niedziela, 30 sierpnia 2020

Nieubłagany postęp czyli o oraniu mózgu.

Są różne epoki w historii techniki, elektroniki. Odeszły już praktycznie do lamusa wszystkie układy lampowe, niestety. Tak jak te tranzystorowe czy inne na elementach dyskretnych. Wdarła się siłą i przebojem technika cyfrowa, mikroprocesory i mikroprocesorki oraz wszelkiej maści rozwiązania, gdzie informacja to już tylko informacja cyfrowa. Od słowa, muzyki czy fotografii. Wraz znią odeszły praktycznie w niepamięć te gałęzie matematyki, które pozwalały analogowymi sposobami rozwiązać problem. Geometria wykreślna, suwak logarytmiczny czy same logarytmy jako takie, z dzisiejszej perspektywy to już artefakty historii nauki i techniki. Dziś, w zasadzie służące do zapchania programów nauczania (?) Teoria gier losowych i wielkich liczb święci triumfy.
Może to i dobrze bo jakoś te wszystkie całki po obwodzie czy też złożone równania różniczkowe, których złożoność znacząco wpłynęła na czas trwania moich studiów (opóźniły koniec, nie przerwały), tak przez 30 lat pracy w zawodzie nie posłużyły ani razu, ani razu.
Toteż miałem kłopot kiedy usłyszałem od mojego syna, ślęczącego właśnie nad równaniami różniczkowym, takie prawie retoryczne pytanie: Tato, a na co mi to? Miast stosowanego zwyczaj w takiej sytuacji, w kanonach domowej pedagogiki przez pokolenia uwalonej automatycznej odpowiedzi: NIE GARB SIĘ!, jakąś iskrą bożą inspirowany odpowiedziałem: Synku, to tylko po to, byś miał głębsze bruzdy na mózgu.  Zrozumiał, dokończył, dyplomem magistra informatyka się może pochwalić.
A ja wróciłem do analogowej radio-techniki, Ohm z Kirchofem są moimi kumplami, z Amperem i z Voltą się po drutach ganiamy. Ale ta cyfrowa radiotechnika uciekła daleko do przodu, cały tor radia FM (stereo i to z RDS-em) zamykając w jednej krzemowej strukturze, tak małej, że trudno to uchwycić czy przylutować.
Nawet zoom aparatu (też cyfrowy) nie wyrobił - takie to małe.
Zachciało mi się spróbować i tego współczesnego świata. Cały moduł od anteny do wyjścia m.cz. kosztuje nie całe 3 zł! No, do tego trzeba go podeprzeć sterownikiem z liniami SLA i SLC. Bawić się w lutowaniem czy programowaniem kostek typu ATtiny nie bardzo się chciałem bawić, to też wybrałem rozwiązanie z gotowym Arduino Nano (za 16,49 zł bo z kabelkiem).
Mała płytka to "tuner FM" duża sterowanie jego.
Do tego konwerter stanów logicznych (3,00 zł) między +5V i +3V3, który to finalnie okazał się niepotrzebny oraz luksus – wzmacniacz stereo 3W za 4 zł (w tym potencjometr z wyłącznikiem).
Do montażu użyłem pozostałej po zabawach syna płytce testowej i wtykanym zasilaczu +5V (dla wzmacniacza tylko). Trochę kłopotów sprawiło takie dolutowanie wyprowadzeń by moduł tunera RDZ5807M z odstępem pól lutowniczych ok. 2mm, w standard 1/10 cala wpasować. Nie  programowałem niczego od zera, a tylko skorzystałem z gotowego opisu – o tu.

 Nawet ten szkic, na żywca przekopiowałem pobieżnie tylko studiując co i jak. Trochę kłopotów pojawiło się przy konfiguracji środowiska Arduno, ale tu młodsze pokolenie przyszło z pomocą.

Ruszyło. Znaczy się ruszyło kompilowanie i ładowanie, bo samo radio nie. Jak zawsze każdy układ elektroniczny zawiera błąd, tak było i tutaj – ot, linie adresowe były zamienione.
Radio zagrało, kręcąc potencjometrem „strojenie” zmienia się napięcie przetwarzane przez Arduino na kolejne częstotliwości, wpisywane do tunera. I daje się tak złapać kilka stacji, co silniejsze to nawet w stereo. Samo przestrajanie dalekie jest od tego co znam z techniki lampowej - wiadomo przełożenie analogowego sygnału na cyfrowy, jego przetwarzanie wnosi pewne cechy, którym niezwyczajny.
Dobrze, ze chociaż głośniki z lampowca. Ale "lampowe brzmienie" to nie jest :-)
Nie odczułem jakieś takiej satysfakcji, jak przy lampowym odbiorniku.
Nie wiem czy będę się z tym bawił dalej, zmieniał program, dodawał wyświetlacz itp. Tak sobie zadaję pytanie: Po co ja to robię? Z tym Arduino i programowaniem? i tylko jedna myśl mi odpowiada: Żebyś miał głębsze bruzdy na mózgu staruszku!
Nie wiem, już chyba bardziej zaprzyjaźniony jestem z Hertzem i Faradayem, jakoś tak nie jestem kolegą Alana Turinga. Na operacje na mózgu, chyba już za późno.

Lampowych kolegów zawiadamiam, że Radiowe Pogaduchy 4 - 13 września, już za dwa tygodnie.

piątek, 14 sierpnia 2020

Challenge czyli o insertowaniu cewek

Ostatnio namnożyła się moda na wyzywanie znajomych. Szczęśliwie nie na wyzywaniu słowami obraźliwymi czy epitetami, ale na stawianiu zadań. Chodzi o jakieś tam rapowanie (?) czy robienie pompek. Mnie np. próbowano umoczyć czyli przedstawianie dziesiątki najlepszych albumów muzycznych wg. osobistego klucza. Mając takie dwa (albumy nie klucze) – no nie byłem w stanie sprostać. Nie mam słuchu muzycznego. Ale za to dzielnie podjąłem rękawicę, gdy na ostatnich Radiowych Pogaduchach zaproponowano bym przedstawił metody strojenia detektorów FM, zwłaszcza tych strojonych na zboczu. 
Wybrałem wtedy Grundiga, wcześniej przez kolegę Zygmunta ożywionego, tak by sprawdzić jak to z tym flanken-detektorem jest. 
Radio po małych perypetiach z zasilaniem ożyło i stało się obiektem badań. 
Aż miło popatrzeć - profesjonalna robota. Wcale nie widać że co niektóre kondensatory jakieś takie współczesne.
Charakterystyka zmierzona potwierdza to co tym niewytrenowanym uchem słychać – gra ale cudów nie ma. Daje się ustalić jaki taki odbiór – jakość – dobre AM w czasach przez elektro-smogiem, ale nie to co np. Calypso na UKF-ie.
Pokusiłem się aby poprawić strojenie odbiornika. Cewki w filtrach z karbonylkowymi rdzeniami, zapaćkane ale udało się je uruchomić. AM znaczy się, bo te od pośredniej 10,7MHz okazały się bardziej złożone – wyposażone w taki dodatkowy pręt z tworzywa, który miał za zadanie czynić je samohamowne.
To od razu sugestia – jak uruchomić rdzenie cewek przed strojeniem. 
Po pierwsze wyskrobać wszelki wosk czy inną substancję fiksującą pozycję rdzeni. 
Następnie lekko je ogrzać, by pozostałości wosku zmiękły. Ja ogrzewam suszarką turystyczną taką co kilka lat temu żonie zaginęła. O tym, że się w piwnicy znalazła nie wspominam.  I bierzemy dokładnie dopasowany śrubokręt i zaczynamy je wkręcać! Tak wkręcać obrót, góra dwa po czym powtarzamy czyszczenie z pozostałości wosku czy innego lepiszcza. Gdy rdzeń już w miarę daje się bezpiecznie obracać staramy się go wykręcić lub wyjąć z drugiej strony filtru wkręcając dalej. Trzy rdzenie ruszyły, czwarty ledwo drgnął trochę po czym stanął na amen. Moje próby ogrzewania czy przekręcania zakończyły się tragedią – rozpękł się na dobre. 
Słowem rdzenia koniec, chciałem zacząć wyzywać i innych słów obraźliwych używać, prawie rapując. Przyszłość radia zaczęła wyglądać jak przysłowiowy „ostry cień mgły”, albo i gorzej.  Rdzenie karbonylkowe, grube tak z 8mm, całkiem nietypowe – no nic się nie dobierze. Aktu zniszczenia z ekstrakcją pozostałości rdzenia połączoną, dokonałem rozwiercając najpierw wiertłem 1,5mm potem 4mm, a resztki z karkasu wydłubując. Skleić się tego nie dało. 
Spróbowałem wstawić inny posiadany rdzeń i podeprzeć go kawałkiem koszulki PCV. 

Wyglądało to na januszowanie trzeciego stopnia, ale o dziwo działało. Czując ten „challenge” wpadłem na pomysł, na jaki gdzieś kilkadziesiąt lat temu ktoś już wpadł.  Trzeba zrobić tak jak w polskich odbiornikach z lat sześćdziesiątych t.j. ferrytowy rdzeń w plastikowym gwincie. 
Materiał na rdzenie mam, kupiłem z setkę dławików z fajnymi rdzeniami ponoć U31 wiec do w.cz. sposobne.
 Po rozwinięciu uzwojenia i oczyszczeniu z lakieru średnica 4mm – więc się zmieści, a i na gwint styknie. Czy rdzeń jako taki się nada to sprawdziłem przepychając go przez pusty karkas przy pracującym odbiorniku – były dwa miejsca z maksimum sygnału, więc i przenikalności magnetycznej wystarczy by częstotliwość rezonansową osiągnąć. 

Problem z plastikową śrubą co by rdzeń trzymała i po gwincie karkasu prowadziła. Ale pozostałości surowców po odlewaniu znaczków jak i dostępność nominalnych rdzeni (a AM ) wystarczyło bym formę z silikonu zrobił i z żywicy odlał. 




Wstawienie rdzenia bezpośrednio do polimeryzującego elementu okazało się wykonalne, ale efekt nieciekawy. Rdzeń się przekosował i może by i działał, ale wstyd taki wkręcać.

 Dopiero odlanie całego elementu i wywiercenie otworu w który został rdzeń ferrytowy wklejony dało rezultaty zadowalające. Była tragedia, ale dało się wybrnąć. 

Teraz już nie tylko kondensatory i cewki będę insertował. No może się niektórym nie bardzo podoba kolor, że taki biały wśród samych czarnych. Niech będzie widać, że się starałem i swojego dopiłem. Radio gra. 
A jak się stroi – prezentację przedstawiłem na Radiowych Pogaduchach.