piątek, 12 stycznia 2018

Zosia czyli chwila przyjemności z uładzaniem podkuchennej

Zosia, to radyjko wisiało przez długi czas u mojej Teściowej w kuchni, ale słuchał Teść. Zawsze miałem do niego taki stosunek – nie dotykać, jest pod opieką. Od kiedy tego słuchacza zabrakło, to z radiem się zaczęły problemy. Trudno było znaleźć stację, to „ginęła fala”, „raz gra, raz nie”. Widać Teściowa krzątając się po kuchni chciała mieć stabilne źródło muzyki, wiadomości i świata w ogóle.
Zosia na służbie.
Postanowiłem się przyglądnąć onej kuchennej pomocy, co to rozbrykana, niestabilna i zda się, że ogólnie niegrzeczna się stała. To co rzucało się na pierwsze oka spojrzenie to przełącznik dobudowany tak trochę po partyzancku. Jego trzy ustawienia pozwalały przełączać inną część nowego UKF-u (szerokiego na 20MHz) tak aby zmieściło się ono w starym PLR-owskim paśmie, które to z górą 7MHz onej szerokości mieściło.
Intrygujący przełącznik.
Mamy zatem do czynienia z konwerterem, lub (co mniej prawdopodobne z przełączeniem w zakresie elementów RL w heterodynie UKF co najmniej. Czesi stosowali takie rozwiązania z dołączaniem kondensatorów, ale moim zdaniem jest to rozwiązanie na tyle ułomne co nieprofesjonalne.
Tesla Kvintet czy Sazava - z przełącznikiem górnego i dolnego UKF.
Radyjko jest małe, ciekaw byłem jak tam konwerter zmieścili, ten który znałem miał solidne wymiary (ten ekran ekran).Wszystko się wyjaśniło gdy radyjko trafiło do warsztatu.

Pod ferrytową anteną odnalazł się konwerter, ładnie wyglądający i rzekłbym profeska. Co ciekawe nie było to rozwiązanie spotykane np. w opisywanym J-246 z kwarcową stabilizacją, ale oparte o obwody LC, dołączane varikapy i scalak TA7358.
Diody D1 i D2 to varicapy - napięcia polaryzujące przełączane przełącznikiem z zasilającego - tak to wygląda.
Z natury niestabilne.
Heterodyna na setkach MHz – dużo,  bez ekranu bardzo czułe na jakąkolwiek zmianę pojemności pasożytniczej. Ale to nic.

Główną przyczyną był wpływ napięcia zasilania na pojemność waricapów zrobionych ze złącza CB tranzystorów 2SC2668 (oznaczonych jako D1 i D2) co zmieniało częstotliwość heterodyny konwertera i finalnie częstotliwość odbieranej stacji. Każda zmiana napięcia zasilania w jakimś stopniu przestrajała całe radio - ot i tajemnica "pływającej fali" Zosi. Miała Teściowa ucho do Zosi.
Obwód heterodyny konwertera był przestrajany przepinanymi waricapami.
Może przy bateryjnym zasilaniu działo to w miarę stabilnie, ale przy wahaniu napięcia sieci - już zdecydowanie nie. Taka wada konstrukcji - częstotliwość obierana przez Zosię była uzależniona od napięcia zasilania.

Pierwszą czynnością w przywróceniu radia do funkcjonalności było rozebranie obudowy i wyczyszczenie kuchennych oparów i a innych pozostałości przez lata zbieranych.
Niby wszystko ok.
Chciałem przełożyć przód obudowy od Ani, która jako dawca pozostała po poprzednich naprawach. Niestety dopiero po rozłożeniu na części pierwotne okazało się, że różnice konstrukcyjne (mimo dużego powinowactwa) na tyle utrudniają sprawę, że prościej będzie zaczopować otwór po przełączniku. Odmalowałem też sitko ochraniające głośnik – oryginał okazał się miejscami skorodowany.
Sitko - znaczy denko z dziurkami.
Gotów na odwijanie cewki heterodyny postanowiłem jednak skorzystać z opisu przestrojenia na elektrodzie opublikowanego i polegającego na zmianie pojemności. Udało się! Co ciekawe kilka kondensatorów wylutowanych, można było użyć powtórnie. Tak, że koszt materiałowy całej operacji zawarł się w 4 czy 5 ceramicznych kondensatorach. Nawet na sztuki kupując to można złotówki nie zapłacić. A konwerter kosztować musiał. Teściu już to radyjko kupił „przestrojone” więc wiedzy o kosztach konwertyzacji nie mieliśmy.
Scalak i filtry pozostały - a nuż przydadzą się do jakiejś konstrukcji.
W całym tym przestrojeniu, wydaje mi się, pomogła budowa toru UKF.
Zważywszy że radio to było eksportowane na zachód  (jako RFT Thomson czy Nordmende), to wydaje się, że wersja CCIR i OIRT różniły się tylko tymi elementami.
Eksportowa ANIA - jako NordMende
Cewka heterodyny np. ma rdzeń mosiężny, a nie tak jak dwie Anie, które ferrytowym rdzeniem w tym obwodzie się chwaliły.
Cewka heterodyny (po prawej) z mosiężnym rdzeniem. Zaklejone trymery od AM, aby się nie pomylić
Roboty z Zosią nie było wiele (nie licząc obudowy i niepotrzebnych prac aby zmienić front). Nawet strojenie odbyło się bez SDR i tylko na stacjach, czułość ładna, wskaźnik stereo się zapalił.
I no nie oparłem się urokowi podkuchennej Zosi, nagusieńką w piwnicy rozłożoną – wyposażyłem (chwilowo) w drugi głośnik i miast na słuchawkach, taką małą stereo-rozkosz przez kilkanaście minut zażyłem.
Zosia stereo - model internal.
Ostrożnie, bo znów Teściowa wysłucha!

Oj, fajne są takie małolaty, tak na kilka  godzin, pora do lampowych wrócić. Bo właśnie rozsiadła się mi w piwnicy Nordmende Bremen, 65 lat mająca niemiecka konstrukcja. Zosia upiększona i uładzona do kuchni niech wraca.
O właśnie, „uładzona” – dlaczego to w języku polskim nie przyjęło się to słowo na coś co strojeniem nazywamy? U Czechów jest np. „ladění” – ja to zawsze chciałbym mieć do czynienia z uładzonymi radyjkami.