niedziela, 27 września 2020

Blondynka Lena czyli 42 lata pod woskiem schowane.

Dostałem do naprawy radio, z początku opierałem się przed przyjęciem kolejnego na warsztat, bo moich w kolejce czeka kilkanaście jeśli nie więcej. Ostatnio nawet Tomek z Zgierza podrzucił kurierem Rigę-104 do przestrojenia. Opierałem się, opierałem, ale uległem – pomocy nie odmówię. Radiem okazałą się NINA, taki turystyczny odbiornik z Eltry, na baterie i zasilany sieci.


 Zleceniodawca przywożąc z Bełchatowa radio narzekał, że radio one (własność sąsiadki) tylko jeden program odbiera, a i ten jest coraz gorszy, jedna opcję polityczną reprezentuje, w już w zasadzie nie da się słuchać. 

Jeszcze Niny nie miałem, na warsztacie. Widać stan kompletny z lekka tylko korozją nadżarte styki baterii – no jest do zrobienia. 

Plamy zalewy jao sposób na montowanie cienkich przewodów.

Po otwarciu okazało się morze wosku, właściwie nie wosku tylko lepidła jakieś mieszanin parafin, które dość solidnie głowinę Ukf wypełniały, a i na płytce za klej montażowy służyły. 

Głowica zalana.

To, że sporo, to z jednej strony kiepsko ale z drugiej dawały gwarancje „dziewictwa” czyli braku wszelkiej maści przestrajaczy. No właśnie – trzeba przestroić bo UKF jest tyle że niski. Zacząłem więc wydłubywać tą maź, która pod spodem okazałe się już jakimiś procesami chemicznymi czy raczej biologicznymi zmieniona.

Masa od spody już zmieniona - procesy starzenia.

 Oj, czas nikogo nie oszczędza, choćby nie wiem jakimi mazidłami był zakonserwowany. Wydłubać się nie udało wszystkiego wiec za pomocą suszarki ogrzewając płytkę wytopiłem resztę. 

Już bez mazidła - bo wosk to nie był z pewnością.

Przy okazji odnalazłem coś co na początku wyglądało jak cienki drucik (lica?), ale włosem się okazało. Mogę oświadczyć że montażystka z Bydgoszczy w 1978 roku był blondynką! Ślad i pamiątkę zostawiła, no nie będę robił testu z tego materiału DNA, by odszukać i zapytać dlaczego tyle mazidła do głowicy nalano. Przestrojenie w opisie proste – wylutować dwa kondensatory i zestroić. Próbowałem -dało się coś odebrać, ale nie szło więcej niż 10MHz pasma odbieranego ustawić. Ba nawet na SDR nie potrafiłem znaleźć heterodyny na 100MHz, okazało się że jest o 10,7MHz poniżej! Częstotliwości odbieranej. We wszystkich radiach do tej pory heterodyna była ponad częstotliwości odbieraną, a tu jest poniżej – widać Nina lubi z drugiej strony. 

Wymiana rdzenia na ferrytowy (koleżanka Ania z sąsiedniej linii montażowej użyczyła) pozwoliła rozciągnąć zakres odpieranych stacji od 88,3 do 107,7MHz. 

Ferrytowy rdzeń już w środku cewki heterodyny, jeszcze tylko gumka wystaje.

Czyli w warunkach stołecznych mamy od Radia Maryja do po RMF – całe spektrum światopoglądowe i polityczne. Odbiór nie był za mocny, choć wystarczający. Szukałem opisów dalej aż natrafiłem na film na Youtubie, gdzie kolega ARQbyTontechUNITRA (pozdrawiam) w każdym szczególe pokazuje swoją renowację i przestrojenie Niny. Wymieniłem kondensatory we wzmacniaczu wejściowym i od razu lepiej zagrało. 
Mój sposób by kondensatorów nie pomylić.

Głowica tam też była zalana, ale nie tak okrutnie. Skopiowałem metodę odtworzenia napisów (NINA i Unitra) metodą „palcodruku”. Uczymy się od siebie nawzajem :-) Nie wymieniałem tylko klawisza isostatu na czerwony, choć chciałem – mój był zaklajstrowany na amen. 

Już z diodą LED, jeszcze z woskiem.

Zamiast żarówki, wstawiłem ciepło-białą diodę LED, nie dlatego że żarówka złą, ale weź teraz znajdź taką na 12V i 30mA! 

Jak widać zamontowanie diod LED nie zaprzepaszcza zabytku - zdjęcie z warszawskiej ulicy.

I tak Nina po 42 latach znów gra, ma jeszcze szersze o 10MHz poglądy niż w 1978 r. Tylko troszkę martwię się o tą montażystkę z Bydgoszczy, czy dalej grubszą warstwa wosku i innych mazideł dalej urodę trzyma. Miejmy nadzieję, że tak!


piątek, 18 września 2020

Yogi czyli coś fajnego

Jednym z trudniejszych do zdefiniowana pojęć jest określenie FAJNY, pojęcie bardziej czujemy niż rozumiemy, trudno o precyzyjną definicję ale łatwo wskazać kto lub co jest FAJNE. Dzieciństwo jest FAJNE. Z tego okresu, że FAJNE były na przykład amerykańskie kreskówki, bo Piaskowy Dziadek czy Motyl Emanuel już nie. W tych kreskówkach były FAJNE postacie np. Miś Yogi. To był naprawdę FAJNY gość i mieliśmy jako dzieciaki dużo zabawy, gdy raz w tygodniu dało się obejrzeć Misia Yogi. Już Pies Huckleberry czy Jetsonowie, aż tacy FAJNI nie byli, a Misio Yogi właśnie FAJNY był.

Lata siedemdziesiąte, to okres kiedy pojawiają się namiastki konsumpcjonizmu (Coca-Cola), powiew zachodu i wyjście z gomułkowskiej siermiężności. Wtedy też pojawił się wtedy taki FAJNY gramofon, na baterie, dla zabawy dzieciaków przeznaczony, bo trudno było przy tym prywatkę zrobić.

Wygląda jak pudełko śniadaniowe - obiekt pożądania Misia Yogi.

W tamtych czasach nie miałem z nim do czynienia, a teraz, że tak się wyrażę miałem pośrednio. Otóż trafił taki, niegrający do kolegi Zygmunta, na naprawę.  No powiem FAJNY jest, zabawka o nazwie Yogi, raczej nie trudno się domyśleć wg. jakich skojarzeń nazwa została dobrana. FAJNA miała być!

Konstrukcja plastikowa, całość z dwóch płaskich baterie zasilana, z krystaliczną wkładką. Napęd silnikiem prądu stałego i z prostym tranzystorowym wzmacniaczem.


 A ponieważ był to produkt „zabawkowy” to wydaje się, że nie znajdował się na liście topowych wyrobów Foniki. Wyrobów od których zależał prestiż firmy, dewizy i w ogóle wykonanie planu produkcji (w socjalizmie jak wiadomo najważniejsze) to już konstrukcyjnie był traktowany jako zabawka. Wystarczy popatrzeć. 


W dających się przeszukać zasobach internetu nie zachował się też żaden schemat, żadna instrukcja serwisowa – nic dziwnego.


 Trzeba było wykonać pełny reinżyniering schematu. Zygmunt jest człowiekiem skrupulatnym, precyzyjnym nic dziwnego, że miast działać po omacku szczegółowo zbada i rozrysował ów schemat.


 Jak widać składa on się jakoby z dwóch części – wzmacniacza m.cz i stabilizatora obrotów silnika. Już na pierwszy rzut oka widać wiele uproszczeń, ale cóż no nie jest to sprzęt Hi-Fi to i moc kilkuset miliwatów zda się, że była jak najbardziej wystarczająca. Płytka drukowana też prosta. Widać, że układ ścieżek wręcz prymitywny, projektowany może nie na kolanie, ale zupełnie bez wirtuozerii. 

Na przykład tranzystorom trzeba wykoślawić nogi by je zamontować, chyba rysowane było nie od tej strony :-).


 No do tego się nadto się nie przyłożono. Ale gramofon był, pocztówkę dźwiękową czy bajkę można było dziecku puścić, no FAJNIE było. 

Gra - gumka recepturka trzyma wkładkę - oryginalna nie wytrzymała wilgoci.

Naprawa sprowadziła się do wymiany uszkodzonego tranzystora i diody. Zagrało - fajnie. Można powiedzieć – ot, taka ciekawostka, a jednak w pewien sposób zajmująca. Kolega Zygmunt spędził ładnych kilka godzin analizując konstrukcję, robiąc rysunki i schemat chyba bardziej po to by po tej naprawie coś pozostało. I jeśli kiedyś komuś przyjdzie taki gramofon naprawić, to jeśli trafi na ten blog -  to będzie miał sprawdzone i wiarygodne źródło informacji.

A tak wracając do słowa FAJNE, to jego pochodzenie można znaleźć w językach zachodnich i to nie funny (zabawny), jak byśmy się mogli domyślać patrząc na misia Yogi, ale angielskim słowie fine, holenderskim fijn czy niemieckim fein (gdzie zostało przeniesione za pośrednictwem jidysz) i dotarło do naszego polskiego języka (chociaż tylko potocznego). Fine, fein oraz fijn występuje też w językach romańskich (np. francuskie fin lub włoskie, hiszpańskie i portugalskie fino). Źródłosłowem jest łacina gdzie przymiotnik fīnus – pochodzący od fīnīre oznaczającego ‘doprowadzanie wyrobu rzemieślniczego ostatecznej i doskonałej formy’ (za „Etymologicznym słownikiem języka polskiego” autorstwa Andrzeja Bańkowskiego).

Dobrze mieć zatem takich FAJNYCH kolegów, którzy taka FAJNĄ dokumentację do takiego FAJNEGO gramofonu Yogi do ostatecznej i doskonałej formy przygotowali. 

Jak ktoś nie ma gramofonu YOGI, to zawsze misia YOGI może sobie sam zrobić.