Są w naszym życiu chwile niezwykłe, takie na które czekamy i do których specjalną wartość przywiązujemy. W niektórych kulturach jak w japońskiej takim wydarzeniem jest ceremoniał parzenia herbaty. Czynność, z pozoru zwyczajna – od czasu papierowych porcjowanych torebek więc prostacka, ale dzięki kultywowaniu, doskonaleniu i pielęgnowaniu, głęboko w kulturze została zapisana jako celebrowany ceremoniał, okraszony specjalnymi naczyniami i utensyliami, a czasem i dedykowanym pawilonem parzenia herbaty w klasycznym japońskim ogrodzie stawianym. Do tego cała duchowa otoczka, cała sfera pojęć i idei prowadząca do filozofii pojmowania całego życia. Jako takie pochodne tej sztuki powstały takie pojęcia, które stały się wartościami jak Wabi-sabi i Kintsugi. To pierwsze doceniające prostotę i piękno wynikające z upływu czasu a drugie zaś doceniające znaczenie i rolę naprawy w wartości przedmiotu.
Dla mnie jednym z takich kultowych miejsc „parzenia herbaty” jest dom, a jednocześnie pracownia Pana Ryszarda. Ostatnia wizyta była sposobnością by podziwiać Wabi-Sami i Kintsugi w jednym. W jednym radioodbiorniku, a radiem było Radione R2.
![]() |
Radione R2 |
Odbiornik już sam z siebie nietypowy, bo skrajnie użytkowy, z takim militarnym naznaczeniem. Czy to w samej konstrukcji (metalowa obudowa, malowanie farbą z marszczoną fakturą, wielowariantowe zasilanie itp.) czy też historii – był w użyciu przez Wermacht czy Krigsmarine. Egzemplarz Pana Ryszarda to model wojenny, nie dziwota zatem, że radio było po przejściach.
![]() |
Jak widać radio po przejściach. |
![]() |
Widać linię podziału w okolicach głośnika. |
Szrama na obudowie. |
i wewnętrzne cięcie. |
Jak gdyby zostały przecięte i zespawane dwa odbiorniki w jeden. Linia podziału przybiega przez obudowę i tak samo przez chassis. Można by się tu dopatrywać analogii do „prac” niektórych blacharzy samochodowych, ale muszę przyznać, że nawet w najgorszej dziupli zrobili by nasi mechanicy lepiej i subtelniej.
Oddając głos Mistrzowi:
Transformator w nim nie byl przewijany, natomiast wszystkie przewody połączeniowe były zmasakrowane. Żeby uniknąć ich sztukowania - zamontowałem na nim końcówki lutownicze i następnie odtworzyłem połączenia.
Transformator udoskonalony. |
Wymienione zostały wszystkie kondensatory w filtrach p.cz., paddingi w oscylatorach i obwodach wejściowych. Obwody wejściowe śr/dł zostały nawinięte na nowo ( zarówno cewki siatkowe jak i antenowe} z uwagi na ich zniszczenie no i dorobiony został brakujący kubek, w którym były umieszczone.
Jak widać stan był trudny. |
Słabym punktem tego odbiornika jest napęd skalowy, który musiałem odtworzyć całkowicie łącznie z tą nieszczęsną sprężyną powrotną. Kręcąć w prawo nawijamy linkę na koło agregatu, natomiast przy kręceniu w lewo wskazówka wraca dzięki sprężynie powrotnej. Szklana skala jest oczywiście dorobiona (stara była pęknięta).
Prace kowalskie. |
Niestety nie udało się uratować oryginalnego głośnika , który zastąpiłem po drobnej modyfikacji głośnikiem od Pioniera (tego bateryjnego - głośniki Pioniera różnią się zawieszeniem i ten bateryjny ma resor z cienkiego rezoteksu, dzięki czemu ma większą skuteczność).
![]() |
Maskownica głośnika została dorobiona. |
Prawdziwą przyjemnością było strojenie tego odbiornika po remoncie. Dzięki dużej dobroci obwodów można rzeczywiście uzyskać świetną selektywność no i czułość. Reasumując była to wspaniała przygoda zarówno dla kowala, ślusarza no i radiowca.
Ja tylko, jako ledwo co praktykujący jej adept przyczyniłem gałeczki do tego odbiornika – przez co radość Pana Ryszarda z posiadania takiego przedmiotu, z taką historią i to przywróconego do blasku (tu w swoistym takim stylu wabishii).
Radio już cieszy, jeszcze tylko wymienić gałeczki. |
A co do herbaty to zawsze w Dobczycach to także rytuał, tyle że w takim naszym najlepszym lokalnym stylu. Czarna, sypana w szklance i pięknym metalowym koszyczku.
Herbata smakuje wyśmienicie (jak widać ktoś zażyczył sobie kawę - ale to była pierwsza wizyta :-). |
Smakuje przewybornie i dopełnia tego smaku i zapachu radioodbiorników naprawionych i do doskonałości przywróconych.
Przeciekawa historia z tą linią podziału. Zbyt równa na majstersztyk - aby uniknąć łatwego pęknięcia często kręci się linią łączenia lub prowadzi ją pod dziwnymi w stosunku do typowych naprężeń kątami. Jednak zbyt porządnie to jest zrobione jak na pracę totalnie na "odwal się". "Na odwal się" byłoby widać przyłożony kawałek bardziej podrdzewiałej blachy (z odpadów) i pociapane jakimiś nitami, śrubami albo napchane stopu do lutowania twardego pod spód.
OdpowiedzUsuńJeżeli dobrze widzę, na jednym ze zdjęć linia przecięcia pomiędzy podstawkami ma połowę otworu z jednej strony, zaś brakuje połówki z drugiej. Można się tu dopatrywać albo obcięcia "zbyt dużo radia", co powinno się nie zgrać z wymiarami frontu (a się zgrywa), albo efektu zrobienia jednego odbiornika z dwóch różnych, minimalnie inaczej wyprodukowanych.
Moja wersja jest taka, że zrobił to ktoś, kto chciał mieć odbiornik, a jedyne, na co mógł sobie pozwolić to jakieś totalne odpady - np. takie, które ucierpiały w transporcie, zostały sprasowane, pogniecione, czy wystawione na działanie warunków atmosferycznych akurat różnymi bokami. Takie "wyroby niepełnowartościowe" były dostępne w handlu i całkiem niedawno.
Pozdrawiam i życzę dla Odnawiającego dalszych sukcesów.
P.S. Przypatrując się tej szmatce na głośniku, to też jest innej niż te radia proweniencji.