czwartek, 25 czerwca 2020

Sześć i trzy dziesiąte czyli lekkie od standardu odchylenie ///

Bardzo często się zdarza się, że jak coś jest tak dokładnie ustali to po to aby do dobrze ( należało by powiedzieć - lepiej) działało koryguje się tą wartość. Tak jak z prędkościomierzami samochodowymi. Kilka lat temu jeżdżąc po Polsce zacząłem korzystać z nawigacji. Takiego oddzielnego urządzenia, które oprócz lokalizacji wskazywało także aktualną prędkość na podstawie satelitów określaną. Nie trzeba było wielu tysięcy kilometrów przejechać, by stwierdzić, że prędkościomierz w samochód wbudowany stały błąd wskazuje tak co najmniej kilku kilometrów w dół. Ot, wymyślili spece od bezpieczeństwa, że taki myk uczynią żeby kierowcy jechali wolniej.  Czyli zgodnie w prawdą, ale ciut zmienione by było dobrze. Teraz po kilkunastu latach i kolejnym samochodzie, gdzie nawigacja już w budowana to na tempomacie ustalam tak o pięć kilometrów większą niż dopuszczalna prędkość by tą korektę w dół do właściwej wartości skorygować. Ot, takie modyfikowanie (w dozwolonych granicach) ustalonego porządku by osiągnąć swój cel. Dojechać najszybciej i nie zapłacić mandatu.  Zegarek w łazience też mam skorygowany, kilka minut w przód. Działa, nie spóźniam się do pracy.

Nie bardzo lubię, kiedy na warsztacie mam więcej niż jedno radio jednocześnie.

 Ale tak się zdarzyło, że dla LOEWE musiałem poczekać na transformator, to i zabrałem się za Blaupunkta.  Zrobiłem prawie kompletny recaping, trochę mnie zajął też układ zasilania. Za namową Pana Ryszarda redukowałem nadmiar napięcia sieciowego (u mnie prawie 240V zamiast 220V) poprzez wstawienie opornika po stronie pierwotnej transformatora sieciowego.
Taki montaż tymczasowy.
Nie było tak fajnie jak przy zasilaczu anodowym (o, kurcze – przypomniałem sobie - jeszcze kolejna rozgrzebana i odłożona konstrukcja – ale mam wytłumaczenie - czekam na półprzewodniki z Chin), gdzie to nadmiar uzwojeń żarzenia (finalnie użytych jako dodatkowe zwoje pierwotne) pozwolił takie ładne 6,3V pod nominalnym obciążeniem uzyskać.
W Blaupunkcie,  przy prądzie pobieranym ponad 300mA, dwa równolegle połączone 100 omowe 6 watowe Teplod-owskie rezystory pozwoliły zbić tych kilkanaście nadmiarowych woltów na kilka nadmiarowych watów przerobić. Mam teraz dwie grzałeczki, kombinuję jak je zamontować by ciepło rozpraszać, nie generując przy tym zagrożenia. Szczęściem skrzynia jest na tyle duża by ciepło miało się jak rozejść. Dobierałem ten zestaw oporników (spośród posiadanych) kierując się tym by żarzenie lamp było nominalne tj. 6,3V – na oprawkach żarówek radio-skali mierząc. Radio zaczęło grać, coś tam roboty wymaga (skrzynka też), ale natrafiłem na problem z rozsypaną przekładnią planetarną i odłożyłem je na bok.
Znów szajsmetal.
Jak zawsze - na chwilę.
Pomimo coronavirusowych kłopotów udało się pozyskać transformator (dziękuję Zygmuncie!) to i zabrałem się za przeszczep tego organu do LOEWE. Transformator oryginalny miał (dalej ma) zwarcie między zwojowe i iskrzy. Trafo od Mazura okazało się, że ma wystarczającą moc i stosowne uzwojenia. Jedno na 4V, drugie na 6,3V i anodowe dwu-sekcyjne do prostownika dwu-połówkowego.
Idealnie nie pasował, ale się zmieścił.
Gabarytami się mieścił, no trochę ramkę trzeba było dostosować – transformator skręcany był szpilkami skręcany i mocowany. Przy manewrach zawsze co najmniej 2 szpilki trzymały blachy rdzenia, tak by transformator się nie rozkalibrował a i skręcając go to każdorazowo ściskam dodatkowo blachy.
 W trakcie tych operacji tj. przycinania, pasowania i skręcania starałem się nie uszkodzić wyprowadzeń drutem nawojowym wyciągniętych i w skruszałą bawełnianą koszulkę wyprowadzonych.
Na zewnątrz transformatora Mazura (jak i w większości podobnych) na zewnątrz są uzwojenia żarzenia.
I tu mnie pomysł naszedł by nie rozbierając trafo, nie wyjmując blach, odwinąć po kilka zwojów z tych uzwojeń, tak by skorygować napięcia żarzenia do właściwych. Tu słowo „właściwych” jest kluczowe. Co to znaczy że ono jest właściwe – no np. jest zgodne z normą. Norma określa napięcie żarzenia lamp serii A na 4V, dla serii E na 6,3V. Plus minus jakąś tolerancje.
Skąd takie wartości – nie trzeba dużo szukać w historii radiotechniki, by dowiedzieć się, że pochodzą one od napięcia akumulatorów kwasowo-ołowiowych używanych dawniej do zasilania obwodów żarzenia. Te 4V to wiadomo dwie cele, to dlaczego jest 6,3V a nie równe 6V ? Otóż tajemnica tkwi w sposobie ich eksploatacji. Dla lamp serii A przyjęło się uważać, że źródłem energii był akumulator  rozładowany w trakcie pracy radia, to też napięcie zmieniało się w trakcie pracy od 4,2V (świeżutki) do powiedzmy 3,8V (rozładowany), a może i jeszcze niżej. Zatem można było przyjąć, że ta nominalna wartość tj. 4.0V odpowiada średnim warunkom pracy i na takie napięcie włókna żarzenia lamp A są przygotowane. Gdy lampy tej serii były używane w odbiornikach sieciowych, to miast napięcia stałego, napięcie zmienne o tej samej wartości skutecznej było podawane – stąd uzwojenie (lub uzwojenia) 4V.

Lampy serii E pracować miały (z początku) także w odbiornikach samochodowych, żarzone bezpośrednio z instalacji samochodowej, gdzie wartość napięcia podówczas wynosiła 6V (nie 12V jak teraz). I tu jest już niedokładność – więcej niż 6V, gdyż napięcie przy pracującym silniku, w trakcie jazdy (czyli w czasie eksploatacji radia) musiało byś większe niż 6V. Tak by prądnica (poprzednik alternatora) w trakcie jazdy ładowała akumulator. Stąd i 6,3V się wzięło, od napięcia prądnicy ładującej akumulator, a nie akumulatora.

W moim przypadku na uzwojeniu 6,3V przy biegu jałowym (i zasilaniu 240V na nominale 220V) napięcie przekraczało sporo 8V. Pod obciążeniem (szacuję) spadło tylko do 7V albo i to nie. Co zrobić – ponieważ uzwojenie jest na wierzchu to można odwinąć kilka zwojów i skorygować do nominalnego. Z obliczeń ((240-220)/240 *31) wyszło, że odwinąć należy 3 zwoje, ja zdjąłem zaś 6. Podobnie z uzwojenia 4V, tyle że mniej – to emisja diody prostowniczej jest kluczowa dla działania całego radia. Dlaczego redukował poniżej wartości nominalnych – ano po to by uwzględnić sposób eksploatacji. Tak by napięcie nie było nominalne, a właściwe. Zakładam, że te radia będę używał. A na zużycie lamp decydujące znaczenia ma właśnie napięcie żarzenia. Takie dodatkowe 10% daje lampie kopa, jak sterydy, lepszą emisję no i dużo, dużo krótszy czas życia, a 10% mniej ten czas użytkowania znacząco wydłuża.
Wykres zmiany żywotności (ok. dla żarówek). +10% napięcia - x 4 krótszy żywot, -10% napięcia x 6 dłuższy.
Taką poradę od Pana Ryszarda otrzymałem i się stosuję. Ponieważ nie ma i nie będzie już nowych EL41 czy innych to lepiej zachować to co jest i cieszyć się radiem dłużej. Finalnie osiągnąłem 6,7V i 4,3V na biegu jałowym – zakładam, że będzie tak pod 6,0V i 4,0V pod obciążeniem.
Zatem dostosowałem radio do dłuższej eksploatacji przy trwałym zasilaniu 240V poprzez odwinięcie kilku zwojów z uzwojeń żarzenia. A napięcie anodowe? No tu jest inaczej – odwinąć to się nie bardzo da, przynajmniej w moim wypadku – zazwyczaj uzwojenia napięcia anodowego jest pod żarzeniem. Bez rozbierania transformatora nie ma sposobu. Ale tam poradzę sobie w inny sposób – dodam rezystor(y) w szereg, poprawi to też warunki pracy diody prostowniczej, ograniczy prąd impulsowy.
I mam nadzieję, że i to działanie finalnie także wpłynie korzystnie na żywotność AZ41. Po tych zabawach z odwijaniem i mierzeniem napięcia podesłałem zdjęcie tak odwiniętego transformatora Zygmuntowi i zwrotnie uzyskałem poradę (bo nie uwagę) by zadbać o dobrą izolację uzwojenia 4V od rdzenia, bo będzie na nim więcej niż pełne napięcie anodowe. Posłuchałem. Przy okazji izolowania wypracowałem sposób owijania karkasu bez rozbierania rdzenia, przenizując papierową taśmę klejącą przez wąską szczelinę.
Za pilota posłużył kawałek sztywniejszej folii - boczek od jakiegoś pojemnika na roszponkę czy rukolę.
Udało się, może nie wygląda na fabryczne, ale jest bezpiecznie.

Narobili nam zamieszania z tą zmianą napięcia w sieci, ciekawe jaki był rzeczywisty powód do zmian. Bo wytłumaczenie jedyne jakie znalazłem mówi, że:
Polska Norma PN-IEC 60038 „Napięcia znormalizowane IEC”. Jest to norma obligatoryjna, która zgodnie z Ustawą z dnia 03.04.1993r. o normalizacji (Dz. U. Nr 55 poz. 251, z późniejszymi zmianami), wprowadzona została do obowiązkowego stosowania Rozporządzeniem Ministra Gospodarki z dnia 14.09.1999 r. w sprawie obowiązku stosowania niektórych Polskich Norm (Dz. U. Nr 80, poz. 911, z późniejszymi zmianami). Zgodnie z zapisami tej normy, konieczne jest wprowadzenie zmiany napięcia znamionowego w sieciach 1-fazowych z 220 V na 230 V, a w sieciach 3-fazowych z 380 V na 400 V. Istotne postanowienia Normy PN-IEC 60038 to: podwyższenie niskiego napięcia w sieci prądu przemiennego z 220/380 V na 230/400 V, realizowane docelowo do końca 2003 roku.

Ot, biurokracja – decyzja pewnie uwarunkowana jakimiś zyskami, jakiegoś lobby. Jak z analogową telewizją, czy (tu jeszcze walczymy) z zapowiadanym wyłączeniem UKF –FM.
Żadnego technicznego uwarunkowania, żadnego powodu. No chyba, że o czymś nie wiemy. Ale kto by się przejmował konsumentami, a zwłaszcza użytkownikami starych odbiorników lampowych.
Szczęśliwie i my mamy sposoby by przechytrzyć – do dzieła! Dodawajcie rezystory, odwijajcie zwoje. Lampy górą!
Jak fajnie się schował rezystor redukcyjny.
Wracając do korekty pomiarów prędkości to spotkałem się plotką, że aby wyrobić plan mandatów co przebieglejsi stróże prawa dokonywując pomiaru anergicznie wysuwali "suszarkę" do przodu by te kilka kilometrów na godzinę kierowcy przypisać. Plotka oczywiście.

P.S. Dwie porady w międzyczasie od kolegów otrzymałem. Jedna postuluje wykonanie odczepu na uzwojeniu żarzenia tak by kłopotliwego odwijania uniknąć. Drut gruby to i można spróbować. Mierząc uprzednio (przebijając drutu izolację), gdzie to właściwe napięcie jest.  (dziękuje Andrzejowi i Piotrowi)
Tu odczep fabryczny - masa radia jest połączona ze środkiem uzwojenia żarzenia. Stara szkoła.
Drugie to myk z użyciem w szereg włączonych zestawów diod prostowniczych, tak by każdą połówkę przemiennego napięcia żarzenia przyciąć o 0,7V lub jego wielokrotność (dziękuję Zygmuntowi).
i 0,7 wolta mniej - tylko uwaga z amperami.

Jak na razie nie stosowałem.

wtorek, 9 czerwca 2020

Blaupunkt czyli geniak na lampach stalowych


Jednym z przyjemniejszych wrażeń, jakie pamiętam z dzieciństwa to odwiedziny u Cioci Marysi (częste), ale te gdy przychodził prenumerowany przekrój. Lubiłem Fafika, Humor z zeszytów i inne. Ale najbardziej lubiłem go – prze-krajać. Chyba było to zamierzone działanie wydawnictwa i drukarni, bo podówczas (lata siedemdziesiąte) tygodnik przychodził w prenumeracie jako pachnąca świeżą farbą drukarską składanka troszkę lepszego papieru gazetowego. Aby dostać się do wnętrza i treści należało użyć noża by poszczególne arkusze rozdzielić i w sumie uzyskać coś na kształt gazety. Zazwyczaj się udawało dostać do wnętrza bez uszczerbku i skaleczeń, ale i zdarzyło się stroję jedną czy dwie przy tej operacji naderwać. Ciocia nie była rada, ale wybaczała. Od kilku lat Przekrój powrócił, jako kwartalnik, dużo grubszy i już przykrojony. Czasem kupuję. Korzysta to wydawnictwo z bogatego archiwum z lat poprzednich, doceniając trud poprzednich autorów i redaktorów. W takim reprincie natrafiłem na opowiadanie Stanisława Lema to i z przyjemnością przeczytałem: „Czy Pan istnieje Panie Johns?” 
Taka w najlepszym Lem-owskim świata przedstawieniu, filozoficzna opowiastka o tym ile jest człowieka w składającym się z samych protez rajdowcu. Powtórnie czytając zauważyłem fragment gdzie główny bohater zamówił „…  model Geniaka luksusowy, na stalowych lampach, z aparaturą do marzeń …”  Z lampami stalowymi spotkałem się z Blaupunkcie, który to trafił na warsztat tak trochę w zastępstwie Loewe czekającego na transformator.
Radio lampy miało stalowe bez wątpienia, ba nawet troszkę podrdzewiałe.
 Ze szklanych tylko AZ12 i EL12 się ostały. Co do tej ostatniej to pewien nie byłem bo oznaczeń żadnych, a EL11 taką samą bańkę ma. Dopiero za poradą kolegów pomiar prądu żarzenia wątpliwość rozwiał, jednak 12-stka. 
1,2A - jednak EL12. Tylko emisja słaba -50%
Samo radio było lekko wilgocią napoczęte, ale wewnątrz całe kompletne i nie zniszczone. 
Radio, które z 1950 roku pochodziło, a formą i kształtem nawiązywało do jeszcze przedwojennego modelu 7W79. 
Blaupunkt Pana Ryszarda. Z programatorem.
Tak jak z  Menuetem – tylko w wersja UKF. Przedwojenny model w wersji z  programatorem mogłam podziwiać u Pana Ryszarda będąc przejazdem. Podziwiałem nie tylko radio, ale kunszt jego rekonstrukcji i zestrojenie takie, że 5 czy 6 stacji na falach długich w dzień odbierało - to jest coś! 

Mój egzemplarz już powojenny, ale za to z UKW i detektorem różnicowym na lampie EAA11. Wyjęcie chassis ze skrzynki wymagało ekwilibrystycznej zabawy, a w rezultacie wymagało wyrwanie jednej listewki, no i skończyło się zgięciem osi strojenia. Jak to wkładali – to jest dla mnie zagadka nie do rozwiązania. To, że radio dostało cały tor FM (UKW) okupione zostało niewiarygodną ciasnotą elementów, gdzie w montażu przestrzennym w trzech warstwach poprzeplatane były rezystory i kondensatory. 
W porównaniu z Loewe - istna dżungla. Pomny przygody z poprzednim odbiornikiem zrazu obadałem transformator sieciowy – dobry, nie iskrzył, nie zagrzewał się i napięcia wiarygodne na uzwojeniach wtórnych posiadał – słowem test przeszedł. Drugim krokiem było sprawdzenie kondensatorów jako elementów najbardziej podejrzanych. Podłączyłam napięcie z zewnętrznego zasilacz i mierząc napięcia w wybranych miejscach otrzymałem to czego się spodziewałem – praktycznie każdy kondensator papierowy miał taką upływność, że szkoda gadać – rekordzista mierząc jego „pojemność” wykazał wynik 2,8 raza większy niż deklarowana wartość nominalna. Pozostał dylemat – co robić insertować czy wymieniać na nowe.
To zawiniątko to wnętrze kondensatora elektrolitycznego. Na wiór wysuszone.
 Biorąc pod uwagę, że większość kondensatorów jest pod chassis, a radio ewidentnie szykuję dla siebie, to zdecydowałem się na protezy – nowe kondensatory foliowe w miejsce papierowych czy elektrolitycznych ERO.
 Nie będę siebie okłamywał, że jest tam 70 letni niemiecki papier, olej czy cynfolia. Jest to proteza, wiem ale biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności to protezowanie uzasadnione – zupełnie jak u Mr. Johnsa. Ma grać czyli się po falach ścigać. Robota zajęła mi kilka wieczorów, tyle tego było. W zasadzie nie znalazłem kondensatorów które można by było zostawić. Przy zmianie dwukrotnej wartości nawet te w obwodach gdzie upływność nie waży, ważyła ich zmiana wartości. 
Trochę miejsca sie zrobiło.
Układ filtracji napięcia anodowego składał się z trzech elektrolitów po 16uF i dwóch dławików, jeden to cewka magnesu głośnika. Dwa z elektrolitów okazały się suche, trzeci od biedy mógł się dać uformować. Poszły ELWY i to dużo większej pojemności – muszę jeszcze to przepracować, bo czuję żem z nominałami przedobrzył.
Radio, po tej operacji i dokładnym sprawdzeniu rezystancji w kluczowych punktach ruszyło od razu, znaczy się pojawił się szum. Podstrojenie pośredniej dało Warszawę 1 i kilka rumuńskich nadajników na średnich, ślady odbioru na krótkich. Wydać nie pomyliłem się – protezy bo protezy, ale działały. Może tu ktoś krytykować, że kondensatorów nie gotuję, nie insertuję tylko wymienia. Ale to radio całkowicie spłacone, gotówką, nie tak jak Pan Jones.
Bardzo ładna EM11 się do radia załapała.
O tym ze potencjometr głośności czy zespolony z nim włącznik zasilania musiałem odrdzewiać, czyścić i uruchamiać nie wspomnę – typówka.  Przy uruchomieniu filtrów p.cz. wykręcił się jeden z FM, lutowanie cienkiego 0,1mm drutu pomogło – FM też ożyło.
W filtrach fajne - styrofleksowe.
 Są ślady stacji. Roboty sporo – uruchomić i zestroić całość, posklejać rozwarstwioną sklejkę obudowy, ją wyczyścić i polakierować. Cała mechanika wliczając w to rozsypaną przekładnię planetarną napędzająca linkę – oj, będzie klika ładnych tygodni, nawet miesięcy.
Szajsmetal dał znać o sobie.
 Ale wierzę, ze o tym wszystkim radio da z siebie tą frajdę użytkowania, słuchania, nawet jeśli pozostanie (choć mam nadzieję, że zaniknie) świadomość, że kondensatory to protezy.
Szkoda tylko, że jakoś teraz nie  ma teraz takich cudownych słuchowisk jak to:

Fijewski, Łapicki, Olszewski – to były radiowe głosy. Polecam posłuchać, wspaniałe opowiadanie, cudowne słuchowisko. Fragmenty powieści dźwiękowej w Radio RMF Classic wieczorem emitowane, które słucham na warsztatowym radyjku – mają liczne dziur w narracji – nie codziennie w warsztacie bywam.
Jak ktoś woli Lema w językach obcych, ale za to w 360 stopniach to także zapraszam.



środa, 3 czerwca 2020

Radiowe Pogaduchy czyli już wspomnienie pierwszej audycji


No i stało się.

Kilka tygodnie mniej lub bardziej intensywnych przygotowań i mamy już pierwsze Radiowe Pogaduchy za sobą. Powiem, że od strony moderatora to było ciężko, chociaż uczestnicy informują, ze wszystko się udało.
Prezenterzy spisali się na medal i to złoty. Kolega Henryk Berezowski (taką przyjęliśmy konwencję – koleżeństwo na spotkaniu) zadał nie lada zagadkę, głowiliśmy się nad właściwą odpowiedzią – przyznaje się nie znałem właściwej odpowiedzi.
Radiofonia II RP – to jak się okazało centrum zainteresowania uczestników.

Prezentacje były dwie, tą drugą Kolega Andrzej Cieślak wygłosił i pokazał renowację polskiego przedwojennego Telefunkena, zdradzając ochoczo kilka tajemnic z warsztatu renowatora.
Spotkanie odbyło się na platformie Google Meet – została wybrana możliwie najprostsza, ale i tak troszkę problemów przysporzyła z logowaniem czy dostępem. Nie mniej udało się połączyć 28 uczestnikom. Jak na pierwsze to uważam, że ok. Żałuję tylko, że kilka osób nie pokonało trudności z logowaniem, konfiguracją itp. Mam nadzieję, że na następne spotkanie uda się uczynić Radiowe Pogaduchy bardziej dostępnymi.
Prezentacje się przeciągnęły i zaczęliśmy dyskusję.
Z razu powoli, wręcz wyciągając do odpowiedzi czy wypowiedzi. Mieliśmy w tle wyświetlane Ogłoszenia Drobne, kilka się pojawiło – to trzeba będzie trochę poprawić.
Dyskusja się rozgrzała, ale wszystko w bardzo fajnej atmosferze – to jest naprawdę fajne, radiowe towarzystwo. Pod koniec to nawet tacy pasywni, w tle ukryci uczestnicy kamerki włączali i w gwar dyskusji wstępowali. Całość trzy godziny trwała. Niektórzy (w tym ja) z sił opadliśmy.
Czy będą Radiowe Pogaduchy 2, ankieta którą rozesłałem potwierdza że trafiliśmy w sedno – wszyscy chcą! 
Tylko czy znajdzie się dwóch prezenterów – są pierwsze deklaracje: - o radionawigacji (!), dwie relacje z budowy przyrządów do pomiaru lamp czy ciekawa renowacja Juwela. O francuskich radioodbiornikach nie wspomnę. 
Czekam także na każdą inną. Na razie nie ma żadnej gotowej :-(
Jak będziemy je mieli gotowe chociażby na 80% ogłoszę termin. Zdaje się, że niedziela jest ok. No może godzinę na 19.30  zmienimy – Prawdziwi Radiowcy nie oglądają dziennika telewizyjnego.

I jeszcze jedna rzecz – ponieważ jesteśmy nieformalnym internetowym zbiegowiskiem (oczywiściez zachowaniem wymaganego dystansu) to nie organizujemy list uczestników, ani nie przetwarzamy żadnych danych osobowych -  to zaproszenia na kolejne będą dystrybuowane podobnie (e-mail na adres radiowe.pogaduchy@gmail.com)> Termin ? -  będą ogłoszenia tutaj – na blogu, jak i na forum Triody.  Zaglądajcie i przygotowujcie prezentacje oraz tematy pod dyskusję. Zapraszam.

A jeszcze jedno – ani prezentacje, ani ogłoszenia ani też dyskusja nie była rejestrowana – taki ulotny duch i klimat Radia.