środa, 24 marca 2021

Fluke czyli Philips na lata

Zawsze z zazdrością podziwiałem walizeczkę mojego kuzyna-zuritowca. A najbardziej intrygującym przyrządem, w zasadzie jedynym był miernik uniwersalny. Dobrze nie pamiętam, ale tak na 90% był to Lavo1. Ja w okresie młodzieńczej fascynacji elektroniką byłem dumnym posiadaczem Lavo 21 i  nabytego w Składnicy Harcerskiej w całym zestawie (z lutownicą i przystawką do pomiarów tranzystorów radziecką C20 popularnie "ceszką" zwaną. Przepaść pomiędzy przyrządami było ogromna, oczywiście Lavo był tym lepszym. Solidnie wykonany, przemyślany i z rozumnie dobranymi zakresami pomiarowymi 1:3:10. Ceszka była tania i dostępna, ma swoich fanatyków za wschodnią granicą – był pierwszym i jedynym dostępnym.

Kilkanaście lat temu otrzymałem w prezencie super profesjonalny  stacjonarny miernik Fluka (czy Philipsa – było to w okresie przejmowania części jednej firmy przez drugą) model 2535. Ten z kolei ma fanatyków w Australii.

Fluke przejmuje dział Philipsa

Przyrząd przeleżał u mnie z 10 lat nie używany, podręczne pomiary jakieś Metex-y załatwiały. Mój powrót do elektroniki spowodował, że ten Philips stał się przyrządem nr 1. 

Dla ułatwienia - to ten na dole

Wzorcowym, 6-cio  cyfrowym profesjonalnym woltomierzem o kilka generacji lepszym niż to kochane Lavo 21. Rozpoczął on swoją dzielną służbę w mojej piwnicy. Uważni czytelnicy bloga mogą kilka zdjęć jego wskazań znaleźć we wcześniejszych postach. Zawsze gotowy (witał mnie wesołym beep-em przy załączeniu zasilania w warsztacie, zawsze sprawny by mierzyć napięcia czy oporność. Amperów nie mierzyłem, jakiś opór mam przed pomiarem prądu, ciągle boję się ze przyrząd się spali, że bezpiecznik nie zdąży. W tak zwanym miedzy-czasie rozrosło się ponad miarę moje stadko przyrządów analogowych, na czele z V640, ale Philips był zawsze tym nr 1. No, nie miał dźwiękowej kontroli przejścia i maksymalny zakres pomiarowy napięć to 300V, co w lampowych układach nie zawsze wystarcza. Ale za to dzielnie znosił przeciążenia i nawet takie barbarzyńskie katowanie podanie napięcia anodowego na zakresie omowym. Dzielny był.
Jak wszystko do czasu. Któregoś dnia oszalał. Na zakresie napięciowy wskazywał dziwne wartości, klepał przekaźnikiem zmiany zakresu, a po zwarciu wejścia jakie miliwolty też pokazywał. Smutek mnie ogarnął wielki, bo mój wzorzec nr 1 odszedł. Ale co ciekawe zachowywał się tak tylko na zakresie napięcia stałego, bo zmienne mierzył raczej ok. No i omy w porządku. Prądów nie mierzyłem (jak powyżej). Zachować miernik tylko do zmiennych i rezystancji no trochę głupio, wyrzucić jeszcze bardziej, wiec pozostaje – naprawić. Otwarcie obudowy się udało – w środku rozkosz dla oka, słowem profeska, pełna profeska. 
Aż miło popatrzeć.
Niby schemat jest dostępny (dziękujemy Ci Ciasteczkowy Potworze!), ale czy sobie poradzę. Nie władam termowizją czy innymi magicznymi sposobami, jak to się teraz elektronikę naprawia, a tu masz i profesjonalny sprzęt i zagwozdkę jak do tego podejść. Okazało się, że trzeba było użyć metodyki Sherlocka Holmesa, czyli tzw. dedukcji. Kluczowym faktem okazało się to, ze miernik nie działa prawidłowo tylko na zakresach napięć (i chyba prądów) stałych więc we wzmacniaczu (czy tłumiku wejściowym )należało szukać błędu. Drugim tropem było, że po podaniu znacznego napięcia (powyżej kilkunastu wolt) zaczynał wykazywać objawy że tak się wyrażę „poprawności mierniczej”, im wyższe napięcie tym błąd był niższy. Ale kluczem okazał się zapis w instrukcji serwisowej objaśniający, że do pomiaru rezystancji używane jest napięci ok. 2,7V czyli mnie więcej tyle co miernik wskazywał niepodłączony. Bingo!
Winowajca i jego miejsce na schemacie.

Powstała hipoteza, że przy pomiarze napięcia zewnętrznego dodawane jest wewnętrzne napięcie służące pomiarowi rezystancji. Dość szybko znalazła potwierdzenie - za pierwszym sprawdzeniem podejrzanego przekaźnika kontaktronowego.


Za całe uszkodzenie odpowiadał kontaktron, któremu skleiły się styki. Musiał biedaczyna przełączać pod napięciem, powstał mini łuk, styki się nadtopiły i skleiły. Pomimo, że ten model przekaźników jest jeszcze dostępny handlowo to pozwoliłem pójść po łatwości i wyszabrować sąsiada.
Puste miejsce po przekaźniku od sondy.

Miernik może współpracować bądź to z wejściami bananowych lub też ze specjalną sondą (gniado do niej dodali w tzw „przydasiach”). Zaraz obok nieszczęśnika był taki sam przekaźnik do sondy, który przelutowałem w miejsce tego uszkodzonego – przyrząd ożył i stan stabilny pokazał. Uszkodzony przekaźnik przy całej zabawie na podłogę mi upadł, co okazało się nie bez znaczenia. Zmierzony powtórnie całkowitą sprawność okazał. Styki się rozkleiły, a po podaniu napięcia na cewkę poprawnie działał. Tak „naprawiony” wlutowałem w miejsce tego od sondy – tam się nie napracuje. 

Już zapełnione

Czyli przyrząd "bezkosztowo" naprawiłem. Cud prawie, jak ten, że go w prezencie dostałem.

Całe zdarzenie  okazało się nie do końca takie "bezkosztowe", otóż w okresie smutku po stracie wiernego druha, poszukałem jego zamiennika. Takiego, który by dzielniej znosił większe napięcia i miał akustyczną kontrolę przejścia. Są dostępne taki mierniki stacjonarne, ale ich cena wymaga przemyślenia. W emocjach będąc, zamówiłam od chińczyków z wysyłką z Polski (ciekawostka) stacjonarny miernik AN888S. Bezpośrednio z Ali…s, taniej o połowę niż u sprawdzonych dystrybutorów. Miał zakres 1000V DC, automatyczne przełączanie zakresów, brzęczyk i tyle w sumie sprawdzałem, nie interesując się zbytnio innymi funkcjami jak zegar, termometr czy Bluetooth.

No i przyszedł, taki czerwono-czarny z akumulatorkami, z kabelkami, bez zasilacza (jak Apple dowodzi – każdy już ma jakąś starą ładowarkę). 

Paczka po przejściach

Ale z zawartością.

No powiem tak. Działa, robi to co ma robić, ale największa dla mnie niespodzianką są funkcje specjalne. I to te nie związane z mierzeniem. O ile mogę już zrozumieć funkcję zegara, to budzik jest trochę na wyrost. Pomiar temperatury – no ok., ale dlaczego tylko temperatury otoczenia? I to  wewnątrz miernika? Trochę to dziwne.

No nie ma się do czego doczepić, ale znaczek V jest kilka razy mniejszy niż mało potrzebny zegar.

Ale połączenie tego z odbiornikiem BT i głośnikiem to już zakrawa na przesadę w przyrządzie pomiarowym. Ale jest. Wygląda na to, że jak wybrano scalaki do konstrukcji, to okazało się, że mają funkcje dodatkowe, które producent postanowił sprzedać. Po kilku tygodniach użytkowania stwierdzam, że korzystam głównie z tych funkcji dodatkowych. Pracując w piwnicy słucham albo podcastów albo to radia Country Praha (via apka na telefonie). Od razu uprzedzę, że irytujący jest przydźwięk wysokiej częstotliwości zawsze towarzyszący muzyce, niezależnie od stanu pracy czy mierzonych parametrów – coś tam zaniedbali. Wkurzający jest wyłącznik na tylnej ściance i konieczność zasilania ładowania zasilacza z telefonu komórkowego. W kwestii przełączania zakresów pomiarowych też można się spierać czy nie można by to zrobić jakoś tak bardziej do człowieka dostosowując. Widać ten aspekt współpracy z użytkownikiem „Human Mashine Interface” mocno zaniedbano. Mierząc oporność widać, jak zaczyna od dziesiątek megaomów, przechodząc przez kolejne zakresy. Dodatkowo jednostki pod wskazaniem są wyświetlane w postaci bardzo małych oznaczeń i łatwo kiloomy z megaomami pomylić. Przy pomiarze pojedynczych omów to denerwująca strata czasu. Dokładność pomiarów jest  (dla mnie) więcej niż wystarczająca ale stopniowe dochodzenie do pomiaru powoduje u obserwatora coś na kształt oczopląsu i utrudnia odczyt. Duże cyfry są bardzo duże, wyraźnie, niestety nie można ich obniżyć jasności. Więc jak to się mówi "oczo-j...e". Trochę to tak jakby miernik krzykiem się z nami porozumiewał.

Cały przyrząd po kwadransie usypia, najpierw zapowiadając przejście do tego stanu - szczęśliwi można temu zapobiec odpowiednio przycisk REL włączając. Obudzony zaś (dowolnym przyciskiem) zawsze wstaje na napięciowym zakresie, czyli bezpiecznie. Podoba mi się pełne rozdzielenie zakresów napięciowych i prądowych - moja fobia co do pomiarów amperów tu znalazła sojusznika. 

Musze pochwalić i to bardzo końcówki pomiarowe. Tu duży plus. Cienki z dodatkowymi nakładkami (już mi jedna zaginęła), ale miękkie kable - bardzo ok. 

 Mam teraz dwa stacjonarne cyfrowe mierniki, jeden europejski profesjonalny, ale z ograniczeniami. A drugi taki chińczyk co woltów się nie boi, ale za to ze swoimi dziwactwami. Dzieli je jakieś 30 lat, inne podejście do cech użytkowych, do ważności funkcji i użytkownika.

 Aż warto się zastanowić jak ten świat w tym czasie się zmienił i w którą stronę. I czy w tą lepszą? 


3 komentarze:

  1. Fluke porządna firma, choć obecnie do "normalnych" zastosowań konkurencja także chińska w zupełności wystarcza. Obecnie to głównie marka. Ich przyrządy sprzed lat ciągle sa warte zainteresowania, bo za niewielka kwotę dostajemy coś, co ciągle będzie dobrze i dokładnie mierzyć. No minusem jest dostęp do części zamiennych, ale to dotyczy większości starych mierników, które mają w sobie coś więcej niż układ 7106. Ja korzystam na codzień z modelu 8060 i sprawdza się super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam też model 2535 (biały) i 2521 (brązowy) i potwierdzam, że oba są całkowicie sprawne. Mają wbudowaną autokalibrację i same się "aktualizują" po każdym włączeniu. Można zatem nadal liczyć na wiargodne odczyty wartości mierzonych. Porównywałem sobie z całkowicie nowym przyrządem 6,5 cyfry i jest bdb.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis. Warto było tutaj zajrzeć

    OdpowiedzUsuń