poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Errare humanum est czyli gałek odlewanie

Ostatnio przeczytałem gdzieś artykuł popularno-naukowy, którego Myśla przewodnią było to, że tak bujnie i szybko rozwijająca się sztuczna inteligencja, nie jest w stanie dorównać naszej ludzkiej. Nie chodzi bynajmniej o szybkość i precyzyjność. Już teraz w wielu dziedzinach w takich jak: jak szybkość przetwarzania informacji, zdolność przyporządkowywania do wzorca (kojarzenie) czy możliwość zapamiętywanie danych ten wyścig z bezdusznymi maszynami już przegraliśmy. Chodzi o coś jest bardzo ludzkie, a mianowicie popełnianie błędów, ale i wyciąganie z nich wniosków i kolejne (czasam już lepsze) próby rozwiązania problemu.

Ostatnio na własnym przykładzie miałem okazję się przekonać, że takie popełnianie błędów a następnie naprawianie to także przyjemność. Tym razem chodzi o gałki do Blaupunkta. 


Jest to już chyba najdłużej ciągnąca się moja renowacja, środek odbiornika prawie działa (poza ciągle się wzbudzającym torem FM), przekładnia planetarna już odtworzona. Obudowę do idealnego stanu doprowadził Pana Cezary ze Starej Szopy. W radiu od początku (od nabycia) brakowało gałek, ale Pan Ryszard pożyczył mi jedną do skopiowania, a drugą od przełącznika zakresów to mi podarował.
Może i lekkim ubytkiem, ale oryginalna.

Długo, bardzo długo trwało zanim się zabrałem za ich powielenie. Gałek jeszcze w żywicy nie robiłem, tylko znaczki, klawisz czy wtyczkę, ale w końcu trzeba było sił własnych spróbować. Jest w sieci trochę opisów jak to czynić należy, nie mniej spróbować własnymi rękami to zupełnie co innego niż obejrzeć nawet z 500 filmów na Youtubie. Trwa nawet krócej. Pamiętam, że dawno dawno temu przy decyzji o zakupie wiertarki kolumnowej był to jakiś argument, że tak łatwiej będzie jak ustawić formę przy kopiowaniu.

Pierwsza próba była oparta o rozwiązania podpatrzone u Pana Ryszarda. Za naczynie do tworzenia formy gałki posłużyła rura PCV kanalizacyjna.

Ten kawałek rury wycięty z większego, w Castoramie były tylko metrowe odcinki.

Kształt gałki wymuszał by nie tylko była to forma dwuczęściowa ale i w odpowiedniej kolejności wylewana. Wklęsłość na froncie wymagały by najpierw połówkę od przodu uczynić, a dopiero potem dolać drugą cześć. W ten sposób nie udało się użyć wiertaki kolumnowej, a odlewać trzeba było w sposób odwrócony tj. gałka na stojaczku. Poczyniłem małą podstawkę z wytoczonego na tokareczce  walca z ocalonego przed kominkiem drewnianego bukowego klocka i 6mm pręta aluminiowego. 
Na podstawce.

Wszystko odsklepione zostało od spodu plasteliną (prezent od córki - pozostałość po zajęciach z rzeźby) i ograniczone 80mm rurą PCV. Przy maksymalnej średnicy gałki ok. 55 mm tak gruba warstwa silikonu to była czysta rozpusta i marnotrawstwo nie tak taniego silikonu.

Forma silikonem spływa.
Ale niestety dostępność średnic (w rurach wyrażona) w budowlanych supermarketach jest ograniczona - wiadomo normalizacja. Trochę się czułem jak amerykanie którzy wylewając formy silikonowe stosujący litry, co tam litry - galony silikonu. To więc się pojawił Pierwszy Błąd – wystarczy by ścianka formy z silikonu miała powyżej 5mm, tam było ponad 12 mm i oprócz marnotrawstwa materiału stało się źródłem kolejnego problemu. 

Pamiętajcie – dobrze dopasujcie naczynie do rozmiaru odlewu.

Uradowany, że wyszło w miarę w miarę, niespokojny byłem czy tak zalany silikon dobrze wypełnił wgłębienie - popełniłem błąd. Żeby to by sprawdzić, przed odlaniem drugiej połówki - wyjąłem oryginał. I jak życie pokazało nie udało się go wsadzić idealnie – drobne szczeliny pozostały, co zaskutkowało wciśnięciem się drugiego zalewu silikonu, psując precyzję formy.

Pamiętajcie – jak robicie formę dwuczęściową – nie rozdzielajcie oryginału i pierwszego zalewu.

Nie miałem dobrego rozdzielacza silikon/silikon – zaufałem czemuś co miało mieć takie działanie – alkohol poliwinylowy. Pomazawszy tym oto specyfikiem dobudowałem ze słupków z plasteliny ulepionych plasteliny coś na kształt odpowietrzaczy zrobić i zalałem drugą część formy. Prawie połowa z tych słupków przy zalewaniu się przewróciła i tym samym swojej roli nie spełniła.

Pamiętajcie – zróbcie poprawne odpowietrzenie.

Po zastygnięciu udało się cały kloc (walec) silikonu wyjąć z rury dopiero po jej rozcięciu. Ale już nie udało się tak łatwo rozdzielić połówek silikonu. Przystąpiłem zatem do wydobycie oryginału za pomocą  skalpela, jednocześnie starając się naciąć taki ząbek do ustalenia połówek między sobą. Nie wyczułem dobrze pozycji gałki a cięcie poprowadziłem tak nieszczęśliwie, że linia podziału przebiegała w bardzo newralgicznym i widocznym (raczej wyczuwalnym) miejscu, to jest na ząbkach zdobiących boczną stronę gałki. W każdym odlewie będzie to widać (czuć). Do tego błędu przyczynił się też ten pierwszy problem – gruba silikonowa ścianka utrudniała nawigację skalpelem.

Pamiętajcie – zapewnijcie dobry podział pomiędzy częściami formy stosując działający rozdzielacz. 

Aby połówki formy ustalić ze sobą użyłem ponownie rozciętej rury PCV, która jednak zaczęła się zwijać nie za równo ściskając elastyczną silikonową formę. 

Zrobiłem odlew z żywicy i po wyjęciu wszystkie te błędy się uwidoczniły.

Na froncie widać efekt bąbelka powietrza i skrzywienie obrysu.

Od tyłu jeszcze gorzej - niedolewki, bąbelki i inne wady.

Ząbki miały przeskok, dodatkową deformację wprowadziły szczeliny pomiędzy oryginałem, a formą gdzie wcisnął się silikon z drugiego zalana. Jak by było mało to nierówny nacisk na całą formę (przez rurę a raczej to co z niej zostało) spowodowało, że gałka była okrągła umownie. Całości nieszczęścia dopełniły pęcherzyki powietrza, które w górnej części cienkich ścianek się nagromadziły. Totalna klapa. Albo z drugiej strony – tyle błędów wyłapano, a tylko jedna próba. Życie pokazało, że to nie koniec.

Będąc przejazdem u kolegi Jacka otrzymałem barwidło o barwie ciemnego bakelitu, mogłem zatem przystąpić do drugiej próby. Aby zmniejszyć ilość silikonu za drugą formę posłużyła mi metalowa puszka po małym groszku zielonym.

Denko szlifierką odcięte.
Dużo tańsza niż jakiekolwiek inne rury a jednocześnie łatwiejsza do obróbki niż np. sprzedawane na decymetry odcinki rur stalowych do naprawy układów wydechowych (tam jest ścianka 1,5mm stali). Odcinając denko (ostrożnie szlifierką) udało się jednocześnie mieć takie fajne ostrze wykrawające w plastelinie. Metoda ze słupkiem „na odwróconą wiertarkę” się udała.
Na podstawce, z plasteliną i pokryte rozdzielaczem (pomalowane i wypolerowane).

O odpowietrzaniu silikonu pamiętamy


Po zalaniu i zastygnięciu pierwszej warstwy przystąpiłem do budowy układu nadlewek i odpowietrzającego. 
Widać obliczenia pojemności były prawidłowe.

Z użyciem dodatkowych pierścieni zrobionych z preszpanu i rurek od patyczków do ucha (jeszcze takich starych z prawdziwego plastiku), które przyklejałem na uniwersalny klej (bakelitu nie łapie na amen – odchodzi) z małym dodatkiem plasteliny zbudowałem konstrukcję. 

Puszka spełniła swoje zadanie. Miała drugie życie.

Nie wyjmujemy oryginału z silikonu, nie wyjmujemy. Plasteliną dorabiamy ubytki.

Bardziej stabilną, ale i dającą nadzieję, że bąbelki z zalewanej żywicy znajdą się w górnej części odlewu – tej odrzucanej. 

Konstrukcja nadlewek i odpowietrzenia.

Za rozdzielacz posłużyła specjalna woskowa mikstura, którą łatwo nakłada się pędzelkiem, szybko schnie i po kilku takich nałożeniach pomimo, że spękana dawała nadzieję na rozdzielnie połówek.
Taśma zastępuje puszkę. Już można dostrzec separator - biały nalot na powierzchni silikonu.

Drugie zalanie (jak zawsze z odpowietrzanym silikonem w próżni) przebiegło bez problemów. Puszkę też trzeba było rozciąć szlifierką, a połówki dały się rozerwać.

Druga połówk akrzepnie.

Forma się rozdziela - widać pracę separatora - to to białe.

 Po wydłubaniu patyczków, krążków z preszpanu i resztek plasteliny  okazało się, że forma daje nadzieję na prawidłowy odlew, który później lekkiej obróbki tylko na tokarce będzie wymagał.
Odmierzyłem po 10ml składnika A (czyli żywicy)  i 10 ml składnika B (czyli utwardzacza). Do tego drugiego domieszałem ciut barwidła (miło być ok. 5% masy łącznej), zmieszałem i odlałem. 


Starając się tak napełnić formę, by wszystkie zakamarki były zalewane stopniowo i nie gromadziły się w nich bąbelki a następnie wcisnąłem drugą połówkę formy, z góry lekko przyciskając ciężarkiem.

Najpierw zalewamy drobne elementy
Nadmiar wypłynie przez kanaliki.

Wyszło zaskakująco dobrze. Powierzchnia bardzo ok., odpowietrzenie zadziałało, no i kolor wyszedł niczego sobie. Drugą operacją technologiczną było odtoczenie niepotrzebnych fragmentów odlewu. Ponieważ nie było szans by przy trójpunktowym styku uchwytu tokarskiego nie uszkodzić delikatnego odlewu zbudowałem z bukowego klocka, kawałka płyty HDF, trzech wkrętów i opaski cybantowej specjalny chwyt, który delikatnie obejmując całość gałki, pozwalał ją obrabiać. 
Uchwyt w czasie opracowania.

W trakcie odcinania nadlewów krucha gałka pękła i wysunęła się z uchwytu.

Tu się okazało, że odlew jest bardzo kruchy i chętny do pękania w sposób niekontrolowany. Po stoczeniu okazało się dlaczego – w przekroju był dziurawy jak najbardziej robaczywe podgrzybki. Źródło problemu zostało szybko wychwycone – kilka lat stara żywica. 

Nawet widać konsystencję starej żywicy.

Pamiętajcie – nie stosujcie przeterminowanych produktów.

Po zakupie nowej porcji problem bąbelków w masie odlewu zniknął. 

Ten po lewej - lewy jest po prostu, dziurawy i kruchy.

Nie, żeby odlew był jakiś tam specjalnie twardy, ale obrabiany nożem przecinakiem nie kruszył się. Do części gałek (wykonywanych dla Pana Ryszarda) dodałem troszkę barwnika brązowego przez co ton bardziej był bakelitowy. Aby zachować jednolitość barwy w kilku odlewanych w jednej formie po kolei detalach proponuję by przygotować sobie od razu porcję jednego składnika, a następnie do każdego odlewu precyzyjne odmierzać równe porcje składnika A i tego B już zabarwionego. Bardzo, bardzo pomaga w tym waga z dokładnością do 0,01g, chociaż można na oko korzystając z przezroczystych plastikowych kieliszków nalewając równiutko, równiej niż wujek na imprezie dzieląc ostatnią ćwiartkę na sześciu chłopa. 

Nalewałem równiutko, dopiero później doczytałem że równo to ma być wagowo.

Drugi odlew mi się nie udał  - powierzchni okazała się miejscami lepka i nie związana. Diagnoza była prosta – źle wymieszana mikstura. Za szybko poszła do formy i taki skutek.

Pamiętaj – dobrze wymieszaj składniki, ale nie za długo.

Producent deklaruje czas życia (lejności) żywicy FC-22 około 6-8 minut, z doświadczenia mogę potwierdzić, że to tak jest. Czas mieszania w plastikowym jednorazowym kieliszku patyczkiem też jednorazowym (drewnianym mieszadełkiem do kawy – jak z ORLENU, może być BP i inne) to około 2 minuty, no góra trzy. Dobrze jest odmierzać ten czas minutnikiem, raczej sekundnikiem, ale mamy ręce zajęte więc równie praktycznie a dużo wygodniej pracuje się tzw. ludową metodą pomiaru czasu, to jest „na zdrowaśki”. Można określić na jedną zdrowaśkę, no półtorej – zależy jaki żarliwie do się modlitwy przykładamy. Intencja wiadoma – żeby odlew wyszedł. 

Po tym zalewaniu należy starać się wlać żywicę powoli i tak by wszystkie rowki, szczeliny i inne wklęsłości wypełnić najsamprzód, póki rzadka. 

Pamiętaj - staraj się wypełnić najpierw delikatne szczeliny tak by nie utworzyły się w nich pęcherzyki powietrza.   

Po związaniu i wyjęciu z formy (co w teorii trwa kilka godzin) mogę doradzić, by odczekać jeszcze dzień czy dwa przed dalszą obróbką. Niech całość stwardnieje.

Podsumowując, a raczej robiąc rachunek swoich błędów stosowne zalecenia mogę uwadze czytelników polecić:

  • pracujcie na świeżych materiałach,
  • dobierajcie właściwy rozmiar formy,
  • zadbajcie w konstrukcji formy o dobre odpowietrzenie,
  • przy formach wieloczęściowych zadbajcie o dobre rozdzielenie silikon/silikon,
  • dobrze wymieszajcie żywice,
  • zadbajcie o dobre wypełnienie wszelkich drobnych rowków, szczelin czy innych elementów gdzie powietrze może pozostać.

Oczywiście to nie wszystkie reguły i zasady, których należy przestrzegać, a tylko te których poprzez własne błędy doświadczyłem, nauczyłem się (mam nadzieję) i z Wami się dzielę.

Która oryginał, która kopia - zgadujcie proszę.

Gałki prawie gotowe, pozostaje jeszcze powiercić i obsadzić docisk no i zrobić ozdobne pierścienie. Coś czuję, że i z tym elementem niezła będzie zabawa. Znów co sknocę, czegoś się nauczę,  Errare humanum est !