Wleciał do mnie Kos, Odbiornik Kos produkcji Diory.
Bardzo lubiany przez kolekcjonerów bo na początku lat sześćdziesiątych był swojego rodzaju symbolem nowoczesności, takiego powiewu świeżości i dobrego wzornictwa.
![]() |
Na zgniłym zachodzie podobne robili, ale KOS ładniejszy. |
Produkowany był krótko: od 1960 roku do początków 1962, w niewielkiej serii i wielu kolorach. Dlatego w każdej szanującej się kolekcji jest tym „must be”. Oddało mi się go upolować za drugim razem, bo pierwszy wylicytowany nie został przez sprzedającego wysłany z dziwnym tłumaczeniem. Dzięki pomocy kolegi Jacka odebrałem to cudo.
Stan co najmniej dobry, obudowa nie była połamana, ani nie wypalona, ładna tylna ścianka i wyglądająca przez dziurkę lampa ELC82 dziwiła.
Oj, tak mi się z dziubkiem ptaszka z dziupli wyglądającym skojarzyła. No braki też były widoczne – brak znaczka i nieoryginalne pokrętła. Ten pierwszy otrzymałem w prezencie, a gałeczką do skopiowania od kolegi Włodka pożyczyłem. Najbardziej mnie ucieszyły śrubki mocujące chassis i tylną ściankę – takie z sześciokątnymi plastikowymi łbami.
Żywo mi przypomniały jakąś PLR-owska skręcankę – politechniczną zabawkę z mojego dzieciństwa.
Jako, że odbiornik to poręczny i ciekawy to długo miejsca w kolejce nie zagrzał, wcisnął się na warsztat i już. Wewnątrz wszystko oryginalne, ale trochą zakurzone i to ze wskazaniem na dym tytoniowy.
Nie taki puszysty kurz salonowy czy też tłustawe kuchenne olejowe opary. Zdjęcie obudowy i przyjrzenie się głośnikowi odsłoniło kolejną tajemnice – od frontu nazbierało się trochę krótko przyciętych włosów, włosów - nie sierści.
Już po tych dwóch śladach można było powiedzieć coś o historii odbiornika. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że pracował w zakładzie fryzjerskim i to w czasach gdzie czekając na wolny fotel można było sobie dymka puścić.
Radio już było naprawiane, ale pozostawione ślady doprowadziły do wniosku, że doznało tylko mechanicznych uszkodzeń.
NA siłę poupychane osiowe styrofleksy. |
Co nie za bardzo korespondowało z zaprojektowana płytką drukowaną i otworami w niej. Trudno widać takie czasy były, gdzie tego co miało być nie było. Kolejna ciekawostka wyszła przy samym potencjometrze – w powietrzu montowany ceramiczny, dyskowy kondensator 10nF był anteną dla wszelkiej maści zakłóceń, nawet zbliżenie ręki na 4 czy 5 cm znacząco brum pogłaśniało.
Brummm antena |
A w tym miejscu miał być (wg. dokumentacji) ekranowany kondensator – widać wstawiono to, co było.
Ucierpiał biedaczyna. |
Po obejrzeniu kilku filmików odważyłem się użyć tego przyrządu. Okazało się, że można. Kilka zwojów kynara na końcu S11 i od razu widać jak zmienia się rezystancja, a tak naprawdę impedancja w zakresie rezonansu. Rozochocony tym sukcesem sprawdziłem, że tak samo można złapać częstotliwość obwodów heterodyny czy wejściowych fal krótkich. Super, przy bezpiecznym i mało kłopotliwym sprzężeniu indukcyjnym można sprawdzić, czy i gdzie jest rezonans i czy przestaraja się indukcyjnie (rdzeniem cewki) czy pojemnościowo (trymerem). Obwody wejściowe fal średnich i długich sprawdziłem dopiero później po przywróceniu anteny ferrytowej na miejsce i do obwodów.
NanoVNA i sprzężona antena ferytowa. |
Tor p.cz., który to wg. dokumentacji miał być zestrojony na 465kHz przy próbie klasycznej (na generator i woltomierz m.cz.) wykazał szczyt swojej charakterystyki gdzieś w okolicach 490kHz, co znaczy że stałe obwodów popłynęły. Niestety filtry tam takie małe płaskie, philipsowskie i już pierwsza operacja dopasowanym (!) śrubokrętem zakończyła się uszkodzeniem rdzenia, a przynajmniej jego plastikowych części. Mam bardzo negatywny stosunek do tych filtrów, ale trudno – trzeba spróbować naprawić. Szczęśliwie okazało się, że delikatne ceweczki na cieniutkim preszpanowym karkasiku nie uległy uszkodzeniu.
A rdzeń pozostał. |
Tutaj charakterystyka fazowa i na wykresie Schmita |
Na stole operacyjnym |
Trudno trzeba było wylutować, rozebrać i sprawdzić. Po tych manipulacjach okazało się, że ta ruchliwość rdzenia jest pozorna – rdzeń kręcił się razem z cewką! Szczęśliwie sama cewka nie została zniszczona, a zerwany koniec udało zlutować. Po uruchomieniu rdzenia i wydłubaniu resztek parafin sama cewka (nie rdzeń) została utwierdzona na miejscu prawdziwym woskiem. Okazało się jednak, że dojście do 465kHz wymaga wkręcenia rdzenia do końca. Problem rozwiązałem wymieniając kondensator z 200pF na 220pF.
Naprawione i woskiem umocowane. |
Po wlutowaniu filtrów tor p.cz. zestroiłem (podstroiłem) typowo – generatorem na max sygnału. Finalnie poprawię charakterystykę na wobuloskopie. Obwody wejściowe i heterodyna – tak samo użyłem nanoVNA. Pomimo braku biegłości w użyciu tego przyrządu okazało się to zaskakująco łatwe, ba nawet przyjemne. Dużo łatwiejsze niż z użyciem generatora. Pozostaje mi wykonanie chociaż troszkę bardziej profesjonalnych cewek pomiarowych, niż te zwitki z drutu, które użyłem.
Tu pomiary częstotliwości rezonansowej bez wylutywania z obwodu. |