wtorek, 2 grudnia 2014

P-508 wylądował czyli z muzeum na orbitę

Są w historii takie przedsięwzięcia, gdzie naturalny porządek rzeczy jest zachowany. Jeżeli coś się tworzy to właśnie inżynierowie są liderami przedsięwzięcia. Od nich zależy co i jak jest budowane. Dla każdego, kto swoją inżynierkę traktuje jako wielką frajdę i przygodę życia to udział w takim przedsięwzięciu jest bezcenny.

Pamiętam że dla mnie jednym z takich wręcz mitycznych wydarzeń był pierwszy lot człowieka na Księżyc. Może to dlatego iż wciąż  pamiętam ten wieczór. Mając lat ledwo cztery, po późno- wieczornym seansie telewizyjnym u cioci, wciąż zachodziłem w głowę jak dwu facetów, tak pokracznie ubranych, taką wielką rakietę, na Księżycu z powrotem do pionu postawiło. Tytaniczna robota, ale zdołali. Amerykanie!

Dlatego też mając pod koniec lat dziewięćdziesiątych  okazję odwiedzić Międzynarodowe Muzeum Lotnictwa i Astronautyki, z wypiekami oglądałem oryginalny lądownik LEM. Już wiem, że nie było to takie trudne. LEM – jeden z egzemplarzy, który nie poleciał był tam czasowo eksponowany. Command Module Apollo 11 jest oryginalny.
Jedno z dwu oryginalnych zdjęć z tej wycieczki. LEM się nie załąpał.
W lampowym świecie do mitycznych rozmiarów (i bajońskich cen ) urósł jeden przyrząd – miernik (a właściwie tester) lamp elektronowych P-508. Dlatego też nie mniejsze emocje wzbudził u mnie ów miernik, który szczęśliwe wylądował w moim warsztacie.

Był w praktycznie w idealnym stanie. Bez większych zniszczeń, zadrapań czy ubytków.
Oryginalny lakier zabezpieczający.
Doprowadzenie go do stanu pełnej sprawności zajęło mi ledwo jeden wieczór, długi i emocjonujący wieczór. Na szczęście dostępna jest instrukcja obsługi i wzorcowania, a sam przyrząd nie wykazał żadnych znaczących uszkodzeń wewnętrznych.

Pewnego rodzajem wyzwana było wyczyszczenie zaśniedziałych styków, siarczki nawet schodziły łatwo, a specyficzna konstrukcja nie ułatwiała dostępu do styków. Gimnastyka nadgarstka pełna.

Jednocześnie była to doskonała okazja do zapoznania się z tą przeciekawą konstrukcją, w swojej inżynierskiej doskonałości bezkompromisową. Same porządne elementy, solidny montaż i brak oszczędności na materiałach.
Czyścimy styki.
Oporniejsze styki traktujemy drucianym pędzelkiem,
Sprzwdzenmie diod germanowych - sprawne.

Niestety takie podejście  zaskutkowało przeogromną masą całego ustrojstwa, po to też po bokach dwa solidne uchwyty zamocowano. Jak kto słaby to w dwie osoby udźwigną.

Po kilku godzinach pracy z patyczkiem, szmatką i preparatem do styków udało się przeczyścić każdy kontakt, jeszcze jedna godzinka i przyrząd wykalibrowano.
Przyrząd wzorcujemy przy 220V
Wszystkie pomiary za pomocą miernika elektromagnetycznego

Miernik pracuje na napięciu wyprostowanym, ale nie filtrowanym - stąd rozbieżność przy pomiarach miernikiem cyfrowym

Pełna kalibracja udana.
Po 45 latach przyrząd w pełnej gotowości do lotu. Ciekawe, ile czasu by amerykanom zajeło lądownik z muzeum do lotu przysposobić. Chyba by się im nie udało – dokumentacja mogła się nie zachować. Takie rzeczy to tylko u wschodniego sąsiada się mogą zdarzyć.

Co do wagi przyrządów, to kolega kiedyś budujący elektronikę sterującą koparkami w górnictwie odkrywkowym wspominał, że plan produkcji określano im jak to w górnictwie - w tonach. tonach  sprzętu elektronicznego. Zatem nie ma się co dziwić solidności obudowy. W końcu na Księżyc się tym nie lata.

Jeszcze posta nie skończyłem pisać, a już miejscowe stadko lampiarzy się zleciało i lampy dawaj sprawdzać. Mnie to cieszy - oni sprawdzają lampy, a ja P-508. Jak na razie wszyscy zadowoleni.

1 komentarz:

  1. tez jestem posiadaczem takiego testera do lamp nie pamiętam tylko typu,ale może się dokopie do niego wygląda na sprawny original nie posiadam tylko instrukcji obsługi.Po włączeniu zasilania nie robi zwarć .Wisze ze wspaniale sobie poradziłeś renowacja pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń