piątek, 16 czerwca 2023

Opus a wkładka magnetyczna czyli do czego służy plaster

Trzeba radzić sobie tym co jest dostępne, dlatego też od czasu do czasu spotykamy użycie rzeczy z założenie przeznaczonych do czegoś innego. Użycie plastra, spinacza biurowego czy innej powszechnie dostępnego i inaczej użytecznego przedmiotu mamy okazję odnaleźć od czasu do czasu w naprawianych już radioodbiornikach. Często można spotkać lampy starszego typu gdzie mocowanie szklanej bańki do wtykowej podstawki trzyma się na kilku zwojkach plastra.

Tu zamiast plastra występuje drut.

Czy też użycie szewskiej dratwy zamiast linki napędu skali – ot, radzono sobie tym co było.  W zamiarach Pana Andrzeja było zaś rozbudowanie Opusa 2650 o wejście dla gramofonu z wkładką magnetyczną i korekcją RIAA. W latach powstania tego odbiornika królowały (nie tylko nas) wkładki krystaliczne, które zarówno zaletami jak i wadami obdarzone są. Zaletami bo w miarę  wysokie napięcie wyjściowe posiadają w setkach mV mierzone jak i w miarę liniową charakterystykę częstotliwościową posiadają. Z wad to oczywiście ich spore jednak zniekształcenia oraz delikatność. Tak czy inaczej zadania się podjąłem i do prac przystąpiłem. Ale zapał troszkę ostygł, gdy okazało się, że możliwości rozwiązania problemu jest aż nadto. Można było ortodoksyjne postawić na w pełni lampowe rozwiązanie, ale i tak tor m.cz jest tranzystorowy więc kwestie lampowo-wyznaniowe nie zmuszały to takiego rozwiązania. Jako najbardziej naturalnym krokiem było zbudowanie wzmacniacza-korektora na tranzystorach germanowych. Tylko, że budowanie i trawienie płytki, do tego ekranowanie i te wszystkie prace mechaniczne – trochę zniechęcało. Ale natrafiła się okazja, ktoś sprzedawał gotowy moduł za akceptowalne pieniądze. Jak się okazało to był kawałek rozszabrowanego Merkurego – skrajnie jestem przeciwny takiej działalności. Ale stało się – radia z tego nie złożysz. 
Korektor z Merkurego.

Przyszedł moduł. W trochę dziwnej obudowie i na dziwnej płytce zmontowany i jeszcze jakimś przylepcem polepiony. Krótkie śledztwo wykazało, że do Merkurego zastosowano uproszczony moduł z Elizabeth Hi-Fi, gdzie pozbawiony przełącznika cały czas służył jako wejście dla wkładki magnetycznej. Nietypowe otwory w denku zaś sprowadziły podejrzenie, że i budowniczowie tej wersji Elizabeth skorzystali z gotowych wieczek od głowicy UKF – pozostały otwory do strojenia.

Otwory po - nie wiadomo co. Można zauważyć ślady plastra.

Raczej nie z lenistwa, tylko z ograniczonych możliwości – po prostu wzięto to co było pod ręką.  Pewnego rodzaju niedogodnością było to, że Opus w części przedwzmacniacza na minus na zasilaniu (tranzystory germanowe jakoś tak łatwiej pnp w produkcji wychodzą. Oj, przepraszam - wychodziły). Ale wymiana wszystkich tranzystorów w korektorze na nowoczesne krzemowe niskoszumne BC560C typu pnp, wymiana i odwrócenie polaryzacji kondensatorów elektrolitycznych spowodowała, że bez projektowania, wytrawiania płytki kombinowania obudowy itp. mam gotowy moduł. 

W trakcie przebudowy.

Ucieszyło mnie, że łączny pobór prądu przez dwa kanały wzmacniacza był tylko na poziomie 1,5mA, więc ani zbytniego obciążenia dla zasilania nie było, ani komplikacji z napięciem zasilania. Zmiana jednego rezystora z 2,7k na 10k spowodowało, ze istniejące w radiu napięcie -34V użyte być mogło.

Z "red-corrects". Elektrolitów nie korygowałem na rysunku

Starając się minimalizował ilość połączeń (oczywiście ekranowanym przewodem zamontowałem tą głowicę, wróć ten korektor z denkiem głowicy, bezpośrednio nad gniazdami DIN wspólnego wejścia gramofon (już magnetyczny) i magnetofon.

Gotowe gniazdko dla płytki.

Kilka rezystorów trzeba było wylutować, kilka kabli podłączyć.

Denko miało ciągłą tendencję do spadania – widać nie było do końca dokładnie spasowane, ale posłużyłem się plastrem.
Wnętrze Merkurego. Jak widać przedwzmacniacz plastrem trzymany. A sama głowica UKF - bez dekielka.
Takim zwykłym przylepcem, którego ślady były wcześniej na tym module widoczne. Poszedłem zatem tym samym śladem konstruktorów Diory, co to wcześniej prostym gospodarskim sposobem rozwiązywali problem nie dokładności pomiędzy z solidnej blachy zbudowanym pudełkiem ekranującym a z głowicy UKF pochodzącym denkiem. Potrzeba matką wynalazków, plaster jej orężem. 

Plaster w akcji.

I zagrało, no może zbyt optymistycznie by to zabrzmiało, bo trzy wieczory spędziłem na szukaniu, przerwy czy zwarcia w kablach - jeden kanał grał stochastycznie.
Debuging.

A w końcu się okazało, że to zimny lut na płytce. Cóż najdłużej się szuka własnych błędów. Na generatorze charakterystyka korektora wyglądała poprawnie, pozostała próba odsłuchowa.
Testy.

Kupiłem jakiś czas temu gramofon z końca produkcji Unitry. Okazyjnie, ale sprzedający (a sprzedawał razem z Merkurym, takim w całości) oświadczył, że „na igłę to on nie daje gwarancji”.  Bliższe przyjrzenie pokazało, że jest zdeformowana, a sama wkładka działała – dało się palcem „poskrobać” głośniki.  Igłę zamówiłem, doszła – wymiana i kalibracja prostą czynnością była, chociaż pierwszy raz życiu to robiłem. 

Odsłuch. Nawet na małych 3W głośnikach, z trochę porysowanej płyty piosenki Wysockiego były super. Nie odpuściłem – przesłuchałem obydwie strony. I raz jeszcze.

Szczęśliwi gramofon, szczęśliwy ja.

Teraz już wiem, dlaczego takiej muzyki należy słuchać z winyla, z gramofonem z wkładką magnetyczną oczywiście i z odpowiednim amplitunerem (jak to się kiedyś nazywało). A nie z głośniczka, z telefonu MP3 poprzez blutootha, czy jak to się tam pisze. Na pożegnanie wstawiłem do obudowy korektora małą karteczkę ze schematem (skorygowanym – red corrects) i oznaczeniem elementów na płytce. Może komuś się przyda. Wpisałem się to radio i wcale nie wstydzę się, że w tej rozbudowie ważną role miał podręczny plaster.  

Zaplasterkowany wzmacniacz korekcyjny - wg. technologii fabrycznych.