środa, 8 maja 2013

Kropla cyny - czyli Sojuz - Apollo po latach

W moich latach dziecięcych, czyli w połowie lat siedemdziesiątych nad naszymi głowami działo się coś nowego.
Otóż dwa mocarstwa stojące jeszcze mocno w okowach zimnej wojny wyciągnęły rękę do siebie.

Razem w kosmosie! Program Sojuz-Apollo czyli połączenie i wspólny lot dwu różnych statków kosmicznych w duchu przyjaźni i wspólnej eksploracji kosmosu.

Piękne, szczytne idee, podbudowane mnóstwem propagandy, już bez zadufania i pompy o wyższości radzieckiej techniki nad imperialistyczną - było o to trudno po zdobyciu Księżyca przez amerykanów. Dużo się mówiło o początku współpracy między mocarstwami, szeptało o amerykańskiej pszenicy ratującej niedostatki z kołchozowych pól itp.

Wracając w kosmos.Pamiętam liczne artykuły w Skrzydlatej Polsce i innych periodykach poświęconych temu zagadnieniu, które czytałem z wypiekami na twarze śledząc nie tyle przebieg wydarzeń co szczegóły techniczne. Jak pamiętam do największych wyzwań było połączenie statków o różnych atmosferach (amerykanie czysty tlen o obniżonym ciśnieniu a radzieckim aparatem kosmicznym gdzie załoga oddychała mieszanką zbliżoną do powietrza.

Problem ten został rozwiązany za pomocą specjalnej śluzy, gdzie dopasowywano nie tylko rożne standardy doków ale i pozwalano na wymianę atmosfery umożliwiając gościom po kilkunastominutowej adaptacji przejść do Sojuza i do statku amerykanów.

Ponad trzydzieści lat później, podobne wyzwanie techniczne, no na skalę warsztatu piwnicy musiałem rozwiązać sam.

Oto pierwszy bohater, właściwie герой, bo zdemobilizowany woltomierz w.cz., o którego postarałem się chcąc za jednym zamachem rozwiązać dwa problemy - brak miernika wskazówkowego wręcz niezbędnego do strojenia "na maksimum sygnału" jak i problem braku sond w.cz.

Woltomierz B7-36


O ile ten drugi problem był dobrze opisany w dostępnej literaturze - czyli na przecudownym serwisie Elektroda.pl to połączenie dwu zalet za niewyszukaną cenę (przysłowiowa stówka) okazało się nader kuszące.

Jaki emocje łączą się z pójściem do cywila, nie muszę nikomu kto to przeżył tłumaczyć. Świat jest piękny i wolny i można wszystko, nawet postrzeganie jest lekko (lub mocniej - zależnie od stany zakrapiania) zniekształcone. Aby jak najszybciej wypróbować nowe możliwości postarałem się o źródło zasilania - w tym przypadku o dwie baterie R20 zakupione (o zgrozo za ile - 22,99 PLN) na stacji benzynowej.  

O zgrozo - nie działa ! Po włożeniu baterii i prostym teście (a jak, jest przycisk do ich testowania - wszak to sprzęt wojskowy) wskazówka z razu podskoczyła i szybko opadła , drugie naciśnięcie i prawie nic, trzecie i kolejne nic, nic.

Wyjmuje baterie - no sztuka nówka w blistrze zapakowana, mowy nie ma - musi że dobre. Ale i nie ma paragonu to i oddać nie idzie, i kłócić nie wypada
.
Wkładam i jeszcze raz to samo - za pierwszym naciśnięciem wskazówka nieco się odrywa tak do 30% skali, za drugim 5%, a potem nic. Raz jeszcze ta sama sekwencja. Czyli coś działa ale tylko na początku, a potem nic. Przeszukanie w sieci odsłoniło kilka tajemnic naszego geroja - po pierwsze schemat. Ano porządny sprzęt - baterie (lub zasilacz, którego w komplecie brak) poprzez przetwornice zasilają całą elektronikę.

Eureka! przy wkładaniu baterii jest na krótko właściwe połączenie  ładujące kondensator, który to pozwala raz oderwać się wskazówce od zera, ale przy normalnej pozycji baterii jest przerwa i brak zasilania.
Nawet niezbyt dokładne oględziny potwierdziły przypuszczenie  Pojemnik na baterie przygotowany był wg. standardów GOST na элемент 373, a baterie nie pasowały pewnie dlatego, że były w standarzie R20, czyli imperialistyczne.



Stworzenie śluzy, którą prąd mógł zasilać radzieckie wnętrze okazało się nad wyraz proste - jedna kropla cyny i po problemie. Imperialistyczny prąd napędzał radzieckie wnętrze, a myśmy mieli tylko wskazówki - przypomina sie dowcip o Gierku zegarmistrzy co ciągle jeździł do Moskwy po rzeczone wskazówki.
Jedna mała kropla kropla cyny a rezultat wielki

Baterie okazały się chyba warte swojej ceny - miernik przez pomyłkę pozostawiony na kilka dni włączony nie wyczerpał ich i dalej służą.

Gorzej jest natomiast z sondami - ni jak nie idzie mi ich poskładaćwięc postanowiłem zrobić własne - ale to już inna historia.

2 komentarze:

  1. Witam - miernik bardzo zacny - udało mi się go kupić w świetnym stanie. Szkoda, ze link ze schematem już nie jest aktywny...
    Ale mam pytanie do Pana, lub innych posiadaczy tegoż miernika - jak to jest z amperomierzem, którego na urządzeniu w opisie gniazd i zakresów nie ma, a w instrukcji i tabeli zamieszczonej w deklu obudowy jest...Czyżby to fantazja radzieckich inżynierów kopiujących miernik z zachodnich urządzeń poniosła zbyt szeroko? Nie starczyło im miejsca w obudowie na układ amperomierza? Pozdrawiam serdecznie! Rafał

    OdpowiedzUsuń
  2. Miernik już kilka lat leży spokojnie w kącie warsztatu. V640 okazał się bardziej praktyczny. Jutro sprawdzę czy czasem baterie nie wylały.
    Schemat jest na stronie http://www.rw6ase.narod.ru/00/prib/w7_36.html tyle, że w nietypowym formacie djvu - są konwertery.

    OdpowiedzUsuń