niedziela, 14 września 2014

Głośnik Philips czyli krąg pomocnych rąk

Jedną z niewielu przedwojennych opowieści, którą usłyszałem od moich rodziców, było wspomnienie radia na słuchawki, które jak mówiła mama, można było słuchać razem z sąsiadami jak tylko położyło się słuchawki na porcelanowym (koniecznie porcelanowym)  talerzu.  Pokazuje to jak ważnym, użytecznym i potrzebnym elementem każdego radia jest głośnik – pozwala łączyć ludzi.
6-39A i głośnik w zastanym stanie
Prowadzona przez mnie naprawa Philipsa, jest wielką przygodą i co ciekawsze nie do końca jest to tylko przygoda techniczna związana z ożywianiem czegoś co ma kilkadziesiąt lat i drobnymi naprawami jest restaurowane. Stało się tak, że zamiast zamknąć się w piwnicy/warsztacie i mozolnie wydłubywać poszczególne problemy i uszkodzone elementy zastępować innymi, postąpiłem inaczej.

Naprawa ta stała się za sprawą tego blogu, jak i forum Trioda czy Elektroda niemal sprawą publiczną. Oddźwięk przeszedł moje największe oczekiwania. W trakcie kilku miesięcy, do tej pory jeszcze nie podałem żadnego napięcia, a już spotkałem wiele osób, które z czystej życzliwości, w cudowny sposób mi pomagają.

Czytelnicy bloga, już zapewne wiedzą, trwa właśnie odbudowa skrzynki. Mam nadzieję, iż kolega Stefan będzie miał trochę czasu i znów „postolarzujemy” sobie. Wybieram się na dwa dni do Bukowiny.  Może już się uda skrzyneczkę napocząć.

Zgodnie z empirycznym podejściem do  elektroniki, każda konstrukcja musi się udać, jeśli zaczniemy od obudowy (twierdzenie własne). Najciekawsze zawsze musi byś przed nami, jak w horrorze czy klasycznym dramacie. Bo jeśli od elektroniki rozpoczniemy, to i na niej skończymy. Sprawdzałem wielokrotnie na sobie – zawsze prawda.

Do Warszawy zabrałem głośnik. Po pierwsze, że było widać, iż potrzebuje renowacji, po drugie już był odłączony od chassis i nie bardzo miałem go podziać.


Głośnik nawet ładny, jednak widać, że zaznał wilgoci i potrzebuje odnowienia powłok, a  co gorsza przy lekkim poruszaniu membraną z okolicy cewki wydobywał się lekki chrobot – oko dostrzegło elementy drobiny metalowe wciskające się w szczelinę. Otóż łeb jednej ze śrub mocujących magnes rozkruszył się i to te okruchy wciskały się w silne pole magnetyczne.
Jak widać nie zdarzyło się to po raz pierwszy, śruba obok została już przez kogoś uprzednio wymieniona.
W trakcie rozmontowania, jakoś zupełnie zapomniałem odkręcić centralny resor głośnika i ciche „chrup” oznajmiło, że już po nim : - (((.
I mamy kłopot : -((
Resor miał nie tylko zadanie resorować, ale także umożliwiał centrowanie cewki wobec magnesu. Nie ma rady – trzeba dorobić. Problem jednak jak?

Wycięcie piłką włosową przy moich manualnych zdolnościach praktycznie nie jest możliwe – nie jestem jubilerem czy modelarzem by porywać się na takie mistrzostwo. Obrabiarki CNC też nie mam, drukowanie 3D może i udało by się zrobić, ale myślę że plastikowa proteza w tym miejscu nie pochodziła by długo, jeśli w ogóle.
Krótka analiza doprowadziła mnie do wniosku, iż albo fototrawienie i mosiężny wkład, albo trzeba by poszukać lasera. Ogłosiłem się z problemem na forum, i bardzo szybko przyszła krótka propozycja  – „ pomierz i narysuj, zobaczymy co się da zrobić”.
Zabrałem się zatem za obmierzanie tego co zostało. Okazało się to w miarę proste, jak widać resor był projektowany na desce kreślarskiej, a nie w wyniku modelowania komputerowego, przez co wiele wymiarów można było w całych milimetrach odnaleźć. Zupełnie jak z obudową  –  tam dla stolarzy  – centymetr króluje.
Pomiar
Rysunek wykonałem hybrydowy, oj takie gorące słowo, na przetworzoną fotografię nałożyłem wymiarowanie i wysłałem do Stanisława.

N I E   M I N E Ł Y   D W I E   G O D Z I N Y.

I dostałem zdjęcie gotowych resorów, z wielu materiałów wykonanych: tekstolit, preszpan i jakiś specjalny papier. Ludzie są wspaniali.

 Po niecałym tygodniu resory (i dodatkowo kostka do zasilania, której mi też brakuje)  znalazła się w moich rękach.
Membrana zabezpieczona przy czyszczeniu
Resor wkleiłem nad istniejącym, nie wycinając starego zupełnie, co później ułatwiło centrowanie. Koniecznym  stało się dodanie kilku podkładek, by użyć tej samej mosiężnej tulejki. Jakoś nie dorobiłem się jeszcze tokarki, ale kto wie może trzeba będzie sobie przypomnieć umiejętności z technikum.
Resor na tulejce umocowany
Wklejenie sie udało, nie licząc lekkiego pobrudzenia resora, na szczęście przezroczystym, klejem.
Wklejone
Po przeczyszczeniu kosza papierem ściernym chciałem nałożyć powłokę cynkową, ale wykonana próba dowiodła, że kupiony cynk w spray-u zupełnie nie nadaje się. Zgodnie z opisem na opakowaniu, służy do przygotowania powierzchni do spawania. Ciemnoszara, chropowata powierzchnie to nie  wykończenie głośnika. Tu z pomocą przyszedł kolega Dariusz, podsyłając fotki swoich prac nad Telefunkenem i rodzaj użytego preparatu.
www.leczyrzeczy.pl Tu leczy Telefunkena
Tylko gdzie w Warszawie taki dostać – jeden telefon do przedstawiciela handlowego wystarczył. Super, tak powinni działać wszyscy producenci czy dystrybutorzy. BEKO ma nie tylko dobry produkt ,ale i pomoc techniczną- dziękuję Panie Sławku.
No może jest trochę droższe niż te spawalnicze. Cena detaliczna to ponad 40 PLN
Przygotowany do malowania 

W trakcie malowania
Musiałem także dorobić jedną podkładkę, której zadaniem jak wykazała analiza konstrukcji było zastosowanie śrub M4 do otworów o milimetr większych. Widać  Philips zmieniając budowę głośnika zachował stary koszyk, gdzie M5 stosowane były. Skąd moja wiedza o starszej konstrukcji? Otóż z międzyczasie nie pewien swoich działań, kupiłem chassis wraz głośnikiem (podobnie wyglądającym) od modelu 456A13. Uczynny kolega Janusz zakupił i przywiózł do Warszawy.
456A13 będzi ejednak sporo pracy wymagać.
Oj, kusi mnie kolejny Polski Philips i jego odbudowa. Na razie czeka w szafie, może ja może ktoś inny, ale na 100% będzie odbudowany. Głośnik podobnej konstrukcji, dwa lata starszy i ze śrubami M5.
Głośnik od 456A13
Brakującą podkładkę dorobiłem z laminatu, docinając i dopiłowując do posiadanego wzorca, po pomalowaniu okazała się nie do odróżnienia.
Jedna jest z laminatu
Teraz już nie wiadomo która.
Szukałem dłuższy czas mosiężnych śrub, które miały zastąpić te kruche oryginalne.
Oryginalne śruby
 Omijałem stalowe, by nie stanowiły zwarcia pola  magnetycznego magnesu. Nie udało się znaleźć takich jak potrzebowałem, ale sprzedawca ze sklepu na ul. Wileńskiej, gdzie w desperacji pojechałem po mosiężny pręt, doradził bym użył „niemagnetyczne” śruby ze stali nierdzewnej. Magnes śrub nie przyciągał, więc kupiłem, rezygnując z szukania mosiężnych.  Jak się później okazało w OBI mosiężne M4x50 były, ale z stożkowym łbem.
Śruby miały łeb pod wkrętak krzyżowy czyli Philips, ale pomimo zbieżności nazw trzeba było je obrobić, by móc dostać się wygiętym kluczykiem dla przytrzymania.
Na stanowisku montażowym. Koszulki pozwoliły wycentrować elementy magnesu.
Po zastygnięciu kleju na resorze (odczekałem dwa dni), odnowieniu metalowych elementów sam montaż i nawet centrowanie odbyło się w czasie kilkunastu minut.  Łącząc metalowe elementy pomiędzy powierzchni dałem krople kleju anaerobicznego. Nie widziałem, że jest taki jest który łączy metalowe powierzchnie przy braku dostępu powietrza.
Pamiętałem kiedyś bardzo drogi preparat firmy Loctide Cóż postęp w technologii pomaga naprawiać. Laser, nowoczesna chemia, kwasoodporne śruby – istny XXI wiek w ratowaniu zabytków.
Pozostałe resory czekają na potrzebujących

Zachowałem oryginalne napisy na głośniku. Złącze krzywe też oryginalnie.

Centrowanie na samym magnesie poprzez dociąganie poszczególnych śrub dało się na tyle dobrze, ze dorabiany resor pracuje wyłącznie osiowo.

Głośnik może ciut stracił ze swojego uroku, ale połączył kilka osób – zupełnie jak słuchawki na porcelanowym talerzu mojej babci.

Obecnie trwa przygotowanie osłony na głośnik, oryginalna była mocno nadwątlona i po poszukiwaniu stosownego materiału padło na użycie tkaniny pozostałej po odnowieniu foteli 366. Teraz wszystko w rękach mojej kochanej teściowej.
Szyje od razu dwie osłony – zakładam, że dla 456A13 będzie druga. Tam niestety głośnik miał mocne spotkanie z tępym przedmiotem lub tępym użytkownikiem.
 Trochę rozerwana membrana. Ale wierzę, że dzięki pomocnym ludziom też z tego wyjdzie – tu już mam doświadczenie.

UWAGA: opisana naprawa została przeprowadzona jako „rozpoznanie bojem”, w żaden sposób nie gwarantuję, że zastosowane sposoby czy materiały są najlepsze lub najwłaściwsze. Zawsze warto spytać innych i samemu spróbować. A potem podzielić się wiedzą i przemyśleniami, co niniejszym czynię.  Jednocześnie dziękując wszystkim co pomogli czy doradzili.


AKTUALIZACJA:


 Mam najukochańszą teściową pod słońcem:
 
Placek jest idealny
Osłona uszyta profersjonalnie, że bedzie trzymać - nie wątpię. Teściowa przez 20 lat naprawiała spadochrony i nie miała żadnych zwrotów gwarancyjnych.



Może jednak te śruby ciut skrócę w trosce o ręce kolejnych radio-naprawiaczy.
 

poniedziałek, 8 września 2014

Pionier czyli Głos Ludu po 58 latach nadal słychać

Jak przewrotna jest otaczająca nasz rzeczywistość, nie trzeba nikogo chyba uświadamiać. Wielokrotnie doświadczyłem, doświadczam i jestem święcie przekonany, że w dalszym ciągu będę zaskakiwany przywołaną tutaj przewrotnością otaczającego świata. I sobą samym też.

Sprawa dotyczy radia, a dokładniej Pioniera.
Instrukcja od Pioniera Uii z 1954 r.
Nie miał ten typ w moich oczach żadnego uznania, żadnego. Taki typ spod ciemnej komunistycznej gwiazdy. Bo to taki prosty, przaśny, wręcz PRL-owska masówka trzepana w milionach, po to by głos towarzyszy z KC brzmiał w każdym domu.U przodowników pracy, u szerokich mas społeczeństwa.
Przeniesienie modelu goebelsowskiej szczekaczki do powojennych realiów.
To historyczna ciekawostka - nie wszyscy wiedzą, ale pozostawione na ziemiach odzyskanych rzeczone odbiorniki VE301 i DKE1938 były przerabiane na odbiornik krajowy – zdrapywano gappę na obudowie - model Ludowy był zdobyczny - poniemiecki. Ludowy czy Volksempfänger, ale tak czy inaczej służył propagandzie.

Pionier był produkowany ponad 10 lat (prawie jak PLR-owskie wyroby przemysły samochodowego),     był wielowariantowy: i bateryjny, i uniwersalny. Jako Mazur także na prąd zmienny. Stał się podstawą wielu odbiorników, które różniły się od niego coraz większą liczbą szczegółów, ale na dobrą sprawę zawsze to był Pionier.
Juhas - czyli Pionier B w owczej skórze.
Ze zrozumiałych względów nie miał zakresu UKF, dla mnie bardzo pożądanej cesze, dającej odbiornikowi ogromny walor użytkowy.  Młody Technik już w 1962 roku opisywał jak temu zaradzić.

Odbiorniki starsze, posiadające tylko zakresy AM, w obliczu przepotężnego radio-smogu utraciły obecnie akceptowalną jakość odsłuchu, zakłócenia pomimo coraz wyższych norm i wymagań kompatybilności elektromagnetycznej stają się nie do zniesienia.
Poniżej filmik, pokazującą co Calypso odbiera na falach średnich w pomieszczniu biurowym (kilka komputerów, za ściana serwery, na dachu BTS).


Pionier jednak ma grono fanatyków, ludzi oddanych, którzy znają każdą serię, zmianę produkcyjna czy wariant. Ba pionierko-logia została podniesiona na wyżyny nauki, stała się wręcz radio-religijnym ruchem. Grono osób, które w tych małych, prostych odbiornikach odkryli urok, piękno i zostali ich zagorzałymi fanatykami. I miłym obiektem do renowacji.

Przedmioty powstałe w okresie ich niedoboru, cechuje dodatkową wartość – pożądanie posiadania. Czy to pralka Frania, samochód Syrenka, radio Pionier czy w późniejszym okresie telewizor Rubin, stają się obiektami kochanymi, kolekcjonowanymi i pieczołowicie odnawianymi. Zwłaszcza przez tych, którzy zaznali ich w dzieciństwie. Ja rocznikowo należę do pokolenia Menueta i pierwszych audycji UKF.

Długi czas byłem oporny na Pioniera, ale przełamała mnie trochę przypadkowo kupiona instrukcja do niego. Do niej doszła następna, otrzymałem w prezencie pięknie wykonane skale, i nagle coś się stało, z razu malutkie, a potem coraz gorętsze.

Opierałem się ile mogłem, fantastycznych obiektów mam sporo – kilka lat mi zajmie ich naprawianie, ale temu uległem.

Na warszawskim Bródnie za bardzo, bardzo przyzwoite pieniądze kupiłem coś co mnie zaszokowało.
Pionier w idealnym stanie, i obudowa, i tylnia ściana, i skala (ze Stalinogrodem – gorzki znak czasu).
Na ławeczce, jeszcze na Bródnie.

Wkręt mocujący tylną ściankę też wydawał się oryginalny.  Zakładałem, że nie działa – najprawdopobniej żarówko-bezpiecznik, ale nie 12V/0.225A w pięknej dużej bańce też sprawna. Cud!
Nawet smolaki (kondensatory papierowe w szklanych rurukach smołą czopowanych) w doskonałym stanie!!!

Obcy element - włoskie kondensatory elektrolityczne, najwyraźniej jednak oryginalne !!!
Etykieta wewnątrz pokazała rok produkcji – czerwiec 1956. Wszystkie lampy też.

Znaczący rok dla Polski i Węgier, czas kiedy to chociaż troszkę wolności pojawiło się w eterze. Nie wiem czy ktoś słuchał na nim radia Budapeszt (bariera językowa), ale chociaż na chwilę odbiornik ten był głosem ludu. Prawdziwym głosem.

Wieczorem podłączyłem to cudo do prądu (przez obowiązkową w takich przypadkach żarówkę 60W) i ożyło !!! W żelbetonowej piwnicy za antenę posłużył metrowy przewód.

Z razu cichutko (elektrolity ?) potem coraz zwyczajniej odebrałem pierwszą stację. Nie uwierzycie co to był język i o czym audycja. Posłuchajcie.

Jakość fatalna, ale jaki znak czasów. Znów ludzie walczą o swoje, byle by się im udało. Znów Pionier

Druga stacja też ciekawa, język już rumuński, ale za to jaka audycja. Piosenki ludowe z Bukowiny słucham zawsze rad, nawet jeśli to ta rumuńska Bukowina.

Odbiór jeszcze niestabilny, fale długie są jedną kakofonią radio-smogu, krótki milczą wytrwale. Może podstroję, zostawię go sobie takim jakim jest, nawet nie wiem czy oryginalny kurz ze środka będę wymiatał. No nie zagalopowałem się, to już dla dobrego samopoczucia własnego (alergia) i małżonki (gen porządku) zrobię.
Kocham Pioniera, jest niewiarygodny.
 
Na forum triody i elektrody, w dwu różnych wątkach, toczy się dyskusja nt. co wolno, co należy, a czego absolutnie nie można pod karą „harakiri za pomocą otwieracza do konserw i to koniecznie tępego i zardzewiałego” (inny wątek).

Pozwólcie, że dorzucę swoje zdanie – można naprawdę wszystko, zachować radio jako ruchomy zabytek, można  naprawić go materiałami i narzędziami z epoki, można nawet wstawić nowe elementy by przywrócić funkcjonalność. Nawet przywołane „chińskie radyjko” w środku ma sens – jeśli babcia chce słuchać toruńskiej fali, a oryginał wielkiej rzadkości nie jest.

No może akwarium czy barku z niego robić nie należy.

Dla entuzjastów pozostałe strony 4-ro stronnicowej instrukcji - Pionier miałbyć także prosty w obsłudze.



poniedziałek, 1 września 2014

Krieg czyli los człowieka i wielka historia w małym kalendarzyku zapisana.

1 września jest  datą więcej niż symboliczną dla naszego kraju, datą - początkiem II Wojny Światowej. Wojny, która odmieniła losy całych narodów, społeczności, rodzin jak i pojedynczych osób. Jest to dzień, któremu poświęcono tysiące publikacji, filmów i opracowań. Zdarza się jednak, iż pojedyncze przedmioty stają się „świadkami czasu” i światkami losu”. Tak stało się i tym razem.

W dniu 8 czerwca 2014 r. obyło się w Warszawie kolejne spotkanie Towarzystwa Trioda. Dwie przedstawione tam prezentacje w bardzo bezpośredni sposób odnosiły się do wydarzeń sprzed 75 lat. Pana Marycy Bryx przedstawił bogato ilustrowaną opowieść o powstaniu radiostacji w Forcie Mokotowskim, a następnie o bohaterskiej obronie, ilustrowaną dziesiątkami zdjęć i dokumentów. Trudne wrześniowe dni 39 roku zostały przedstawione poprzez zapiski polskiego żołnierza – obrońcy Fortu Mokotowskiego i z drugiej strony (dosłownie) zdjęciami żołnierzy Wermachtu szturmujących tą radiostację – Warszawa II. Prezentacja przygotowana i poprowadzona przez Pana Henryka Berezowskiego, była poświęcona Radiostacji Gliwice. Tej,  która odegrała rolę w samym wybuchu wojny, jako obiekt prowokacji.  Oprócz historycznych wątków, bardzo ciekawa była część dotycząca techniki radiowej. Kto nie widział - niech żałuje.

Wracając do odbiorników. Mój blogowy znajomy  Dariusz w tej chwili odnawia Telefunkena.
Podziwiam ogromny trud, ale przedewszystkim osiągane efekty – wspaniałe.
www.leczyrzeczy.pl
Troszkę się jednak dziwiłem, że akurat ten producent. Nie jest to firma, która by wzbudzała u mnie emocje do tego stopnia gorące jak np. Elektrit (tu wiem, że jestem w licznej rodzinie fanów) czy też Polski Philips (też spore grono). Ale Telefunken – niemiecka firma w Polsce, no jakoś nie szło się przekonać. Ale jednak.

Kupiłem drobiazg, notesik i kalendarzyk na rok 1939 rzeczonej firmy. Nie wiem ,czy był to gadget reklamowy,  być może był dodawany do każdego sprzedawanego radia. Kalendarzyk pomimo upływu wielu lat jest w doskonałym stanie, wydrukowany na papierze biblijnym, ze złoconym brzegiem i z oryginalny ołóweczkiem. Cudo.


Najciekawsza jest jednak zawartość.  I to ciekawa w dwu wymiarach – po pierwsze (był to powód zakupu) jest tam opis odbiorników Telefunkena na sezon 38/39, katalog lamp tejże firmy i wiele innych ciekawych informacji. Po drugie (co okazało się po otrzymaniu) to zapiski jego posiadacza, skromne, ale z perspektywy czasu arcy-ciekawe.

Pozwólmy się zatem przedstawić właścicielowi.

Jak widzimy jest to Pan (raczej nie  Pani, przyjmijmy tak) Książek, tak pozwolę sobie odczytać dość nie wyraźnie ołówkiem wpisane nazwisko. Miejscowość już nie budzi wątpliwości Giszowiec – w tej chwili dzielnica Katowic. A więc Śląsk – kraina o bogatej historii, gdzie losy ludzi  historią mocna są poprzeplatane. Pięknie o tym opowiedział w trójkowej audycji „Godzina Prawdy” mecenas Piotr Szeja – polecam wysłuchać.

Więcej danych osobowych Pan Książek nie zostawił. Nie obowiązywały podówczas regulacje związane z ochroną danych osobowych, ale widać ludzie byli rozważni. Większość zapisów w kalendarzu jest po niemiecku, co nie dziwi nawet przy tym nazwisku. Pojawiają się jednak wpisy po polsku, co cieszy.

Pierwszy już w styczniu i jest to od razu zapis radiowy.

Lampa – najprawdopodobniej chodzi RES964, daje już bardzo dokładne sprecyzowanie jaki model Telefunkena był w posiadaniu właściciela kalendarzyka – w grę wchodzi najprawdopodobniej Ambasador 241.
Ambasador 241 - dzięku uprzejmości ALC Radio
Może też był to niemiecki model 543WL lub 744 (za oldradio.pl  ). Nie wiemy tylko ze 100% pewnością, że w piątek 13 stycznia 1939 r. się zepsuła, ale najprawdopodobniej tak.

Najbardziej wymowny i budzący emocje jest jednak zapis z dnia 1 września – Kreig (wojna). Straszne słowo przy tej dacie,  nawet po 75 latach.

Z pewnością była to także wielka zmiana dla Pana Książka. Wpisy odnoszące się do urodzin czy imienin w rodzinie po tej dacie zanikają. Pojawia się zaś w końcu września inne polskie słowo „punkcja” poprzedzone niemieckim „Krankenhaus” (szpital).  Jaki jest związek pomiędzy nimi nie trudno się domyśleć.  Nie wykluczone jest,  iż miało to jakiś związek z działaniami  wojennymi lub ich skutkami.

Na sąsiedniej stronie jest też dzień 26 IX, kiedy to Fort Mokotowski został przez Niemców zdobyty.

Na ostatnich kartkach kalendarzyka jest lista radiostacji z podaniem częstotliwości i długości fal w metrach. Bardzo dokładna i precyzyjna. Jest tam Warszawa II (nadawana właśnie z Fortu) jak i ta z Gliwic. W eterze dzieliło je jedynie 26,9 metrów, w lini prostej 263,82 km, dużo więcej w historii i losach.


Jeden maleńki przedmiot, a jest w nim i wielka historia, i historia człowieka, i informacje, i emocje, słowem wszystko.  

Dla zainteresowanych opis odbiorników Telefunkena (poprawiam się - Polskiego Telefunkena)  na sezon 38/39.






Jeżeli ktoś  jest zainteresowany to scany  danych technicznych lamp Telefunkena, tabele zamienników lub pełna listę stacji nadawczych na falach długich, średnich i krótkich podeślę e-mailem . Proszę o kontakt  wojciech . taras (at) gmail . com.

Za przedwojennym odbiornikiem Polskiego Telefunkena będę się teraz rozglądał. Może, uda mi się znaleźć ten, właśnie ten, odbiornik Pana Książka.

Post opublikowano 1 września 2014, o godzinie 4.40 z szacunku dla wszystkich tych, którym ten dzień sprzed 75 lat zmienił życie. Pamiętamy.