piątek, 28 listopada 2014

UHF, UKW, UKR, VKV czyli o początkach UKF

Są takie okresy w historii radia, które dla zbieraczo-odnawiaczy są najciekawsze. Dla jednych są to "kultowe" konstrukcje, dla innych prototypy lub określone marki. Dla mnie - początki UKF.

Pozwólcie zatem, że podzielę się kilkoma informacjami, ciekawostkami, które udało mi się zebrać i wzbudziły moje zainteresowanie w trakcie szperania po nielicznych materiałach traktujących o początkach transmisji z modulacją częstotliwości.

Pierwsze praktyczne zastosowanie modulacji częstotliwości w  transmisji  radiowej wiąże się nieodparcie z osobą Edwina Armstronga.  Tego samego od heterodyny.

Pasmo pierwszych komercyjnych rozgłośni radiowych w USA zostało określone jako częstotliwości od 42do 50 MHz. Powstanie stacji nadawczych – a pierwszą była W1XOJ, która rozpoczęła pracę z modulacją FM w 1936  – wymusiło to produkcję odbiorników dostosowanych do nowej modulacji.

Armstrong jednak skupiał się jednak na badaniach i  pierwsza partię odbiorników wykonał dla niego General Electric. Tak, ta wielka korporacja była w swoim czasie zleceniobiorcą dla małoseryjnej produkcji – partia liczyła 50 sztuk.
Pierwsze radio FM fotografia ze zbioru Houck Collectionuck Collection.
Kilka przewojennych anerykańskich odbiorników FM - tutaj.

Pamiętam jak w latach osiemdziesiątych jako „odrzuty z eksportu” w sklepach RTV pojawiały się np. wzmacniacze sygnowanie logo Emerson. Ale tu ciekawostka – o ile mi wiadomo były to całkowicie krajowe produkty, a jedynie eksportowane pod innymi markami na kapitalistyczny zachód.

W Europie najszybszy i najwcześniejszy rozwój radiofonii FM nastąpił co ciekawe w okupowanych Niemczech. Po konferencji Kopenhaskiej Niemcy uzyskały bardzo niewiele przydzielonych częstotliwości na falach długich i średnich. Tkże prawo do emisji stanowiło formę repatriacji wojennych. Brak częstotliwości stanowił przeszkodę w rozwoju radiofonii. Nie brakowało tam oczywiście odbiorników, od V310 po zagrabione polskie Elektrity, Philipsy czy inne.

Nawet  możliwości produkcyjnie przemysłu nie zostały znacząco uszczuplone. Nie należy się zatem dziwić, iż pierwsza komercyjna rozgłośnia nadająca w paśmie UKW rozpoczęła emisję już w marcu 1949 roku. Za nią ruszyła masowa produkcja odbiorników dostosowanych do nowego rodzaju emisji.
Mam w swojej kolekcji piękny odbiornik LOEWE OPTA 3751W pochodzący z 1950 roku.
Na skali, w zakresie UKW znajdują się 3 stacje.

Jeszcze nie oczyszczone - jak pupiono.
Samo radio jest bardzo solidnie i  starannie wykonane, także układowo. Posiada nawet demodulację z użyciem detektora stosunkowego. Bez eksperymentowania z przystawkami superreacyjnym (jak  początkowo stosował to np. Philips) czy detekcji na zboczy filtru pasmowego(Grundig). Słowem  Mercedes wśród odbiorników z tamtych czasów. Trochę go korozja (drewnojady) podżera i jak na razie fumiguje się w kącie piwnicy.
W powoli podnoszącej się gruzów Warszawie pierwsze transmisje rozpoczęły się 1 października 1954 roku. Retransmisję I programu PR rozpoczęto Na fali 307 cm (97,6  MHz) z Fortu Mokotowskiego, tego samego, który jako nadajnik  dzielnie był broniony we wrześniu 1939. Pałac Kultury był dopiero w budowie i w żaden sposób nie nadawał się jako maszt. Rozpoczęcie emisji spowodowało wysyp konstrukcji przystawek UKR (opis takiej można znaleźć w Radioamatorze z 12/54). Były to konstrukcje budowane nie jako od zera typu – weź lampę, kawałek blachy parę elementów i zrób samemu.
 Nie wiem czy Adam Słodowy budował  taką przystawkę, ale był to pewien obraz tych arcytrudnych czasów i nieugiętego uporu.  Zresztą ten sposób odbioru FM (tj. superreakcyjna  przystawka) zawędrował do pierwszych konstrukcji fabrycznych (Podhale/Śląsk czy Symfonia). U mnie czeka Podhale, pięknie wykonany odbiornik, jak tylko zabiorę się do jego ożywienie to opowiem o jego konstrukcji.
Podhale kolegi Józka.
W roku 1960 odeszliśmy z pasma 88-100 MHz. Przez pewien czas dostępne były odbiorniki w tzw. dwu wykonaniach – jak np. Bolero.

Za pewnego rodzaju ciekawostkę należy odnotować fakt, iż tak szacowna rozgłośnia jak BBC rozpoczęła emisje programu w paśmie UHF dopiero w 1955, a więc wyprzedziliśmy dufnych Brytyjczyków!

Nasi południowi sąsiedzi sprawę zaspali całkowicie i nie załapali się na pasmo CCIR. Zatem wszystkie konstrukcje Tesli (inni producenci już chyba nie istnieli – kolektywizacja objęła nie tylko rolnictwo) są na pasmo 65-73MHz.

W CSSR pierwszy eksperymentalny nadajnik rozpoczął próbną emisję w paśmie VKV w Pradze w 1958 roku. Pierwsza regularna emisja programu FM na terenie Słowacji miała miejsce 17.02.1960 r. Nie było to w Bratysławie, lecz z nadajnika Veľký Slavkov nieopodal Poradu.

Kilkanaście kilometrów w linii prostej od mojego rodzinnego domu. Mogę zatem, że urodziłem się już w epoce ultrakrótkich fal i w ich zasięgu. Co chyba wiele tłumaczy.

Zresztą do tej pory więcej słowackich, niż polskich rozgłośni na Podhalu słychać.

Dzisiaj historyczną lokalizację pierwszego słowackiego nadajnika VKV można sobie kupić – takie to czasy.

VHF, UKW, UKR, UKF czy VKV to samo oznaczenie pasma radiofonicznego. W różnych miejscach i różnym czasie.
UKR- tak na początku nazywał sie zakres fal ultrakrókich
Nie studiowałem specjalnie jak wyglądała sytuacja na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. O ile wiem do tej pory panuje tam OIRT. Za ciekawostkę traktować należy fakt, iż pierwsze radzieckie telewizory (Moskwicz T1) były przystosowane do odbioru programów radiowych FM w paśmie 42-47 MHz.
Czyżby шпионаж przesłał do Moskwy nie tylko prace Oppenheimera  ale i Armstronga?

piątek, 21 listopada 2014

4X1N4007 czyli o bogini Selene w elektronice

Budowa większości elementów elektronicznych jest związana ze specyficznymi własnościami różnych pierwiastków, minerałów czy sztucznie otrzymywanych kryształów. Naturalne zjawiska przewodzenia czy oporu elektrycznego są wykorzystywane rzekłbym na bieżąco. Do tego dochodzą zjawiska fizyczne na styku różnych materiałów i to one są prawdziwym motorem tej techniki.
Popiersie Selene (Luny), marmurowy relief na sarkofagu z III wieku n.e., termy Dioklecjana, Rzym
Wielką eksplorację, podróż po różnych materiałach podjął i dokumentuje Pan Adam na swojej stronie. Co ciekawe owa eksploracja odbywa się w starych urządzeniach i bardzo ciekawych i elementach elektronicznych. Jako kustoszowi Muzeum Energetyki jest łatwiej pozyskiwać eksponaty i je badać. Polecam zapoznanie się z opisem, ja niecierpliwie czekam na każde nowe odkrycie i raport z podróży. Fantastycznej podróży przez materiały , technologie i ludzką pomysłowość, której to ludzie w minionych dziesięcioleciach dopuszczać się musieli by ujarzmić elektrony. Te duże (energetyka) jak i te szybkozmienne (radio).

Jednym z takich elementów, już muzealnych zabytków jest prostownik selenowy. W latach sześćdziesiątych królujący jako prostownik napięcia anodowego w polskich (nie tylko) radioodbiorników). Nie wiem dokładnie jak przebiegało opanowywanie prostowników selenowych tej technologii w PRL-u, jednak wydaje się, iż był to poziom dorównujący najlepszym na świecie. Złożone z wielu blaszek z napylonym selenem stosy pojawiły się chyba po raz pierwszy w Calypso A.D. 1959, wcześniejszych nie spotkałem. Początkowo były do stosy SPS-6B-250-85 a później analogiczny z setką na końcu.

Można odczytać dopuszczalne napięcie (w woltach) jak i prąd prostownika (w miliamperach). SPS to (przypuszczam) Stos Prostowniczy Selenowy - wszystko proste i jasne. No może żeby odkryć znacznie symbolu 6B to trzeba zaglądnąć do katalogu. A ten jest dostępny na stronie innego poszukiwacza elemtronicznych minerałów.

Nic jednak nie jest wieczne (nawet lampy) to i prostowniki z czasem ulegały zużyciu i destrukcji. Praktycznie każdy prostownik, który trafił z moje ręce był uszkodzony. Czasem działał, ale zazwyczaj zionął otwartym wnętrzem i groził wybuchem. A smród z takowego pożaru ponoć okrutny.

Onegdaj kupiłem na A…o nowe mostki , jakże zasłużonej dla elektryki firmy Westinghouse o symbolu H31N08BO.
Cena nie była wielka, przyszły szybko, ale chyba nie użyję bo nijak nie mogę z tego szeregu alfanumerycznego wywnioskować, ani wyszukać w internecie ani maksymalnego prądu czy napięcia. A że prostowniki są znacznie mniejsze, rzekłbym nie wydaje się, że dać mogą więcej niż 30mA. Z powierzchni tak 1/4 naszych nie wydaje się by pociągnąć 100mA nawet na amerykańskim selenie. Nawet jeśli pochodziły z produkcji na potrzeby lotu amerykanów na Selene.

Mając na warsztacie kolejne Calypso postanowiłem zaszyć w starej obudowie mostek z diod krzemowych.
Taka na 1A i 1000V kosztuje dosłownie kilka groszy. W zmodyfikowanym układzie zasilania istnieje jeszcze konieczność dodania opornika, który by kompensował lepsze charakterystyki przewodzenia krzemu, a i nawet podwyższenie napięcia zasilającego do 230V. Ładnie byłoby opornik schować w obudowę prostownika, nawet i miejsce tam się by znalazło, ale że to prototyp to postanowiłem dobrać jego wielkość doświadczalnie, montując go na zewnątrz.
Po wypatroszeniu wnętrza, do powstałej wolnej przestrzeni przygotowałem i wkleiłem małą, ręcznie wykonana płytkę drukowaną.

Czyste rękodzieło, nawet punkty lutownicze pędzelkiem malowane. Przy lutowaniu radzę sprawdzić diody omomierzem. Ja nie dolutowałem jednej, co dopiero się okazało przy rzeczonym teście.
Wytęż wzrok i znajdź jeden błąd w montażu.
Po zalaniu żywicą byłoby za późno. Wykorzystałem w konstrukcji trochę oryginalnej izolacji i przede wszystkim oryginalne łączówki (trochę przycięte) wykonane z cynowanej blaszki.
Płytka została wklejona tak mniej więcej w 2/3 wysokości i zalana żywicą.


Gdyby nie to że troszkę za dużo żółtego barwnika dodałem, to nikt by nie odróżnił, iż ma do czynienia z krzemowym implantem.
Dlatego też wszystkich przestrzegam napisem 4X1N4007 - zupełnie jak u Westinghouse dwie litery i kilka cyfr.
Mam nadzieje, iż przyszli naprawiacze bez trudu rozszyfrują to przesłanie. I nie będzie tak jak innym szeregiem 4, 8, 15, 16, 23 i 42. Ale to już inna historia - ktoś pamięta co znaczyły?

Ale to już inna historia.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rocznik 1964 czy 1000 malych bolesti

Mój Krzestny (z ang. Godfather) w latach siedemdziesiątych był właścicielem Skody, a dokładniej modelu 1000MB. Kolor pamiętam – niebiesko-zielony. I z tego co pamiętam to to że zawsze jej coś dolegało. A to akumulator, a to coś z silnikiem, coś z zawieszeniem, zawsze nic poważnego, ale zawsze dolegało. Mój Tata, który od zawsze był kierowcą, a jednocześnie mechanikiem więcej czasu spędzał pod Skodą, niż pod swoją Warszawą. Nic dziwnego (jak się się później dowiedziałem), że 1000MB Czesi tłumaczyli jako 1000 malych bolesi. Ale kochają i odnawiają.
A może Krzesy to węgrowi sprzedał?
Podobnie z radyjkiem, otóż chcą poznać tajemnice polskich głowic UKF (Philips czy nie?) zakupiłem za bardzo skromne pieniądze, grające radio Philips Sirius 433. Bardzo podobne do Relaksa, bardzo podobne. Kolega przywiózł je z pod kieleckiej wioski, z szopy wytargał … i przez ładnych parę miesięcy pogrywało nam w pracy. Nie mniej był poobijane, makabrycznie brudne i takie właśnie – tysiąc małych problemów.
Po pierwsze obudowa – ponieważ w 1964 roku stolarstwo radiowe miało najlepsze lata już za sobą to cała konstrukcja oparta była o płytę paździerzową, chociaż okleina była jeszcze naturalna. Największe uszkodzenie – ślad po solidnym uderzeniu.
 
Najpierw sklejanie płyty paździerzowej – iniekcja kleju. Duże ubytki uzupełnione zostały szpachlówką i fornirem uzupełnione. Użyłąem resztek po renowacji Relaksa, nie był to taki sam orzech ale przy tej wielkości – praktycznie nie do odróżnienia.
Wyczyszczenie chassis tylko pobieżne, brak śladów rdzy czy nalotu. Elektronika w idealnym stanie, żaden z kondensatorów nie wymagał wymiany. Natomiast na skali dał się zauważyć znak czasu – łuszczenie farby.
Przy czym ciekawie na przy krawędziach nadruku trzymała się dobrze ale na większej powierzchni już gorzej. Za pomocą małego pędzelka i modelarskiej farby Humbrol 33 udało się przywrócić jako, tako wygląd.
Pod kątem jednak znać że nie jest to oryginalny lakier tylko odmalowany, ale kto to będzie oglądał – na giełdę nie jadę.
Co ciekawe na ekranie światło odcisnęło swój ślad – widać radio było nastawione na dużą ekspozycje – fotografia 50 lat naświetlana!
Skleiłem także małe pęknięcie w ściance tylniej – widać radio zaliczyło mocne szturchnięcie tępym narzędziem. Nie wytrzymały jednak czasu gąbkowe uszczelnienia skali. Widać postępowe technologie lat sześćdziesiątych (tworzywa sztuczne) jednak nie były najsolidniejsze.
Troszke bejcy i miejsc po wklejkach nie widać.
Zastąpiłem je aksamitkami, pamiętam że takie (w różnych kolorach – zależnie od klasy) były częścią galowego mundurka w mojej podstawówce. Cena poniżej 2 zł na mb, jednak źródło tego specjału okazało się tylko jedno – hurtownia przy Al. Krakowskiej. Mają tam dla krawcowych wszystko, wszystko. No brakuje tylko oryginalnych żakardów dla starszych odbiorników. Ale kto wie, ja by dobrze poszukać:-)
Wyczyszczenie gałeczek (woda i mydło) okazało się formalnością.
Radio powinno się czuć wyglancowane, wyszorowane i aksamitką podwiązane – zupełnie jak my w siedemdziesiątych latach na szkolnym apelu z okazji Rewolucji Październikowej.
A tu nie skromnie przygrywa korporacjo-ludkom w ich codziennym trudzie wypełniania kolejnych tabelek.


poniedziałek, 3 listopada 2014

456, trzynastka i Dwie Siekiery czyli o sile przesądów i ich przełamywaniu

Pierwsza cześć o Philipsie 456A13

Wśród wszelkich nauk, mniej lub bardziej poważanych znajduje się także coś, co zwane jest numerologią. Część społeczeństwa w (zazwyczaj przypadkowych) połączeniach cyfr doszukuje się specjalnych znaczeń i nadprzyrodzonych symboli. Wierzący w magię cyfr są pożywką dla wszelkiej maści szarlatanów i innej maści hochsztaplerów, którzy znając (lub nie) reguły statystyki, rachunku prawdopodobieństwa, ale za to są biegli z psychologii i wywieraniu wpływu na innych. Miliony złotych, które są tracone w Lotto, są tylko obrazem jak bardzo ludzie wierzą w liczby.
Pięć siódemek !!! Toż to dopiero numerologiczne szczęście!!!
 W dawnych czasach kiedy był to Totalizator Sportowy, to społeczeństwo było informowane, że za te „utracone” pieniądze budowane są stadiony sportowe.  Wracając do magicznych numerków - mocno ukorzenione i kulturowo uwarunkowane są „prawdy” mówiące, że np. 13 jest pechowa, a siódemka z kolei jest cyfrą szczęśliwą. Nie wiem skąd, ale u mnie w domu mówiono że  „jak już ktoś przeżyje Dwie Siekiery, to długa i szczęśliwa starość go czeka”. Przywołane „dwie siekiery” to graficzny obraz liczby siedemdziesiąt siedem. Dla moich rodziców okazało się to nad wyraz prawdziwe - obydwoje dożyli wieku 76 lat.  Różne takie „numerologiczne” wierzenia są ugruntowane w kulturze i obyczaju. Wiele hoteli nie ma 13 piętra, a dla niektórych 77777 to już pełnie szczęścia.

Dla mnie osobiście „trzynastka” kojarzy mi się teraz z Philipsem, który tą oto liczbą oznaczał odbiorniki wyprodukowane w przedwojennej Polsce. Modele mające końcówkę …A13 z dużym prawdopodobieństwem zostały wyprodukowane w Warszawie. Te z A14 pochodzą z zakładów Philipsa w Czechosłowacji, A20 to bodajże Francja.  Gdy trafiła się okazja  kupić  456A13 to nie zważając na stan techniczny przystąpiłem do ratowania.
Nawet porąbanie siekierą (jedną lub dwoma) oryginalnej obudowy nie było przeszkodą. W poprzednim poście już udało się opisać odrodzenie wnętrza, tutaj zaś kilka słów obudowie poświęcić chciałem. Jej odnowienie nie było, ani specjalnie trudne, ani skomplikowane, nie mniej udokumentowania warte.



Samo „wyskrzynkowanie” zostało wykonane w Łodzi, gdzie Łukasz bardzo przemyślnie powkręcał wszystkie śrubki w obudowę, tak aby się nie pogubiły i nie pomieszały. Ja zaś przystępując do pracy na obudową poprzekręcałem je na małe kawałki tektury, zachowując ich miejsca i układ. Każda zatem ma szansę trafić dokładnie na swoje miejsce.
Nie pomylić, nie pomylić ! 
Głośnik okazał się w bardzo dobrym stanie i posłuży mam nadzieję kolejnych kilkadziesiąt lat. Środek obudowy zachował się stosunkowo czysty i nie wymagał większych zabiegów konserwatorskich poza solidnym odkurzeniem i przetarciem wilgotną ściereczką.
Troszkę kurzu się jednak zebrało !
Tkanina głośnikowa była na tyle dobra, iż pomny doświadczenia z Eumigetką postanowiłem pozostać przy solidnym jej odkurzeniu, troszkę wiekowej patyny nie zaszkodzi. Patyną także były pokryte dwa mosiężne pręty stanowiące namiastkę grilla, ale przede wszystkim ochronę głośnika. Trochę było jej jednak za dużo, tej patyny. Z pomocą wełny stalowej i odrobiny pasty polerskiej pręty zostały odświeżone. Nie do końca usuwałem wszystkie ślady czasu, nie może być radio „przerestaurowane”.
Jedna już po czyszczeniu
Najgorsze było na zewnątrz – jakiś renowator barbarzyńca pozostawił przeogromną ilość rys na orzechowej okleinie i co najgorzej  - w poprzek włókien. Strasznie to wyglądało.
Do pracy przystąpiłem zatem z dużymi obawami co do szans na usunięcie tych okropnych rys. Tym bardziej, iż okleina przy końcach wykazywała nie za dużą grubość. Spryt przedwojennych stolarzy polegał na tym, że obudowę przed okleinowaniem mocno bajcowano na ciemny kolor. Dawało to efekt taki, iż przetarcie do kleju uwidacznia ciemne plamy wyglądające jak naturalne przebarwienia okleiny. Sam spostrzegłem to dopiero po usunięciu lakieru.
Na początku próba. Te ciemniejsze miejsca to - brako okleiny !
Do usunięcia użyłem super środka pod nazwą Remosol. W porównaniu z innymi usuwa naprawdę za pierwszym razem. Ale UWAGA: jest potwornie żrący i należy go stosować przy maksymalnej ochronie osobistej tj. gumowe rękawice, fartuch i okulary ochronne. I co ważne w dobrze wentylowanych pomieszczeniach lub na zewnątrz. Ja niestety tego ostatniego wymagania zaniedbałem, przez co przez dwa dni solidnie podrażnione miałem spojówki. Pamiętajcie BHP przy restaurowaniu odbiorników to nie tylko kwestie przeciw porażeniowe!
Barbarzyńca to był !!!
Wbrew obawom, po kilku godzinach pracy większość rys została usunięta lub zminimalizowana i moje obawy o grubość forniru na szczęści okazały się przesadzone. Dało się w miarę dobrze wyczyścić obudowę.
Po szlifowaniu
Postanowiłem, iż pozostawię ja w naturalnym kolorze a jedynie dostanie politurę. Nie na wysoki połysk, tak aby zachować trochę niedoskonałości drewna – wszak wiek zobowiązuje. Będzie to wiec „french polish” jaki dla podobnego radia zastosował inny zapaleniec, tym razem z samej Holandii.

Po olejowaniu obudowy  (czystym olejem  wazelinowym) ładnie uwidoczniły się naturalne wzory orzechowej okleiny. Co bardziej dociekliwi mogą się dopatrywać sympatycznej „mordki” na samym środku. Być może specjalnie dobierano arkusze forniru by trochę upersonifikować to urządzenie. Zupełnie jak zabawy projektantów samochodów – zwróćcie uwagę, iż w większości modeli specjalnie projektuje się światła, grill-e i maskę by przypominały twarz człowieka.
 Dowodzi to jak głęboko mamy zakodowane algorytmy rozpoznawania twarzy, taki nasz pierwotny animalizm, nie właściwie humanizm – o twarz człowieka chodzi. Stąd może i popularność „klawiszowych” odbiorników na przełomie 50/60 – dwie duże gałeczki, a i garnitur zębów jak znalazł.
Drobne elementy wnętrza wymagały odrdzewiania – tutaj kolejna uwaga BHP. Otóż Philips stosował kadmowanie chassis i metalowych elementów. Pracujemy w rękawiczkach, nie wdychamy i staramy się skrzętnie wszelkie opiłki czy pył ze szlifowania usuwać.  Kadm i jego związki są trujące! Aż strach pomyśleć jak zatruwają nasze otoczenie niklowo–kadmowe akumulatory. Gorzej niż te ołowiane, chyba?
Złożenie radia w jeden żywy organizm to wielka przyjemność ale i przeogromne emocje. Wszak po 77 latach znów działa jak nowy. Mam nadzieję, że wystarczy jeszcze modulowanych amplitudowo fal Hertza, aby można go było używać z przyjemnością i radością. Kolejny polski odbiornik uratowany, trzynastka nie przeszkodziła, dwie siekiery przełamane.
Gotów !!!
Troszkę wydaje mi się, iż strojenie obwodów wejściowych trzeba będzie poprawić. Na średnich z jednej strony cisza, a długie tak zakłócone że w Warszawie ni jak jedynki nie idzie posłuchać, chociaż w Łodzi na kawałku druta grało.
O jaki fajny TABLECIK !
Muszę kończyć, żona nie pozwala mi w dniu urodzin za długo w piwnicy siedzieć – goście przyjdą.
A że rocznica to 49 to i mam (na swój sposób) dwie siekiery przełamane!

Pozostanie jeszcze kabel i wtyczkę oryginalną sprawić i strojenie poprawić.Niektóre obwody jednak były grzebane.

I jeszcze jedno.

Kluczowy dla całej radiofonii patent Marconiego z 1900 roku także nosi "numerologiczny" numer.