza, cokolwiek to jest (podejrzewam Madziara). Nie skorzystałem, telewizorem zaopiekował się któryś inny krakowski radioamator. Raczej siedzę w komputerach. Takich 8-bitowych.
Gratuluję Wojtku. Wykonałeś kawałek dobrej roboty. Z mojej strony życzę wszystkim radiowo zakręconym, w Nowym 2016 Roku jeszcze większego zakręcenia. TELEWIZOREK52.
OdpowiedzUsuń