czwartek, 14 czerwca 2018

Philips 4-39A czyli przyjemność trzy razy

Każdy pozyskany odbiornik radiowy budzi emocje kilka razy. Pierwsza jest w chwili pozyskania, wygrania licytacji lub kupnie na targowisku czy w innych okolicznościach. Tak było i w przypadku tego Philipsa. Zwrócił moją uwagę głównie poprzez proste i bezpośrednie ogłoszenia: Stare radio, 100 zł i odbiór w Warszawie.
No tak średnio wyglądał.
 Uzgodniliśmy z Zygmuntem, że bierzemy. No dokładnie: ja kupuję, on naprawia i cieszy się z posiadania. Sprzedający troszkę oporny był i w ostatniej chwili podniósł cenę. Ale  trudno przecież to Polski Philips 4-39A i w miarę oryginalnym stanie. Oryginalnym ale nie doskonałym. Jak się okazało tkanina była w strzępach, obudowa popękana i miejscami wyszczerbiona.
Strzępy.
Słowem radio swoje przeszło. Wszystko udało się Zygmuntowi naprawić. Pozwólcie, że ograniczę się do kilku zdjęć.
Elektronika w komplecie

I wtyczka oryginał.

Kondensatory skorodowane.

Ale o bardzo ciekawej konstrukcji
Aż chce się powiedzieć - Philips.
Potencjometr i wyłącznik - każdemu to dolega.

Na skali Baranowicze - końcówka produkcji

Lampy oryginalne i sprawne. Ulga.

Ubytki dało się uzupełnić - pomógł dawca Pionier od kolegi Hirka.

Już kleimy tkaninę.

Bardzo ładnie, bardzo.
W tej chwili gra i cieszy, po raz trzeci.
Koniec wieńczy dzieło.

Gra i świeci.
W środku porządek.

To tak jak w życiu – najprzyjemniejsze są trzy rzeczy: szampan przed i papieros po.

Ja najbardziej lubię tą pomiędzy. W przypadku starych odbiorników podpowiadam: to naprawianie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz