niedziela, 3 grudnia 2017

Polyoxybenzylmethylenglycolanhydride czyli przemyślenia mitycznego filozofa

Czasami w rozwoju rodzaju ludzkiego pojawia się coś, co na raz na zawsze lub tylko na jakiś czas rozwiązuje wiele problemów. Filozofowie pragnący ogarnąć człowieka i jego cywilizację ujarzmiają całą przyrodę w ramy nauki. Pierwszym był Tales z Minetu – od niego rozpoczęła się nauka. Ci naukowcy mogą potwierdzić, że takim kluczowym „ kamieniem milowym” był to ogień (raczej jego ujarzmienie), chleb, matematyka, mikroprocesor i inne dobra, idee czy pomysły. Niektóre są cały czas dla nas ważne, niektóre ważne tylko były. Takim „czymś” co służyło ludzkości przez wiek XX a „było” to pierwsze  w pełni syntetyczne tworzywo -  bakelit. Dzięki swoim zaletom zajęło poczesne miejsce w rozwoju techniki oraz wielu przedmiotów powszechnego użytku w całym minionym stuleciu. Odkryty i opatentowany przez pracującego w USA Duńczyka - Leo Baekeland,
Leo Baekeland


materiał bardzo szybko zdobył i na pewien czas wręcz zawłaszczył świat. Tworzywo które mogło być tanio i masowo, dokładnie i powtarzalnie produkowane. A jednocześnie trwałe i mocne, odporne chemicznie i termicznie, okazało się materiałem o wybornej izolacyjności, przyjemnym w dotyku, a na dodatek łatwo formowanym i obrabialnym mechanicznie.

 Nic dziwnego, że ów bakelit zawojował świat. Apogeum swojej popularności miał gdzieś w połowie stulecia, w czasach gdy z niego wytwarzane było mnóstwo przedmiotów m.i. obudowy odbiorników radiowych np. naszego Pioniera. Osobiście bakelit także mną zawładnął. Będąc w takiej bakelitowej euforii, któregoś dnia postanowiłem, iż następnym radyjkiem, które trafi na warsztat będzie Normende Bremen 169 – wczesny model z UKW.
Takie przyjechało.
Wisiało ono nade mną ze dwa lata (dosłownie wisiało na półce nad warsztatowym fotelem) więc postanowiłem zażegnać niebezpieczeństwo upadku i rozbicia – naprawić i światu przywrócić. Radyjko w stanie wręcz idealnym, bez ubytków, zniszczeń i z zewnątrz widocznych niesprawności. W środku okazało się dziewicze i nienaruszone naprawami czy przeróbkami. Słowem sztuka nówka, Niemiec płakał jak sprzedawał bo tylko w niedzielę słuchał.
Oryginalny niemiecki kurz.
Tutaj z Bremen już nie eksperymentowałem z dodatkowym pokryciem - zostawiłem taki jaki wyszedł spod prasy.  Samo radio to bardzo wczesny UKW, detekcja FM na zboczu krzywej – jakość odbioru średnia, dużo szumów. Troszkę poprawiłem strojeniem, ale bez szaleństw. Widać dlaczego detektor stosunkowy zdobył świat radia modulacji częstotliwości - jest lepszy. Ale w 1952 roku każda dioda była cenna, a stacji na skali UKW było 3 – słownie trzy – nie trzeba się było przykładać. Słuchacz w zasadzie mógł odbierać jedną, bo dwie pozostałe były za daleko.
UKW - trzy stacje.
Ot takie realia w NRF-ie przed 65 lat. Radio ładnie wygląda i już tym cieszy, nie wiem czy utrzyma się w mojej kolekcji czy też kogoś innego oczy a może i uszy będzie radować. Ja już mam Pionierka, nie ma ukaefu, ale cieszy samym sobą. Takie już są Pionierki.
Pionierek i obudowa Bremen.
Obudowa w postaci jednej wypraski z bakelitu, bez ubytków, pęknięć czy większych rys. Po umyciu delikatnym mydłem w osobistej wannie udało usunąć się znacząca cześć brudu i kurzu z zakamarków.
Po wysuszeniu obudowa okazała się miejscami zmatowiała – ale na to ponoć pasta polerska ma zaradzić. Pasta zaradziła, do większych rys trzeba było użyć papieru ściernego 1200 (taki był pod ręką).Doświadczenia z bakelitem miałem już wcześniej – WEGA 
Drobne rysy likwidujemy

Szlifując papierem ściernym na mokro.

Po zeszlifowaniu na mokro, trochę polerowania i efekt zupełnie zadowalający się pokazał. Starcie wierzchniej warstwy wypraski mimo wszystko nie daje efektu nowości i nawet po długotrwałym polerowaniu już takiego „lustra” nie ma, przynajmniej mnie się nie udało.
Po lewej po polerowaniu - dużo łaniej.
Ciekawostka - specjalna śruba do montażu w bakelicie.
Ale wracając do bakelitu – jest to materiał, który zapisał się historii rozwoju ludzkości tym, że oprócz funkcji przedmiotu znaczenia nabrała forma. Ma on swoich wielbicieli, miłośników i kolekcjonerów. Nie tylko cudownych bakelitowych radyjek, ale i wszelkiej maści przedmiotów z tego materiału czynionych. Od elementów biżuterii do tak prozaicznych jak deska sedesowa. Tak, tak - istniała taka – natrafiłem na jej zachowany w stanie NOS (New On Stock) egzemplarz.
Zatem oprócz pierwszego filozofa Talesa z Miletu był również Sedes z Bakelitu. Rodem z Olsztyna.

Tales pokazał ludzkości jak pojmowaniem ujmować w naukowe ryzy przyrodę, ten „drugi” w trakcie jakże prozaicznej czynności pozwala zadumać się jak to człowiek materię w formę przemienia.

 A ten wyraz na 36 liter co tytuł niniejszego posta otwiera - to właśnie naukowa nazwa bakelitu. Nauka miała świat upraszczać, rozumem objąć pozwalając – a tu proszę 36 liter – spamiętał ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz