wtorek, 10 października 2023

Przystawka UKF z Młodego Technika czyli moja droga do Fremodyne

Zachciało mi się, w zasadzie to podjąłem to jako pewnego rodzaju wyzwanie, by sobie udowodnić, że da się. A cel to zbudowanie działającej jak to się mówiło „przystawki UKF”, zbudowanie od zera. Ale z oparciem w przedstawionych na łamach Młodego Technika kilku opisach. Najwcześniejszy do jakiego dotarłem to publikacja w numerze 7/58 – jednolampowa i prosta. Autorem Artykułu był inż. Witold Kozak.

Schemat przystawki UKF z Młodego Technika 7/1958

Od tego zaczynamy. Jako chassis posłużył mi kawałek profilu U75 pochodzący z demontowanych ścianek działowych w biurowcu gdzie pracuję. Z demontażu, z otworami, ale za to z płaskiej nieryflowanej blachy tak na oko 0,5 lub 0,6 mm.

Taki kawałek udało się wyciąć.
Podpatrzyłem takie rozwiązanie u kolegi Andrisa w jego odbiorniku super-reakcyjnym i spodobało się.
Dwulampówka kolegi Andrisa - AM zakres fal średnich.

Opis był skrótowy, ale ze schematem i uwagami dotyczącymi niektórych elementów. Ja już w początkowym zamiarze chciałem odbiornik przestrajany w możliwie szerokim zakresie. W teorii od 88 do 108 MHz. Jako dawca kondensatora strojeniowego posłużyła zdezelowana Selene, gdzie w głowicy UKF taki agregat 2x15pF się znajduje a nawet jest wyposażony z przekładnie 1:4 co daje dwa obroty gałki na pełen zakres. 

Kondensator podwójny - będzie do Fremodyne.

Ten pierwszy odbiornik/przystawka potraktowałem jako prototyp traktuje głównie za poligon dla doświadczeń i praktycznej weryfikacji pomysłów.

Pierwsza przymiarka - potencjometr w pierwotnym nie wygodnym miejscu, kondensator nie izolowany od chassis. I kilka drobniejszych niedostatków.

Zakładałem, że przyłącza typu napięcie Anodowe, napięcie żarzenia, wyjście audio czy antena będą podłączane poprzez gniazda bananowe i z maksymalnym stopniu zostaną wykorzystane „zewnętrzne zasoby” jak wzmacniacz – pochodzący z gramofonu Bambino czy zasilacz anodowy (później jego role przejął również zasilacz z Bambino).
Serce wielu gitarowych piecyków a i amatorskich konstrukcji lampowych wzmacniaczy. 

Konstrukcja mechaniczna, jaka wyszła - taka wyszła. Okazało się konieczne przesuwanie lokalizacji przyłączy jak i położenia elementów. Jako cewkę nawinąłem 5 zwojów grubej (1,5 mm) srebrzanki, ale proste testy z GDO (NanoVNA użyte) pokazało ze jednak 4 zwoje wystarczą. 

Za karkas (w zasadzie zbędny) posłużył pręt z PCV o średnicy 8mm, dolutowany trymetr 15pF i rozciąganie/ściskanie cewki pozwoliło pokryć zakres gdzieś od 85 do 110 MHz. Tylko jeden obwód strojony jest duża zaleta takiego układu.

Uwaga - tu jeszcze bez lampy - błąd.
Tu już pierwsza uwaga i sugestia – należy uwzględnić pojemności własne lampy – po włożeniu ECC81 częstotliwości przesunęły się tam o ok 4MHz w dół. Jako kondensator dobierany został zastosowany 2,2nF a dławik powstał jako nawinięte na grubym rezystorze MŁT ok 60 zwojów licy (była pod ręką).  Trzy szeregowo połączone rezystory 3,3Mom z równolegle podłączonym kondensatorem 47pF, ceramicznym rurkowym. Jako pewnego rodzaju zabezpieczenie od strony napięcia anodowego dodałem rezystor kilku kiloomowy.  
Niby wszystko ok.

Pierwsze próby (zgodnie z oczekiwaniem) wypadły niepomyślnie.  Nie było zwarcia, magicznego dymu czy palenia bezpieczników, ale nie zagrało. Szumy i trzaski objawiły się przy regulacji potencjometrem, niemniej nigdzie „charakterystycznego szumu reakcji”. Za dobry omen przyjąłem fakt, że przestrajanie kondensatorem powodowało zmianę szumu, więc coś żyło. Pomiar (detekcja) za pomocą TinySA pokazywała, że pojawił się prążek i daje się przesuwać po zakresie (z grubsza ) UKF. Miejscami zanika i szum wtedy milknie, ale jest i układ jako generator działa.

Na przewodach.

Zgodnie z sugestiami w publikacja dot. techniki w.cz. na pierwszy ogień poszło żarzenie. Po pierwsze pin 9 do masy, nie powinien ten obwód pływać – jest mocno sprzężony pojemnościowo z katodą na początek. Kondensator blokujący 10nF między nóżkami żarzenia, a na dodatek przewód żarzenia wzbogacił się o mały dławik na ferrycie nawinięty. Nie wiem czy to coś znaczącego dało, na pewno było zgodnie ze sztuką. 

Dławik w żarzeniu.

Dalej nie działało, wymiana kondensatora (ponoć najważniejszego w układzie) na mikowy też nie uruchomiła przystawki, nie mniej pojawiły się jakieś szczątkowe pomruki, szumem już nie będące. Zmiana napięcia anodowego poprzez kręcenie potencjometrem (rezystor dodatkowy już wyleciał dużo wcześniej) powodowała nie mniej spore trzaski i miejscami nawet dziwne zachowania. Znaczy się zaśniedziałe styki mam. Po sprawdzeniu rezystancji okazało się że zamiast obiecywanych przez telkod 50kom jest ponad 80 kilo, a i liniowość (to weryfikuję na V640) jakaś taka zachwiana i z jednym dziwnym punktem. Wylutowani, wyczyszczenie i … na ścieżce oporowej pokazał się dziwny punkt. Jakieś wypalenie? To tłumaczy skąd te dodatkowe kiloomy i dziwne działanie. Nie miałem dokładnie takie go potencjometru, więc użyłem podobny – nastawczy.     

I zdarzył się ten moment – udało się uzyskać szum a po lekkim podstrojeniu także odbiór. I to bez jakiejkolwiek anteny!


 Widać przewody zasilające i inne za antenę doskonale robią. Ba, podłączenie anteny jak założono powodowało zerwanie odbioru. Obserwacja widma emitowanego sygnału pokazało , że (tak jak to pisano) układ sieje i to +/- 1MHz od nominalnej można na drugim odbiorniku odbierać stację tą samą co na przystawce.
Szerokie to spektrum przystawki jako nadajnika.

I tylko tą. 
Konstrukcja prototypowa.

Tak więc kolejnym krokiem będzie zbudowanie na drugiej połówce lampy wzmacniacza w.cz. jak to opisano w MT z 62 roku, też autorstwa inż. Kozaka.

Drugi krok to wzmacniacz w.cz.

Nie po to by wzmacniać, ale by izolować obwód antenowy. Opisane w MT 10/58 użycie tej połówki, jako wzmacniacza m.cz. sensu nie ma – sygnał odbierany jest wystarczająco silny. 
Ten układ z MT 10/1958 pominiemy.

Przed nami majaczyć się zaczyna całej zabawy cel – Fremodyna. 


piątek, 16 czerwca 2023

Opus a wkładka magnetyczna czyli do czego służy plaster

Trzeba radzić sobie tym co jest dostępne, dlatego też od czasu do czasu spotykamy użycie rzeczy z założenie przeznaczonych do czegoś innego. Użycie plastra, spinacza biurowego czy innej powszechnie dostępnego i inaczej użytecznego przedmiotu mamy okazję odnaleźć od czasu do czasu w naprawianych już radioodbiornikach. Często można spotkać lampy starszego typu gdzie mocowanie szklanej bańki do wtykowej podstawki trzyma się na kilku zwojkach plastra.

Tu zamiast plastra występuje drut.

Czy też użycie szewskiej dratwy zamiast linki napędu skali – ot, radzono sobie tym co było.  W zamiarach Pana Andrzeja było zaś rozbudowanie Opusa 2650 o wejście dla gramofonu z wkładką magnetyczną i korekcją RIAA. W latach powstania tego odbiornika królowały (nie tylko nas) wkładki krystaliczne, które zarówno zaletami jak i wadami obdarzone są. Zaletami bo w miarę  wysokie napięcie wyjściowe posiadają w setkach mV mierzone jak i w miarę liniową charakterystykę częstotliwościową posiadają. Z wad to oczywiście ich spore jednak zniekształcenia oraz delikatność. Tak czy inaczej zadania się podjąłem i do prac przystąpiłem. Ale zapał troszkę ostygł, gdy okazało się, że możliwości rozwiązania problemu jest aż nadto. Można było ortodoksyjne postawić na w pełni lampowe rozwiązanie, ale i tak tor m.cz jest tranzystorowy więc kwestie lampowo-wyznaniowe nie zmuszały to takiego rozwiązania. Jako najbardziej naturalnym krokiem było zbudowanie wzmacniacza-korektora na tranzystorach germanowych. Tylko, że budowanie i trawienie płytki, do tego ekranowanie i te wszystkie prace mechaniczne – trochę zniechęcało. Ale natrafiła się okazja, ktoś sprzedawał gotowy moduł za akceptowalne pieniądze. Jak się okazało to był kawałek rozszabrowanego Merkurego – skrajnie jestem przeciwny takiej działalności. Ale stało się – radia z tego nie złożysz. 
Korektor z Merkurego.

Przyszedł moduł. W trochę dziwnej obudowie i na dziwnej płytce zmontowany i jeszcze jakimś przylepcem polepiony. Krótkie śledztwo wykazało, że do Merkurego zastosowano uproszczony moduł z Elizabeth Hi-Fi, gdzie pozbawiony przełącznika cały czas służył jako wejście dla wkładki magnetycznej. Nietypowe otwory w denku zaś sprowadziły podejrzenie, że i budowniczowie tej wersji Elizabeth skorzystali z gotowych wieczek od głowicy UKF – pozostały otwory do strojenia.

Otwory po - nie wiadomo co. Można zauważyć ślady plastra.

Raczej nie z lenistwa, tylko z ograniczonych możliwości – po prostu wzięto to co było pod ręką.  Pewnego rodzaju niedogodnością było to, że Opus w części przedwzmacniacza na minus na zasilaniu (tranzystory germanowe jakoś tak łatwiej pnp w produkcji wychodzą. Oj, przepraszam - wychodziły). Ale wymiana wszystkich tranzystorów w korektorze na nowoczesne krzemowe niskoszumne BC560C typu pnp, wymiana i odwrócenie polaryzacji kondensatorów elektrolitycznych spowodowała, że bez projektowania, wytrawiania płytki kombinowania obudowy itp. mam gotowy moduł. 

W trakcie przebudowy.

Ucieszyło mnie, że łączny pobór prądu przez dwa kanały wzmacniacza był tylko na poziomie 1,5mA, więc ani zbytniego obciążenia dla zasilania nie było, ani komplikacji z napięciem zasilania. Zmiana jednego rezystora z 2,7k na 10k spowodowało, ze istniejące w radiu napięcie -34V użyte być mogło.

Z "red-corrects". Elektrolitów nie korygowałem na rysunku

Starając się minimalizował ilość połączeń (oczywiście ekranowanym przewodem zamontowałem tą głowicę, wróć ten korektor z denkiem głowicy, bezpośrednio nad gniazdami DIN wspólnego wejścia gramofon (już magnetyczny) i magnetofon.

Gotowe gniazdko dla płytki.

Kilka rezystorów trzeba było wylutować, kilka kabli podłączyć.

Denko miało ciągłą tendencję do spadania – widać nie było do końca dokładnie spasowane, ale posłużyłem się plastrem.
Wnętrze Merkurego. Jak widać przedwzmacniacz plastrem trzymany. A sama głowica UKF - bez dekielka.
Takim zwykłym przylepcem, którego ślady były wcześniej na tym module widoczne. Poszedłem zatem tym samym śladem konstruktorów Diory, co to wcześniej prostym gospodarskim sposobem rozwiązywali problem nie dokładności pomiędzy z solidnej blachy zbudowanym pudełkiem ekranującym a z głowicy UKF pochodzącym denkiem. Potrzeba matką wynalazków, plaster jej orężem. 

Plaster w akcji.

I zagrało, no może zbyt optymistycznie by to zabrzmiało, bo trzy wieczory spędziłem na szukaniu, przerwy czy zwarcia w kablach - jeden kanał grał stochastycznie.
Debuging.

A w końcu się okazało, że to zimny lut na płytce. Cóż najdłużej się szuka własnych błędów. Na generatorze charakterystyka korektora wyglądała poprawnie, pozostała próba odsłuchowa.
Testy.

Kupiłem jakiś czas temu gramofon z końca produkcji Unitry. Okazyjnie, ale sprzedający (a sprzedawał razem z Merkurym, takim w całości) oświadczył, że „na igłę to on nie daje gwarancji”.  Bliższe przyjrzenie pokazało, że jest zdeformowana, a sama wkładka działała – dało się palcem „poskrobać” głośniki.  Igłę zamówiłem, doszła – wymiana i kalibracja prostą czynnością była, chociaż pierwszy raz życiu to robiłem. 

Odsłuch. Nawet na małych 3W głośnikach, z trochę porysowanej płyty piosenki Wysockiego były super. Nie odpuściłem – przesłuchałem obydwie strony. I raz jeszcze.

Szczęśliwi gramofon, szczęśliwy ja.

Teraz już wiem, dlaczego takiej muzyki należy słuchać z winyla, z gramofonem z wkładką magnetyczną oczywiście i z odpowiednim amplitunerem (jak to się kiedyś nazywało). A nie z głośniczka, z telefonu MP3 poprzez blutootha, czy jak to się tam pisze. Na pożegnanie wstawiłem do obudowy korektora małą karteczkę ze schematem (skorygowanym – red corrects) i oznaczeniem elementów na płytce. Może komuś się przyda. Wpisałem się to radio i wcale nie wstydzę się, że w tej rozbudowie ważną role miał podręczny plaster.  

Zaplasterkowany wzmacniacz korekcyjny - wg. technologii fabrycznych.


środa, 31 maja 2023

Telefunken OPUS znów na warsztacie czyli tranzystory germanowe brzmią inaczej!

Jest powszechnie wiadomo, że wzmacniacze lampowe mają „lepsze” brzmienie. No może powiedzmy inne. Inny rozkład harmonicznych sprawia, że lampa brzmi lepiej w odsłuchu.     Niektórzy także dopatrują się innego brzmienia tranzystorów germanowych w stosunku do późniejszych układów na krzemie opartych. Coś może w tym jest, ale po kolei.

A wszystko zaczęło się od Pana Andrzeja, któremu naprawiałem Telefunkena Opus 2650. Po całkowitej przebudowie stopnia sterującego tranzystorami mocy, ich „degermanizacji” (jak to brzmi w stosunku do Telefunkena :-)) odbiornik powrócił do właściciela, który był zadowolony, że gra. Ale jako osoba słuchem obdarzona (w przeciwieństwie do piszącego te słowa) twierdziła, że to zadowolenie to tak „nie do końca”. Jeden kanał grał ciszej i gorzej.

O ile słowo ciszej można w prosty sposób zmierzyć i przełożyć na formułę decybeli czy też inaczej wyrażonego wzmocnienia, o tyle to „gorzej” dla inżyniera co to „szkiełko i oko” ma w uważaniu było trudne do ogarnięcia. Naprawiając 2650 poprzednio zadowoliłem się obrazami na oscyloskopie i jakimś tam odsłuchem na małych 3W głośnikach. Większe nie mieszczą się w warsztacie, a że ja i tak różnicy nie słyszę (na dowód audiogram mogę przedstawić) to na tej fazie pozwoliłem sobie naprawę zakończyć.

Witaj ponownie!

Odbiornik wrócił na warsztat jeszcze z innego powodu – Pana Andrzej zażyczył sobie wejście do gramofonu z wkładką magnetyczną dorobić. Lubię ten model, więc Opus długo nie czekał. Zaraz za przyrządy się zabrałem i … rzeczywiście końcówka mocy posiadała pewną nierównomierność wzmocnienia. Jeden kanał był „bardziej” niż drugi. Bardziej wzmacniający znaczy się. Recepta była aż nadto prosta się okazało – korekcja rezystora w emiterze tranzystora T301 lub T1301 tak by cała końcówka równą po kanałach i nadobną była. Ponieważ R1311 (w teorii 330 om) był łatwiej dostępny (w samym różku płytki drukowanej) to i on poszedł pod adjustację.


PR-ka 220 + rezystor  pozwoliły objąć rezystancję nominalną tj. 330 om  i w górę, i w dół. Okazało się, że zamiast 332,6 om jakimi się w omomierzu oryginał się deklarował, bardziej stosowne było 305,6 om, co prawie udało się osiągnąć dobierając rezystor z torebki. Może da się zobaczyć na oscyloskopie różnicę wzmocnienia, ale założę się, że nawet najlepszy audiofil jej uchem nie wychwyci.


Przesunięte by było widać obydwa kanały.

Przynamniej bez audiofilskiego patrzenia na świat. Ok. zatem przeniosłem swoja uwagę na przedwzmacniacz i układ regulacji barwy dźwięku. I tu wytężając swój słuch mogłem nawet na tych 3W głośniczkach stwierdzić, że Pan Andrzej pełną rację miał. Prawy kanał grał - no coś „nie za bardzo”. I to głównie w basach. Z razu myślałem, że to coś podobnego do problemów z Opus-em szwagra, ale nie. To było coś innego. Pomiary czy to za pomocą nanoVNA czy to punktów pracy tranzystorów, rezystancji rezystorów czy pojemności kondensatorów nic nie wnosiły. W zasadzie wszystko w zakresie tolerancji (+/-10%) i nie ma się do czego formalnie przyczepić. Nie mniej, jeden kanał jest zdecydowanie inny i w zakresie najniższych częstotliwości (dziesiątki Hz) wykazuje wzmocnienie o 1/3 niższe.
No - dobrze nie jest.

Nawet przy setkach Hz widać różnicę fazy sygnałów kanału prawego i lewego – więc coś na rzeczy jest. Sprawdziłem i napięcia na tranzystorze – w miarę OK. W miarę też rezystancje i pojemności – też bym się nie czepiał. Ale jeśli podam np. 40Hz (czego bym od tego wzmacniacza już wymagał) to tory (prawy z lewym) mi się rozłażą o te decybele i fazowe przesunięcie.  Izolując problem stwierdziłem, że różnica występuje on już na pierwszym na tej płytce wzmacniaczu z tranzystorem AC171, z korektorem w emiterze (2k2 zbocznikowane 2k2 i 150nF) i takim tam filtrem na wejściu.
To tu.
Element po elementarze, rezystor po rezystorze i kondensator po kondensatorze sprawdziłem i wszystko w miarę (w granicach +/-10% ) tolerancji tam było. Bootstrapowy kondensator 47uF (zamiast 50uF) też w porządku, ale w dalszym ciągu problem jest. No przecież nie tranzystor (oj naiwny ja, naiwny) – te mają raczej problem z górną częstotliwością pracy niż z dolną. Jedyne co pozostaje to filtr ma wejściu (RXX do CXX).

Rozumiem, że w jakiś sposób on kształtuje charakterystykę, ale jak? Wrzuciłem więc jego wartości do kalkulatora i bingo.
Prawie AI - wrzucasz dane i masz odpowiedź.

Okazało się że jest to filtr zaporowy dla częstotliwości ok 10Hz? Coś mi zaczęło świtać odnośnie gramofonów. Dlaczego akurat taki - pozostaje zagadką.

Pierwszy test to pomiar charakterystyki częstotliwościowej tego filtra. Generatorem F6900 przemiatałem częstotliwość od 3 Hz do 15Hz w czasie 15 sekund i zapisując obraz na oscyloskopie. Niestety generator nie posiada wyjścia impulsu „synchro” (podobno można to obejść lub dorobić), ale na ekranie udało się wychwycić różnicę w częstotliwości minimum pomiędzy kanałami.


Wyrywkowe pomierzenie kondensatorów i rezystorów dało odpowiedź na pytania – różnice pomiędzy wartościami były w deklarowanym zakresie +/-10% (R552 – R553, C559 – C561). Ale właśnie w jednym to było plus, a w drugim dużo minus.
Tajemnicze cyferki to zmierzone wartości - jak widać miejscami się różnią bardzo.

Padła decyzja – wymieniamy elementy na możliwe dobrane. Udało się podobierać i kondensatory i rezystory z dokładnością do ułamka procenta – z jednej serii zazwyczaj się nie różnią za bardzo.
Równiutko. W parametrach oczywiście.

Po przelutowaniu mamy obydwa kanały identyczne i zachowujące się identycznie – to już nie jest problem. 
Równo, wygląd inny bo użyta jest skala liniowa przemiatania (powyżej logarytmiczna).

Pozostało podłączenie pierwszego stopnia – wlutowanie na powrót kondensatorów C562/C1562 220nF (w miarę  równe) i zebranie sygnału z kolektorów tranzystorów. I klapa – układ zachowuje się podobnie – w zakresie kilkudziesięciu Hz, aż do kilkuset widać przesunięcie fazy i znaczący spadek wzmocnienia jednego kanału. Odłączone zostały kondensatory C563/C1563 150nF nie przyczyniają się zatem one zmiany charakterystyki, a i eksperymentalne zwiększenie pojemności boodstrapowego elektrolitu (C551) też nie dało odpowiedzi – zero reakcji na podłączanie dodatkowych 47uF. Dopiero eksperyment polegający na zwarciu kanałów po filtrze, na wejściu kondensatorów 220nF co dało identyczny (no bardzo zbliżony) sygnał w obydwu kanałach, bez jakiegokolwiek przesunięcia fazowego.

To są dwa przebiegi - nie jeden.

A więc problem nie leży nie tutaj, ale we współpracy filtra i stopnia tranzystorowego. Jakkolwiek napięcia na tranzystorach (emiter i kolektor) były w miarę zbliżone do tych ze schematu, to dokładne pomierzenie pokazało, że duża różnica występuje w prądzie bazy – czyli napięciu na rezystorze R551, w jednym kanale to 60uA, a w drugim (T1551) ponad 200uA. Bingo.

Mamy zatem różnicę w impedancji wejściowej stopnia tranzystorowego, co przekłada się na inną stałą czasową RC i różnice w charakterystyce. Aż przecierałem oczy ze zdziwienia gdy wylutowałem  tranzystory AC171 i pomierzyłem ich wzmocnienie (beta) jeden miał 63, a drugi ponad 150 !

Różnica w prądzie bazy !
Aż mi się nie chciało wierzyć, że takie oryginalnie wlutowano w fabryce – nie było śladów ich wymiany. Więc ta „cecha” była od początku. Że nikt na to nie zwrócił uwagi to naprawdę dziwna sprawa. Przez dziesięciolecia użytkowania.

Nie miałem innych tranzystorów na podmianę, kupienie czegoś oznaczonego jako AC171 na eBay-u nie daje najmniejszej szansy, że trafimy na taki, który przypasuje. Jako rozsądne rozwiązanie przyjąłem zastosowanie krzemowych tranzystorów pnp. Miałem kilka sztuk BD560C z jednej serii i  pięknym wzmocnieniu 550 (+/- kilka) to poszedłem tą ścieżką. Zastosowanie tranzystorów Si w miejsce Ge już praktykowałem w tym egzemplarzu, więc nie będzie to żadne barbarzyństwo. Pozostało ustalenie nowego punktu pracy. Jako punkt odniesienia przyjąłem zapisane w dokumentacji napięcie na emiterze 3,2V przy nominalnym R557 2k2 – świadczące o prawidłowym prądowym punkcie pracy tranzystora. Dobierałem R556 polaryzujący bazę, metodą już sprawdzoną tj. PR-ką połączoną z rezystorem stałym. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że optymalna wartość to 15k2. W germanowej wersji było to15k na schemacie, a 14k7 w rzeczywistości. Aby uzyskać identyczne wzmocnienie w obydwu kanałach – w drugim dobierałem emiterowy R1557 2k2. Tu optymalne okazało się 2k27. Ponieważ takiego nie miałem to skończyło się na 2k7 z przytulonym równolegle 15k. Super!

Korektę częstotliwościową realizowaną przez R558 i C563 wyrównałem korygując wartość kondensatora który miał tylko 136nF podczas gdy kolega w drugim kanale aż 160nF. Korekcja polegała na dolutowaniu 22nF kondensatora od strony druku. Odsłuch tak skorygowanego/poprawionego wzmacniacza pokazał, że kanały się nie różnią od siebie na ucho. Ale pokusiłem się o komputerowe pomierzenie charakterystyk. Pasmo deklarowane w zakresie 40-16000Hz jako +/-1,5dB - prawie dotrzymane i to w szerszym zakresie 20Hz do 20kHz, zniekształcenia nieliniowe niższe (0,15%) Intermodulacyjne niewiele większe, ale wpływ miał szum.

Porównanie deklarowanych przez producenta i osiągniętych w naprawie parametrów.

Jest dobrze, mogło by być jeszcze lepiej, nierównomierności charakterystyki chyba wynikają z nierównomierności potencjometrów regulacji barwy. Najbardziej mnie cieszą mniejsze zniekształcenia nieliniowe - dowodzą, ze przebudowa końcówki mocy się powiodła.

Troszkę w jednym kanale jeszcze muszę poprawić w najniższych częstotliwościach.

Stosunek Sygnał/Szum wydaje się wynika z bardzo prosto skleconego stanowiska pomiarowego, z wieloma przejściówkami, reduktorami (na wejściu i wyjściu. Oj, wydaje mi się że trzeba będzie zrobić porządne sztuczne obciążenie połączone z kartą dźwiękową dla pomiarów RMAA, dobrze zaekranowane i z minimalnymi połączeniami.

Czy zatem jest różnica w brzmieniu pomiędzy germanowymi a krzemowymi tranzystorami? Nie.

Nie mniej jednak na tych nowocześniejszych, z bardziej stabilnymi parametrami i lepszymi jest większa tolerancja. Krzem górą! Germany grają dalej.

Pozostaje jeszcze dobudowanie przedwzmacniacza do wkładki magnetycznej, ale to już w kolejnym poście.

 

 


niedziela, 7 maja 2023

Radione R2 czyli sztuka parzenia herbaty w Dobczycach.

Są w naszym życiu chwile niezwykłe, takie na które czekamy i do których specjalną wartość przywiązujemy. W niektórych kulturach jak w japońskiej takim wydarzeniem jest ceremoniał parzenia herbaty. Czynność, z pozoru zwyczajna – od czasu papierowych porcjowanych torebek więc prostacka, ale dzięki kultywowaniu, doskonaleniu i pielęgnowaniu, głęboko w kulturze została zapisana jako celebrowany ceremoniał, okraszony specjalnymi naczyniami i utensyliami, a czasem i dedykowanym pawilonem parzenia herbaty w klasycznym japońskim ogrodzie stawianym. Do tego cała duchowa otoczka, cała sfera pojęć i idei prowadząca do filozofii pojmowania całego życia.  Jako takie pochodne tej sztuki powstały takie pojęcia, które stały się wartościami jak Wabi-sabi i Kintsugi. To pierwsze doceniające prostotę i piękno wynikające z upływu czasu a drugie zaś doceniające znaczenie i rolę naprawy w wartości przedmiotu. 

Dla mnie jednym z takich kultowych miejsc „parzenia herbaty” jest dom, a jednocześnie pracownia Pana Ryszarda. Ostatnia wizyta była sposobnością  by podziwiać Wabi-Sami i Kintsugi w jednym. W jednym radioodbiorniku, a radiem było Radione R2.

Radione R2

 Odbiornik już sam z siebie nietypowy, bo skrajnie użytkowy, z takim militarnym naznaczeniem. Czy to w samej konstrukcji (metalowa obudowa, malowanie farbą z marszczoną fakturą, wielowariantowe zasilanie itp.) czy też historii – był w użyciu przez Wermacht czy Krigsmarine.  Egzemplarz Pana Ryszarda to model wojenny, nie dziwota zatem, że radio było po przejściach. 

Jak widać radio po przejściach.
Widać linię podziału w okolicach głośnika.


Właściwie powinienem napisać w liczbie mnogiej – radia, bo złożone było z dwóch odbiorników. Niewytłumaczalną zagadką pozostaje dla nas, co się stało i w jakim stanie były te odbiorniki, że ktoś już wiele lat temu połączył i zespolił je w ten sposób.

Szrama na obudowie.

i wewnętrzne cięcie.

 Jak gdyby zostały przecięte i zespawane dwa odbiorniki w jeden. Linia podziału przybiega przez obudowę i tak samo przez chassis. Można by się tu dopatrywać analogii do „prac” niektórych blacharzy samochodowych, ale muszę przyznać, że nawet w najgorszej dziupli zrobili by nasi mechanicy lepiej i subtelniej.  


W tej postaci radio trafiło w ręce Pana Ryszarda. A tam w cudowny sposób znów stało się odbiornikiem posiadającym wszelkie wartości estetyczne a przede wszystkim użytkowe. Zostały poprawione spawy i zgrzewy, obudowa pomalowana chyba lepiej niż w oryginale, naprawiony transformator, dorobiona maskownica i wszelkie prace radio- elektroniczne wykonane zostały na najwyższym poziomie. Sztuka radiotechniki w najczystszej postaci. 

Oddając głos Mistrzowi:

Transformator w nim nie byl przewijany, natomiast wszystkie przewody połączeniowe były zmasakrowane. Żeby uniknąć ich sztukowania - zamontowałem na nim końcówki lutownicze i następnie odtworzyłem połączenia. 

Transformator udoskonalony.

Wymienione zostały wszystkie kondensatory w filtrach p.cz., paddingi w oscylatorach i obwodach wejściowych. Obwody wejściowe śr/dł zostały nawinięte na nowo ( zarówno cewki siatkowe jak i antenowe} z uwagi na ich zniszczenie no i dorobiony został brakujący kubek, w którym były umieszczone. 

Jak widać stan był trudny.

Słabym punktem tego odbiornika jest napęd skalowy, który musiałem odtworzyć całkowicie łącznie z tą nieszczęsną sprężyną powrotną. Kręcąć w prawo nawijamy linkę na koło agregatu, natomiast przy kręceniu w lewo wskazówka wraca dzięki sprężynie powrotnej. Szklana skala jest oczywiście dorobiona (stara była pęknięta).
Prace kowalskie.

Niestety nie udało się uratować oryginalnego głośnika , który zastąpiłem po drobnej modyfikacji głośnikiem od Pioniera (tego bateryjnego - głośniki Pioniera różnią się zawieszeniem i ten bateryjny ma resor z cienkiego rezoteksu, dzięki czemu ma większą skuteczność).

Maskownica głośnika została dorobiona.

 Prawdziwą przyjemnością było strojenie tego odbiornika po remoncie. Dzięki dużej dobroci obwodów można rzeczywiście uzyskać świetną selektywność no i czułość. Reasumując była to wspaniała przygoda zarówno dla kowala, ślusarza no i radiowca.

Ja tylko, jako ledwo co praktykujący jej adept przyczyniłem gałeczki do tego odbiornika – przez co radość Pana Ryszarda z posiadania takiego przedmiotu, z taką historią i to przywróconego do blasku (tu w swoistym  takim stylu wabishii). 

Radio już cieszy, jeszcze tylko wymienić gałeczki.

A co do herbaty to zawsze w Dobczycach  to także rytuał, tyle że w takim naszym najlepszym lokalnym stylu. Czarna, sypana w szklance i pięknym metalowym koszyczku.

Herbata smakuje wyśmienicie (jak widać ktoś zażyczył sobie kawę - ale to była pierwsza wizyta :-). 

Smakuje przewybornie i dopełnia tego smaku i zapachu radioodbiorników naprawionych i do doskonałości przywróconych.