Jedną z rzeczy, której nie cierpię, zda się nie tylko ja, to czekanie. A zwłaszcza czekanie w kolejce do lekarza. Pomimo wielu „reform” tzw. „służby zdrowia” – obydwa te terminy piszę w cudzysłowie, to jest źle, nawet bardzo źle. Płacimy z żoną sumienie te obowiązkowe składki na NFZ, chcemy czy nie chcemy – potrącane są przed wypłatą. Jedynym momentem, gdy uzmysławiamy sobie jakie są to pieniądze to wypełnianie PIT-a końcem kwietnia i wtedy to pojawia się refleksja – a ile to ja z tego skorzystałem? Może to dobrze, że się stresuje, iż wpłaciłem aż tyle, a korzystałem – no nic, prawie nic. Taki stres, taka dychotomia poznawcza to człowiek się zastanawia czy wszystko z nim jest w porządku. Jeśli zapisze się do specjalisty, jak moja żona do immunologa to termin dostanie na grudzień, szczęśliwie już w 2018 roku, to fakt czekanie kilkunastu miesięcy w zdroworozsądkowym rozumie zakrawa na wariactwo. Czy my żyjemy w jakimś nienormalnym świecie, czy tylko nam się tak wydaje?
artykuł w Internecie, to pojawia się duże pytanie – czy aby wszystko ze mną jest ok.? Czy to co czyni z nim jego radiowa pasja nie powoduje czasem więcej cierpień i kłopotów niż pożytku? Dr Bogusław Habrat dosyć przejrzyście, acz z należną lekarzom tej specjalności ogólnością, omawia coś co mnie, a i przypuszczam wielu z kolegów radiowców, że użyję tego - toczy. Pasja, poszukiwanie specjalnych okazów, poświęcanie i grosza, i czasu, a i co gorsza czasami także relacji z innymi ludźmi – no chyba nie jest warte tego? Ale co w zamian? Jakie inne działanie czy też, że użyję terminu z artykułu Pana Doktora – uzależnienie behawioralne będzie zajmowało nam czas. Układanie pasjansa? Oglądanie śmiesznych filmików w Internecie?
|
Czy aby wszystko ze mną w porządku? |
Czy człowiek czasem nie powinien z tym wszystkim zapisać się do psychologa? A jak jeszcze natrafi na
Odwiedzając kolegów radiowców po całej Polsce dane jest mi zaobserwować ich walkę z sobą samym, zdarza się, że zwycięsko prowadzoną, ale czasami też klęskę totalną przypominającą. Gustownie dobrane kilka, kilkanaście, no góra kilkadziesiąt radyjek – to miło spojrzeć, zachwycić i pozazdrościć.
|
Uporządkowane, skatalogowane i nawet z metkami - to jest to. |
Kilkaset czy kilka tysięcy (słyszałem, nie widziałem) w tonach raczej niż sztukach liczonych to nieszczęście. Zajmuje to miejsce, garaże, piwnice i strychy czy całe domy.
|
Zapakowane i czeka. |
No chyba, że ktoś zdecyduje się mieszkać w muzeum, cofnąć się dziesiątki lat, do innej epoki.
|
Radio, lampa, cukiernica i gospodarz - wszystko w najlepszym wydaniu, z klasą. |
No tak, ale kto w tamtych czasach miał piętnaście superheterodyn w salonie? Najbogatsi to mieli jedną. Czy 50 amplitunerów HiFi pozwoli cieszyć się muzyką, no jeden, góra dwa to tak. Ale kilkaset?
U mnie rygor trzyma żona, nie powiem, że konfliktów to nie rodzi – widział kto, że „Beethoven jest za duży do salonu”(!).
|
No pięć Beethoven-ów to trochę przesada |
Tak, że starych odbiorników radiowych w mieszkaniu mam 3, słownie trzy. I chyba więcej się nie zmieści. Za to piwnica, to jest istna poczekalnia pacjentów - bo mnie osobiście nie cieszy ich „manie”, jako że czuję się to takim radio-felczerem (jeszcze nie lekarzem).
Znaleźć jakiś ciekawy radiowy przypadek, wyleczyć stosownie do możliwości i rokowania, a potem powierzyć w jakieś ręce, gdzie wiem, że krzywda się nie stanie – to cała radość. A w między czasie pozyskać co nieco wiedzy, umiejętności i podzielić się kolegami, ot choćby na tym blogu. Super, to mnie kręci. Tak to sobie tłumaczę, tą „misję” moją – też w cudzysłowie pisaną.
A, że od czasu do czasu trzeba rachunek sumienia wykonać, i coś tam usprawnić, to w ramach „dobrego przykładu” się teraz pochwalę. Zrobiłem wygodniejsze miejsca dla pacjentów w piwnicznej poczekalni, teraz już mogą w komfortowych warunkach mieć nadzieję, że z warsztatu dobiegnie sakramentalne – Następny Proszę!
|
Teraz to jest poczekalnia |
Swoją drogą, jak policzyłem te moje egzemplarze, a i dodałem te co są poutykanie we wszystkich innych możliwych miejscach (piwnice, strychy i tak gdzie się dało) to wyszło mi, że przy dotychczasowym tempie (t.j. jeden Pionier przez pół roku) – do emerytury wystarczy. Ba do końca, przez ZUS prognozowanego czasu życia, się nie wyrobię. I co z nimi będzie?
Pocieszam się, że ktoś z tego bloga skorzysta, czegoś się tam nauczy i dalej będzie naprawiał.
Wojtk.Ładnie to opisales ale pociecha dla mnie żadna.Nasze skaldeczki ida na biura ,limuzyny ,fotele,paprotki etc.Wszelkie reformy ogarowi w doopę bo nic z tego nie wynika.Ostatnie pomysly "dobrej waaadzy" to juz na paranoję zakrawaja ale usmoalem sie przez łzy patrząc na te ich kroliczki.Jednak w USA lepsze dawali.Wracając do naszych mutons (z francuska) to jednak cięzka choroba coc miła ale kosztowna i grożąca rozpadem tzw komórki społecznej.Ratunku nie ma.Może lepiej iść w ćpanie albo dziwki bo to dla nszych Pań bardziej zrozumiałe?
OdpowiedzUsuńjak zwykle podziwiam poszczyzne o co coraz trudniej.
Celowo nie pisze co familia zrobi z nasza krwawica aby nie oslabiac i tak juz nadwątlonego pacjenta.Pacjent z laciny: cierpliwy i pokorny!
Pozdrawiam Tom
Hmm.Nie znasz dnia ni godziny i trzeba będzie przenieść się do ostatniego warsztatu.Tym się pocieszam że zdążę!Może niewielu pacjentów czeka,zacząłem dobierać(może specjalizacja np.:bateryjne?)Może ktoś kiedyś znajdzie gdzieś ten odbiornik,zada sobie odrobinę trudu i spróbuje się czegoś o nim dowiedzieć.Póki co lista brakujących części zrobiona,wyszukiwarki ustawione i pozostaje CZEKAĆ.Pozdrawiam i oby każdy z nas Doczekał!
OdpowiedzUsuń