wtorek, 29 grudnia 2020

TakiCóś czyli o wybuchowej mieszczance najdziwniejszych uczuć

Nie tylko funkcja danego przedmiotu, ale bardzo często forma ma znaczenie. Ludzkość lubi przedmioty ładne, chociaż to pojęciem “ładności” jest jednym z trudniej definiowanych. Bo .., bo zależy co się komu podoba. 

W tym miejscu pozwolę sobie odłożyć na bok tysiącletnie chyba dysputy znawców i krytyków sztuki, wzornictwa czy designu. Są przedmioty, które swoją niezwykłością wywierają niezatarte wrażenie, potrafią zdeterminować przestrzeń i ludzi. Potrafią budzić różne uczucia, a przez to wpływać na myślenie, zachowanie i pobudzać do działania. 

Tak było i tym razem. Już w momencie pojawienia się ogłoszenia z prośbą o pomoc na FB, wzbudził ów aparat zdumienie i ciekawość. Co to jest ? Właściciel opisał to jako TakieCóś, i pozwólcie że tą nomenklaturą będę się dalej posługiwał. Nie trwało dwa dni jak TakiCóś wylądował przed moją klatką schodową i rzekłbym pomaszerował do warsztatu. 


Troszkę wyglądał jak AT-AT Walker czy raczej AT-ST z Gwiezdnych Wojen, a troszkę jak statek Marsjan wprost z powieści Herberta Wellsa. 

Ilustracja do Wojny Światów.

Jak się okazało stwór ów miał być zestawem głośnomówiącym do telefonu oczywiście z głośnikiem tubowym (!) W komplecie były lampy i ich osłona.


 Całość niestety zaliczyła upadek, to też było przyczyną awarii, a w konsekwencji wizyty u mnie. Fizyki nie oszukasz - masa skupiona była w korpusie, wysoko położonym. A że prawa grawitacji są nieubłagane, to ta masa pokonała rzeźbę, zaliczając, jak to się mówi, glebę. 

Takicóś od momentu pojawienia cały czas wzbudzał uśmiech i lekkie zdumienie, ale teraz pojawiło się kolejne uczucie - ciekawość.  Nie trwało zbyt długo, gdy śrubokręt pojawił się w garści i kolejno odkrywane pokrywy – przyznam się – bardzo fajna i wysmakowana stolarska robota – zdradzać poczęły tajemnice. I tu pojawiło się kolejne uczucie ty, razem już niemalże wybuchowa mieszanka zdumienia oraz nieustającego i niepowstrzymanego śmiechu, podparta jeszcze szokiem poznawczym. 

Nic dodać - wszystko widać.

Moje oczy czegoś takiego jeszcze do tej pory nie widziały. Totalna plątanina kabli, wiszące nieuporządkowane i byle jak polutowane elementy miejscami bez izolacji. 

Strach to dotknąć.

 Jedyne określenie, które może to opisać to „niewiarygodne”. Szczęśliwie udało mi się powstrzymać przed tarzaniem ze śmiechu po podłodze i innych tego typu poszokowych zachowań. Trwało jednak dobrych kilka minut, gdy wróciła jakaś rozumność, ale śmiech i zdziwienie cały czas towarzyszyło obdukcji konstrukcji. No, niestety takiego medycznego terminu trzeba użyć, gdyż jak się okazało główny element, czyli elektromagnes głośnika tubowego został zerwany i dodatkowe spustoszenia poczynił – stan powypadkowy z przemieszczeniem organów.


Cewka głośnika na aluminiowym karkasie nawinięta ucierpiała i raczej nie będzie się do użytku nadawała. Tym bardziej, że sam kosz głośnika (z za cienkiej blachy zrobiony) też był uszkodzony. A, że oprócz ciężkiej wzbudnicy dźwigał na sobie dwa (!) transformatory podłączone to nie dziwota, że trzy mizerne nity puściły i stało się. 

Ok., ale kto to, co to? Kto ojcem jego? Zacznijmy od inwentaryzacji i próby ocenienia stylu, epoki trzeba jakoś datować to znalezisko. Po pierwsze lampy. ECL11, AZ11 i EM80 wskazują na lata pięćdziesiąte, początek nawet. 


Zdaje się potwierdzać to datowanie na kondensatorach papierowych czy elektrolitach 1953, 1954, Dopełnia tego napis Sachsenwerk na transformatorze sieciowym i głośnikowym oraz wzbudnicy głośnika. Mamy pierwsze datowanie. 


Zatem i transformatory i głośnik pochodzą z NRD, a że posiadają numery modelu to nawet udało się zidentyfikować nawet model radia (z pewnym przybliżeniem, bo inne miały ten sam transformator głośnikowy). To też tłumaczyłoby napis OLIMP na głośniku – Olimpia to główna marka odbiorników radiowych z Lipska.

Napis na tubie.

 No dobra, ale jak wspomniałem transformatorów było więcej, jeden okazał się wejściowym. Widać sygnał pochodzący z minijacka (!) Tak minijacka wchodził na trafo jakieś takie znajome, głośnikowe i krajowe i dalej już podniesiony napięciowo sterował triodę. Transformator ten jak i kilka elementów znalezionych (nawet luźno leżących) zdają się wskazywać, że kolejną transformację przeszedł Takicóś gdzieś w latach osiemdziesiątych (lub później), ale już u nas. Oprócz elementów wskazują na to np. koszuli termokurczliwe miejscami użyte. 
Nasi tu byli!

Tak czy inaczej nie wiem, jakiego słowa należy użyć na określenie samego sposobu montażu, winno być siarczyste. Jedynym kulturalnym określeniem to „druciarstwo”. Można określić montaż przestrzennym, chaotycznym, ale to? To jest pogwałcenie nie tylko jakiejkolwiek estetyki, ale także wszelkich praw i kanonów, zasad czy reguł jakiejkolwiek szkoły elektroniki czy elektryki. To jawny i wzorcowy przykład rzeczonego druciarstwa. 

To co widzicie to prawda! Te dwa zaciski to 220V!

Zupełnie odmiennie, kontrastowo prezentuje się zewnętrzna forma, ta jest naprawdę wysmakowana. Wypracowane kształty, drewno orzechowe - no widać, że ktoś się tutaj naprawdę przyłożył. I widać, że nie jest to pojedyncza produkcja – na klapce jest numer ewidentnie seryjny 263. 


 Przeglądając produkcję Sachsenwerk (dostępną w Radio Museum i nie tylko) nie spotkałem takiego urządzenia w jakiejkolwiek formie. Nawet nie bardzo pasuje do NRD.
Nie tylko elektronika to partactwo.

Co do takich poszukiwań producentów, modeli i numerów seryjnych to nie tak dawno obejrzałem dwa filmy na Youtubie. Na jednym autorstwa Patryka Mikiciuka odczytano zaklepany numer seryjny ramy BMW, w drugim zaś Łukasz Giergasz prowadzący przepiękny (nie tylko plastycznie) vlog 5m2 na podstawie resztek etykiety transportowej okrył miejsce powstania i datował starą strugnicę. Mnie też przy dalszym demontażu spotkało coś niezwykłego – odkryłem sygnaturę producenta. 


Firma  Broom&Grand Berlin no i datę produkcji 1904 rok jak i model sprzętu nr 90.

WoW!

 Trudno określić to uczucie, które mnie wzbudziło w tym momencie. Zdziwienie, lekki szok i niedowierzanie – mieszanka inna ale równie wybuchowa. Niestety, nie dotarłem do żadnego katalogu by określić, co to było, bo przecież nie wzmacniacz lampowy czy radio? Czym tak naprawdę był Takicóś. Firma B&G produkowała na przełomie wiele różnego sprzętu związanego z elektrotechnika, telefonią i telegrafią. Ten ostatni profil produkcji wydaje się na tyle prawdopodobny, jako że wyrób numer 88 tej firmy to klucz telegraficzny. A stąd do radia nie daleko. Właściciel TegoCósia jest gitarowcem jest więc już chyba wiadomo czym będzie on w kolejnym wcieleniu. 

Pierwsze przymiarki

Prace w toku. Trzymajcie kciuki.