Tak troszkę przed mikołajkami, dostałem od teściowej prezent, no właściwie to prezentem sensu stricte nie miało yto być – ot, przy sprzątaniu pawlacza „objawiły” się stare lampki choinkowe. Dokładniej kłębowisko trzech kompletów: starego PLR-owskiego, takich kupionych od Rosjan na stadionie oraz najnowszych migających wszystkimi możliwymi kombinacjami chińskich ledowych wynalazków.
|
Kto tego nie zna ! |
Odżyły wspomnienia, żona się rozczuliła na widok lampek z głębokiego dzieciństwa. Ja, tak przy okazji, też przypomniałem sobie pierwsze lampki, które mój Tata własnoręcznie zbudował. Były bardzo prymitywne, z żaróweczek latarkowych, zasilane z 3 no może 4 połączonych w szereg płaskich baterii. Wiem, że sporo wysiłku wymagało zbudowanie tej świątecznej ozdoby, tym bardziej, że domowa „kolba” miała minimum 300W, a dostępna cyna była w laskach – typowo dekarskie wyposażenie. Ale lampki świeciły i to ogromnie cieszyło a przy okazji tworzyło kolejne pytania – dlaczego świecą jaśniej lub ciemniej w zależności od liczby połączonych baterii? Dlaczego wszystkie gasną jeśli spali się tylko jedna? Itp. Tworzyło się zainteresowanie, dumanie nad prawidłowościami rządzącymi tym światem choinkowej elektrotechniki. Tak iskierka, która zda się roznieciła moje zainteresowania, hobby a w końcu i profesję.
Wracając do samych lampek – żelaznym punktem przedświątecznego czasu było „naprawianie lampek”, szukanie tej jednej spalonej – rozplątywanie tego szeregowo łączonego ustrojstwa. Tak i tym razem było.
|
W zasadzie to najbardziej zależało mi na wtyczce, właściwie dwóch. |
Oczywiście najwięcej uwagi poświeciłem tym kultowym, z grzybkiem, latarenkami, z Jackiem i Agatką. Lampki były produkcji firmy? spółdzielni? czy innego zakładu pracy z Sopotu.
|
WOLMA - kto rozszyfruje skrót? |
Niestety tworzywo po latach okazało się bardzo kruche, widać nie najlepszej było jakości i często „łapki” pękały. Po przemierzeniu omomierzem po kolei żaróweczek oczywiście okazało się, że są sprawne. Przy okazji kilka nadwątlonych kabelków podlutowałem, ale lampki nie świeciły w dalszym ciągu. Jak się okazało całkowitą odpowiedzialność za taki stan ponosił obcy element – radziecki wyłącznik. Dziwna to i złożona to konstrukcja, w sumie kilkanaście elementów – nie dziwota, że po latach (pstryknięciach raczej) się zepsuł.
|
Dywersant utrudniał świętowanie - wyeliminowany. |
Po jego wyeliminowaniu i podłączeniu radiowym sposobem – przez 75W żarówkę – lampki zapaliły ciepłym świątecznym światłem.
Przez kilkadziesiąt minut ozdabiały mój warsztat. Niestety jak to bywa - po przełączeniu na pełne napięcie 230V okazało się, że jedna z nich nie wytrzymała – grzybek okazał się muchomorkiem – spalił się.
A szkoda, bo taki ładny. Duża cześć żaróweczek z tego kompletu była bardzo nietypowa – bańki kształty miały wymyślne – widać wiele energii zostało włożone w to by i kolor, i kształt było troszkę magiczne - dzieci i dorosłych cieszyło.
|
Jacek i Agatka - po latach! Już nie to zdrowie a w środku ciągle blask. |
Ale dlaczego poruszam ten temat lampkowy temat na „radiowym” blogu – otóż okazuje się, że lampki choinkowe i radio mają bardzo dużo wspólnego.
Lee De Forest - wynalazca pierwszej praktycznie stosowanej lampy elektronowej czyli Audion-u do konstrukcji tychże, korzystał z lampek choinkowych jako bazy do eksperymentów, a później małoseryjnej produkcji.
Zlecał on swoje kolejne prace firmie H. W. McCandless & Co mieszczącej się na 27 ulicy w Nowym Yorku. Z początku były to kopie lampy Fleminga (chciał sam mocno zaprzeczał temu faktowi), uzupełniane przez dodatkowe elektrody. W którejś kolejnej konstrukcji udało mu się zbudować nic innego jak triodę.
|
Lee De Forest pisze o swoim wynalazki w RADIO CRAFT 1947 r. |
Cechą charakterystyczną jest, że Audiony w złącze typowe dla żarówek posiadały – gwint Edisona E12.
To eksperymentowanie i zabawy doprowadziły finalnie do tego, że De Forest właśnie dzięki tym kiepskim, niestabilnym, a i szybko się zużywającym, ale za to w przedziwny sposób działającym lampkom choinkowym stał się jedną z ważniejszych postaci w rozwoju radiotechniki.
|
Audion znaczkiem U.S. Post upamiętniony |
Mimo, że dużo przemawia, iż dochodząc do rezultatów metodą eksperymentów i dociekań, nie do końca rozumiał zasadę działania swojego wynalazku – to sukces był niewątpliwy.
|
Audion i odbiornik na nim oparty - w Muzeum Historii Amerykańskiej |
Lee De Forest swoim działaniem i uporem pokazał, że można na drodze prób i błędów poznawać świat i sięgać tam gdzie jeszcze ta cała uporządkowana, poszufladkowana i skodyfikowana nauka nie dotarła.
|
Nawet w późniejszych wersjach Audion zachował swoje lampkowe korzenie - tutaj już tylko jako uchwyt. |
Troszkę to tak jak w dziecięcych zabawach i eksperymentowaniu. Jak w sprawdzaniu co się stanie jeśli podłączymy jeszcze jedną baterię? Dlaczego lampki zapaliły się jaśniej i zgasły?
|
Ostatnie zdjęcie świecącego grzybka. Cześć jego pamięci! |
O, i właśnie w poszukiwaniu tej odpowiedzi rodzi się nowe. W głowach dzieci i dorosłych. Jest to cudowne uczucie, jak zaczynamy ten świat poznawać, nawet przy okazji choinkowych lampek naprawiania.
Szkoda grzybka. Może nie był piękny, może trochę obdrapany, ale tak bardzo przypominał te dziecięce chwile.
A czy Wy już kupiliście dzieciom prezenty pod choinkę? Takie pozwalające świat poznawać na drodze eksperymentu i to osobistego? A może samodzielnie zrobione lampki na choinkę będą dobrą zabawką? Uwaga tylko z baterii – bo te na 220V mogą „ugryźć”. Mój syn z uprawnieniami SEP do 1kV powinien sobie poradzić, ale córka dostanie takie na baterie – coś mi się zdaje, że sam chwycę za lutownicę.
|
Foto z wnętrza Pionierka - ta po prawej typowa choinkowa na 14V. I świeci i gra. |
Często da się spotkać też choinkowego Pionierka - żaróweczki z choinki bardzo ładnie zastępowały te "radioskalowe" np. 12V/225mA.
Wesołych Świąt.
Pierwsze zdjęcia przypominają mi lata 80 jak moja matka jako chałupnik w Polam Pabianice robiła zestawy lampek choinkowych. Na boku zawsze coś sprzedawała ale mniejsza. Zawsze przed świętami przychodzili do matuli z plątanina wszelkich lampek by naprawiła. Jako gówniarz <10lat zawsze naprawiałem. Podstawowe i jedyne narzędzie to była neonówka i leciało się po oprawkach. Zawsze problem był w odgiętym styku. O kur..a teraz sobie przypomniałem klasę 0 jak na święta matula oświetliła klasowa choinkę z moja pomocą bo wtyczki montowałem na przewodach. Ech ... retrospekcja mnie dopadła.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt.
Wolma Sopot... Ile lat juz nie istnieje. Ludzi nie ma, nie zyja. Zostaja lampki i wspomnienia...
OdpowiedzUsuńA jednak można reaktywować te wspomnienia. https://www.youtube.com/watch?v=bnUjZG0miGM
OdpowiedzUsuńJuż oglądałem - super pomysł Alka. I realizacja super też.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,