niedziela, 25 lipca 2021

Smak Radiotechniki czyli prawie trzy wystawy w dwa dni

 W trakcie nie tylko ostatnich Radiowych Pogaduch, ale i w trakcie kilku poprzednich powracał motyw „muzealnego” zebrania, uporządkowania, a zwłaszcza udostępnienia szeroko rozumianych radio-zbiorów. Nie mamy w kraju Radio Muzeum, jednego miejsca, instytucji której radio zbieracze mogliby z czystym sumieniem przekazać (nawet zapisem testamentowym) swoje zbiory, będąc pewnym, że ktoś będzie się pieczliwie zajmował się eksponatami, ku pożytkowi publicznemu je utrzymywał i udostępniał.

Nie mamy i trudno uwierzyć, że w dającej się przewidzieć perspektywie taka instytucja zostanie powołana. To jest ogrom wysiłków i kosztów, kosztów na powstanie i utrzymanie. Nie ma - trudno. Ale jest za to ogromna chęć i czasami determinacja, by swoje zbiory, swoją pasję i do radiotechniki umiłowanie światu okazać i się tym podzielić. W ostatnich dniach miałem okazję dwie takie wystawy/ekspozycje obejrzeć i posmakować. 

Pierwsza w Dobczycach, wystawa staraniem Pana Ryszarda Dulskiego stworzona i z jego kolekcji wyborem będąca.


 Jest ona zorganizowana w Regionalnym Centrum Oświatowo Sportowym jako taka przekrojowa radio-ekspozycja. 

Dojechać trochę trudno - wszędzie jednokierunkowe.

Gro z eksponatów to odbiorniki radiowe pieczołowicie przez Pana Ryszarda do stanu idealnego doprowadzone.


Celowo nie używam określenie „stanu fabrycznego”, bo odnoszę wrażenie, że przynajmniej część z nich jest w lepszym stanie, niż wtedy gdy opuszczała mury fabryki. 

Wzmacniacz - cukiereczek.


Perełką wystawy jest makieta Transatlantyckiej Radiostacji Babice, pomysłu i wykonania Pana Ryszarda, która w swojej historii też już wymagała odbudowy i renowacji, po pożałowania godnym traktowaniu po którejś z wystaw. Odbudowana, lśni od nowości i jest już lepiej zabezpieczona. 
Makieta - robi wrażenie.

W gablotach umieszczono kilka co starszych odbiorników lub ich replik (Manczarski) oraz faksimile dokumentów, do których zaglądnąć koniecznie trzeba. 

W gablotach - co ciekawsze.

Odbiornik Manczarskiego - bohater Radiowych Pogaduch 13

Odbiorniki wystawione na regałach to taki przekrój, od popularnych lampowych, poprzez tranzystorowe przenośne, a kończąc na profesjonalnych czy wojskowych, w stalowe skrzynie zakute. 

Sprzęt wojskowy - na paletach, klimatycznie.

 Wystawa jak na miejsce i cel jest nie za duża i nie za mała, jest fajnie zorganizowana i pomyślana, tak że każdy znajdzie coś dla siebie. Każdy eksponat opatrzony jest planszą z krótkim acz ciekawym opisem i dodatkowymi informacjami - to czyni tą wystawę po dwakroć ciekawszą. Pan Ryszard niestety wyjechał, ale telefonicznie po wystawie mnie niemalże oprowadzał. Ja miałem już możliwość dokładnie obejrzeć dużą część kolekcji  przy okazji wystawy w Niepołomicach, teraz swoją uwagę poświęciłem na to ile trudu włożyć i jakie techniki koniecznym było opanować, by te zabytki tak odrestaurować. Przy czym tylko domyślać się mogłem co kryje wnętrze, a wiem, że to właśnie tam, w obwodach i układach, wiedza i umiejętności Pana Ryszarda znalazły swoje ukoronowanie.

Zdziwiłem się trochę na otwartość wystawy, w trakcie całego mojego pobytu nie spotkałem żywego ducha, dobiegały tylko odgłosy prób muzycznych. Nam nadzieję, że byłem pilnie obserwowane przez system kamer i chociażby w ten sposób zbiory na wystawie były bezpieczne. Wszystkim polecam, nie wiem jak długo wystawa będzie czynna, ale jadąc przez Dobczyce można korek na zakopiance (chociaż częściowo) ominąć – polecam.

Dnia kolejnego postanowiłem odwiedzić Szczawnicę, bo o istnieniu mini muzeum już od kilku lat wiedziałem. Aby w spokoju kolekcję obejrzeć, wybiegiem się posłużyłem i moje dziewczyny flisakom na półtorej godziny powierzyłem, w Sromowcach na tratwie zaokrętowałem. 

Piknie pyton, płyńcie wolniućko, każda minuta dla mnie ważna.

One podziwiały piękno Pienin, a ja chyc do muzeum.

Dojechać prosto, zaparkować trudniej. Mocno ręczny trzeba zaciągnąć.

Pan Grzegorz stworzył miejsce od poprzedniego odmienne, nie jest to tylko ekspozycja, ale jednocześnie działający warsztat. Tego miejsca nie da się oglądać inaczej jak z właścicielem, pasjonatem i kustoszem w jednej osobie.

Pan Grzegorz i jego skarby.

To właśnie ta pasja, ten gorący do radiotechniki stosunek wypełnia to miejsce i nadaje niepowtarzalny klimat. Oprócz odbiorników jest kilka innych eksponatów czy ciekawych lamp (w tym nadawcza z ośrodka na Gubałówce). 
Ta z Gubałówki tam w tyle się kryje. Zawsze miałem problem z widocznością nadajnika - zawsze coś przysłaniało.

Widziałem też kamery telewizyjne, czy szybko powiększającą się kolekcję starych telefonów komórkowych. Wszystkie zabytki na kilkunastu metrach kwadratowych, istna koncentracja radiotechniki. Tak jak najsmaczniejsze, długo zagęszczenie powidła. Wiśnie rosną za oknem, można je wręcz zrywać nie wychodząc z muzeum-warsztatu. Na dodatek chyba wiśnie sąsiada – czyli zawsze te lepsze :-) 

Cały warsztat muzeum ma niepowtarzalny klimat.

To co zwróciło moją uwagę jako praktykującego radio-naprawiacza to sam warsztat. Wyposażony tak jak to radioamator mógł sam kiedyś przygotować i zbudować, generatory własnej roboty, ale używane i użyteczne.

Warsztat mały, prosty a cuda czyni!

Widać, że doświadczenie i praktyka połączona z czymś co smykałką nazywamy pozwala na radości i zabawy w naprawianiu starej elektroniki odnaleźć. 

Szczawnica się bardzo rozwinęła, nie tylko wszelkiej maści tratwy, kajaki czy pontony po Dunajcu pływające, nie tylko wody lecznicze i sanatoria, ale i cyklistyka wypełnia to piękne miasteczko. Więc kto tylko może po tych wszystkich sportach i atrakcjach dla ciała zdoła – serdecznie do Pana Grzegorza na ul. Świętego Krzyża 9 zapraszam. Warto, naprawdę warto.

Po powrocie do Bukowiny i odrobieniu się z co pilniejszych prac ogródkowych, chwilę z tabletem i wiadomościami z regionu zaznać spróbowałem. A tu kolejna niespodzianka – w programie Poroniańskiego Lata jest kolejna impreza – dwaj pasjonaci Panowie Marduła i Stoch swój sprzęt z lat rozwoju Hi-Fi nie tylko że pokazują, ale i na imprezę zapraszają. Niestety było już po dwudziestej, sprzęt był już zgodnie z przeznaczeniem eksploatowany, więc na Wańkówki w sobotę już nie popędziłem. 

Dawno Karczma Guta- Mostowego, potem Muzeum Lenina teraz obiekt kultury.

Widać cała potańcówka i impreza się udała, wszyscy zmęczeni, gdyż w niedziele przed południem będąc, mogłem już tylko klamkę uścisnąć. 

No dobra, klamkę wymienili.

Tą samą co ją Lenin ujmował, do karczmy Guta-Mostowego zachodząc.

Szkoda, było blisko, ale krótko. Może za rok. Pozostaje tylko relacja Telewizji Podhalańskiej.


Podsumowując - to może dobrze, że tego Narodowego Muzeum Radia nie mamy, bo skłania to ludzi do działania, do tworzenia różnego rodzaju radio-inicjatyw, które to mają swój koloryt i niepowtarzalny swój smak. A przez swoją różnorodność, odmienność ogromnie cenne i wartościowe.

Panie Ryszardzie, Panie Grzegorzu serdecznie dziękuję. 

A wszystkich zainteresowanych zapraszam do Dobczyc i do Szczawnicy, i do Poronina też (jak wystawę za rok powtórzą).