sobota, 24 marca 2018

Renowacja czyli radio z małych kawałków składane.

W całej tej zabawie (bo chyba tak to należy traktować) w renowację odbiorników radiowych widzę, że niektóre osoby wypracowały techniki czy technologie pozwalające przywracać blask zabytkom już kilkudziesięcioletnim. Mamy np. bardzo dobry poradnik dotyczący politurowania autorstwa kolegi Janusza, mamy przepisy odtwarzania gałek radiowych, które kolega Staku opublikował. Są dziesiątki takich dobrych przykładów, różnych - od gromadzenia informacji, schematów do sposobów pozyskania tego czy owego. Bardzo to chwalę i cenię.
Trzeba się wpatrzyć by znaczek Ramona dostrzec.
Mój malutki wkład (poza tym blogiem – jeśli to w ogóle jakiś wkład jest) to zdaje się jest odlewanie znaczków i logotypów odbiorników.
Odtwarzanie napisu.
Mam kilka silikonowych form i od czasu do czasu odtworzę napis -D-I-O-R-A- czy Malwa, czasem coś co Podhale przypomina.
Prawie jak mosiadz, prawie.
Rozsyłam wtedy do potrzebujących prosząc o zwrotnie kilka zdjęć - jak się radio prezentuje po naklejeniu znaczka.


 Zawsze dostaję. Ostatnio zwróciłem uwagę na bardzo dobry stan płótna na Menuecie.
Otrzymałem też kilka zdjęć i poradę jak to zrobić i wręcz nakaz by to opublikować :-). Co niniejszym czynię.
Moje doświadczenia z „praniem tkaniny” już opisałem i jak wiadomo nie były udane. Poniższy przepis zamieszczam też bez jakiejkolwiek gwarancji co do skuteczności i efektów końcowych, ale kolega Marek informuje, że działa a zdjęcia zdają się to potwierdzać.

Cały „myk” polega na zabezpieczeniu brzegów tkaniny przed odpruciem, przed przemieszczeniem za pomocą kleju serwowanego tylko i wyłącznie w miejscach niewidocznych. Następnie ogólnodostępnymi środkami, czyścimy tkaninę zgodnie z przepisem.
Zresztą oddaję głos:
Poniżej mój sposób na pranie tkaniny głośnika.

No ładne to nie jest.
Było słabo.
Posmarowanie (brzegów – przyp. Redakcji) klejem wodoodpornym zapobiega odklejaniu się pranej tkaniny i można prać na mokro do skutku odplamiaczami np. do dywanów.




Pranie

Widać efekt. Gratuluję
Załączam jeszcze zdjęcia z przygotowania do prania/odplamiania deski z tkaniną z radia Grundig 3045.
1. Na zdjęciu (poniżej) widać zabezpieczenie otworów na magiczne oko i na obracanie anteny ferrytowej.

    Po takim posmarowaniu klejem wodoodpornym brzegów, tkanina po praniu nie miała możliwości  odklejenia się i skurczenia.
    Bez tego zabezpieczenia przy praniu następuje odklejenie się tkaniny wokół otworów i skurczenie po wyschnięciu i jest klops.
2. Na zdjęciu (poniżej) widać zabezpieczone brzegi deski.

Może to i banalnie proste, może intuicyjne, ale dobrze się podzielić choćby wiadomością i doświadczeniem.
Prawda, że piękne.
Pomaga się innym, buduje wspólnotę i o to chodzi – Radio łączy ludzi.
Właśnie otrzymałem kopertę z Chrzanowa a w niej dwa znaczki Kos.
Chyba trzeba będzie kolejną formę zrobić.
Radia tego jeszcze nie upolowałem, ale chociaż znaczek (znaczki) już mam.

P.S. Znaczków komercyjne nie produkuję, jak ktoś potrzebuje – proszę o e-mail (adres znajdzie gdzieś w tym blogu – trzeba poszukać) może się uda dorobić, chociaż czasami trzeba ładnych kilka tygodni poczekać. A i zapomnieć się też zdarza.

niedziela, 11 marca 2018

Kontrwtyczka czyli walka z ukrytymi bąbelkami.


Do kolegi Zygmunta trafiło radio i to nie byle jakie – polska Korona model 80 produkowany w Warszawie na ulicy Karolkowej w trudnych czasach okupacyjnych. Radio w stanie bardzo dobrze zachowanym, a i jak kolejne naprawy okazały- całkowicie do uratowania. Roboty było sporo, chyba kilka tygodni poszczególne etapy przywracania do życia trwały..
Korona 80A
Ja miałem okazję nie tylko odbierać depesze z Konina nadchodzące, ale również aktywny udział w naprawie miałem. No może nie naprawie ale odtworzeniu tzw. kontrwtyczki. Czyli zmyślnego mechanizmu odłączającego przewód sieciowy wraz z tylną ścianką.
Ot, takie zabezpieczenie by niepowołane osoby anodowego napięcia nie zaznały. Stosowane przez Philipsa i kilka firm w pewnym okresie rozwoju radiofonii, gdy odbiorniki radiowe stały się obiektami użytkowymi, a poziom obeznania z prądem ich użytkowników, co to mówić - nie nadążał.  Podobne rozwiązanie Zygmunt już poznał w swoim Kosmosie. Tam też pomagałem, pośrednicząc logistycznie z firmą  RetroRTV, która w ofercie miała prosty model kontrwtyczki w onym Kosmosie stosowany.  Korona zaś na chassis miała istnego jeża bolców - osiem sztuk!
Krótkie sprawy rozpoznania i okazało się, że jest na przełomie lat 30/40 stosowany standard philipsowski z innych odbiorników znany – umożliwia sterowanie przetwornicą wibracyjną. Z pomocą kolegi Hirka udało się pozyskać oryginał kabla, do skopiowania.
Oryginał. Widać po stanie zachowania.



Przełączone na prąd zmienny.
O ile dorobienie blachy nie było zbyt trudne w dobie laserowych numerycznie sterowanych wycinarek.
O tyle wyzwaniem okazał się bakelitowy element – główna część kontrwtyczki.
Tu zadeklarowałem się z pomocą. Jak szybko się okazało nie była to pomoc bezinteresowna, bo jakoś już prawie zapomniałem, że od lat odbudowywany Philips 6-39A tego samego elementu potrzebuje
.
Philips 6-39A od tyłu

Prawdziwym wyzwaniem była budowa formy silikonowej, a dokładnie takie jej zbudowanie by wszystkie bąbelki powietrza zostały odprowadzone – żadnej pustki osłabiającej konstrukcję.
"Mocowanie" oryginału

Po zalaniu
Tak aby po usunięciu koniecznych nadlewów otrzymany element był pozbawiony jam, niedolanych fragmentów czy innych wad. Miałem jakieś tam względne wyobrażenie o budowie form odlewniczych, ale powiedzmy prawdę - sprzed ponad 30 lat i mocno teoretyczną. Pamiętam, wycieczkę do wadowickiej Andorii i obejrzenie wydziału odlewów zilustrowało jak wielki jest rozdźwięk pomiędzy teorią w książkach opisywaną, a praktyką składającą się z milionów drobnych szczegółów, na które należy zwrócić uwagę.
Wszystko okazało się ważne. Linia podziału formy, sposób zalewania, przygotowanie żywicy - czas mieszania i sposób dodawania barwników.
Pierwszy odlew - gorzej niż źle.
Za każdym razem rezultat był troszkę inny, nie zawsze kolejny odlew okazywał się lepszy. Empiryczny sposób zdobywania wiedzy wykazał, że ma także swoje ślepe uliczki.
Okazało się, że największe znaczenie dla jakości odlewu o takim kształcie jest odpowiednie ukształtowanie odpowietrzenia. Tutaj najbardziej sprawdził się pomysł cienkich kanalików, które powstały w silikonie po rurkach z wacików do czyszczenia (nie tylko uszu) powycinanych.
Aby te kanaliki uzyskać - to za pomocą kleju na gorąco do kopiowanego oryginału podoczepiałem jeża takich patyczków. Po zastygnięciu silikonu udało się nie tylko patyczki usunąć, ale i bez żadnych uszkodzeń klej z oryginalnej wtyczki.
Temperatura pomaga zestalić silikon
Zygmunt chwalił kolejne odlewy, ja zaś w poszukiwaniu ideału dalej eksperymentowałem.
Po prawej lepszy !
Próba z użyciem grubszych z wosku tworzonych kanalików no nie okazałą się dużo lepsza, jeśli lepsza była w ogóle.
Nadlewy z wosku wykonane - wcale nie lepsze.
Udało się odlać prawie dziesięć sztuk, z czego 5 lub 6 może mieć praktyczne zastosowanie. A ponieważ blaszek zamówiono 5 to najgorsza wypadnie.
Pierwszy z lewej to oryginał.
W sumie dużo było roboty, koszty też (silikon i żywica), ale czego się nie robi by mieć możliwie oryginalne radio. Oczywiście można było kabel dolutować i się nie martwić, ale po prostu nie godzi się.
W Koronie Zygmuntowi udało się także uratować elektrolity po kilku dniach formowania, chociaż dla prawidłowej pracy wymagają podparcia współczesnymi kondensatorami, ba nawet EM1 świeci przyzwoicie.
Radio gra, cieszy i Zygmunta, i właściciela, też Zygmunta. I ja się cieszę bo kolejne doświadczenie zyskałem – no i kontrwtyczkę.
Oryginalność - ciut do udoskonalenia.
Będzie kolejny powód by za Philipsa się zabrać, już nie mam się jak tłumaczyć przed sobą, dlaczego  to radio już 4 lata naprawiam.

niedziela, 4 marca 2018

Clivia czyli taniec to czy kwiatek? A może dziewczyna?


Nazewnictwo radioodbiorników potrafi czasami płatać figle. Tak było w moim przypadku, gdy enigmatycznie opisane radyjko Clivia postawiłem do szeregu z Ramonami, Aniami czy innymi Juliami. Których to nazwy, od żeńskich imion pochodzą. Mamy wśród odbiorników też imiona męskie jak np. Adam, Dominik czy quadrofoniczny Cezar. Liczna jest grupa odbiorników „tanecznych” od Menueta, Calypso poprzez Kankana do Bostona nawet (o taniec chodziło, a nie kapitalistyczne miasto).
Malwa za podkładkę służy - bystre oko zauważy.
Nie tyle szukałem Clivii, co budziło ono moje zainteresowanie - bo rzadkie, a i z takiego okresu, gdy dobrodziejstwo germanowych tranzystorów pozwoliło pozbyć się kabla zasilającego. Przez pewien okres powstawały „bezsznurowce”. W naszej rzeczywistości było to raczej płynne przejście od odbiorników bateryjnych (przez Malwę), do przestawnych – bo tak nazwać należy np. Julię Stereo. Wiele takich nie było, mnie raz prawie trafił mi się Rytm, ale kolega z Chrzanowa był bardziej zapalony i to on stał się jego posiadaczem.

RYTM - z eksportowej ulotki.
RYTMus też mi się wywinął
Nie zdziwiłem się, że tak dwa lata później otrzymałem od niego w poczcie elektronicznej kilka zdjęć Clivii (produkt ZRK) i krótkie sprawozdania z przywrócenia radia tego co najbardziej oryginalnego stanu.
Roboty trochę było, bo ktoś w międzyczasie „polepszył” to radio wstawiając w miejsce germanowych tranzystorów nowsze, krzemowe.
Wielka rzadkość występowania tej konstrukcji ZRK, poparta wspomnieniami kolegów i wprasowanym stemplem pozwalają określić ją jako wielką efemerę powojennej produkcji.



Tylnia ścianka dorobiona - wkręty oryginał.

Opis i schemat Clivii w Radiamatorze był.

Pojemnik na dwie płaskie baterie - Kilka ogniw R20 raczej by się nie zmieściło.
Porównywalną tylko z lampowym Beskidem (tu myli się i Radiomuseum) jak i kilkoma odbiornikami (Opera, Chopin) pojawiającymi się w zapowiedziach.
Z takich ciekawostek przytoczę też znalezione w katalogu  dwie mityczne postacie Piasta i Światowida.
Widział ktoś Piasta?
Chociaż pod tą drugą nazwą pojawił się całkiem popularny odbiornik.
Wracając do Clivii – nie znalazłem takiego imienia żeńskiego.
Wypucowana, wypolerowana na czerwonym dywanie.
Ani na literę C, ani na K. Udało się znaleźć Kliwię jako bardzo urodziwy kwiatek w doniczkach hodowany. Więc możemy to radyjko skatalogować pośród Szarotki czy Malwy czy Krokusa. Raczej nie pojawi się kolejny odbiornik do kupienia, no może na wiosnę kupię żonie do posadzenia na balkonie.
Clivia miniata - za Wikipedią
Przy okazji małe ogłoszenie ws. Krokusa – może ktoś ma filtr pcz 3D232A, ostatni przed detekcją, może jakiegoś destrukta do poratowania.
Wszystko w szarościach

Krokus czeka na pomoc.
P.S. Kliwia nazwę swą wzięła od imienia lady Clive, hrabiny Northumberland. Była ona gorącym propagatorem ogrodnictwa. Więc w sumie się nie myliłem.