niedziela, 11 marca 2018

Kontrwtyczka czyli walka z ukrytymi bąbelkami.


Do kolegi Zygmunta trafiło radio i to nie byle jakie – polska Korona model 80 produkowany w Warszawie na ulicy Karolkowej w trudnych czasach okupacyjnych. Radio w stanie bardzo dobrze zachowanym, a i jak kolejne naprawy okazały- całkowicie do uratowania. Roboty było sporo, chyba kilka tygodni poszczególne etapy przywracania do życia trwały..
Korona 80A
Ja miałem okazję nie tylko odbierać depesze z Konina nadchodzące, ale również aktywny udział w naprawie miałem. No może nie naprawie ale odtworzeniu tzw. kontrwtyczki. Czyli zmyślnego mechanizmu odłączającego przewód sieciowy wraz z tylną ścianką.
Ot, takie zabezpieczenie by niepowołane osoby anodowego napięcia nie zaznały. Stosowane przez Philipsa i kilka firm w pewnym okresie rozwoju radiofonii, gdy odbiorniki radiowe stały się obiektami użytkowymi, a poziom obeznania z prądem ich użytkowników, co to mówić - nie nadążał.  Podobne rozwiązanie Zygmunt już poznał w swoim Kosmosie. Tam też pomagałem, pośrednicząc logistycznie z firmą  RetroRTV, która w ofercie miała prosty model kontrwtyczki w onym Kosmosie stosowany.  Korona zaś na chassis miała istnego jeża bolców - osiem sztuk!
Krótkie sprawy rozpoznania i okazało się, że jest na przełomie lat 30/40 stosowany standard philipsowski z innych odbiorników znany – umożliwia sterowanie przetwornicą wibracyjną. Z pomocą kolegi Hirka udało się pozyskać oryginał kabla, do skopiowania.
Oryginał. Widać po stanie zachowania.



Przełączone na prąd zmienny.
O ile dorobienie blachy nie było zbyt trudne w dobie laserowych numerycznie sterowanych wycinarek.
O tyle wyzwaniem okazał się bakelitowy element – główna część kontrwtyczki.
Tu zadeklarowałem się z pomocą. Jak szybko się okazało nie była to pomoc bezinteresowna, bo jakoś już prawie zapomniałem, że od lat odbudowywany Philips 6-39A tego samego elementu potrzebuje
.
Philips 6-39A od tyłu

Prawdziwym wyzwaniem była budowa formy silikonowej, a dokładnie takie jej zbudowanie by wszystkie bąbelki powietrza zostały odprowadzone – żadnej pustki osłabiającej konstrukcję.
"Mocowanie" oryginału

Po zalaniu
Tak aby po usunięciu koniecznych nadlewów otrzymany element był pozbawiony jam, niedolanych fragmentów czy innych wad. Miałem jakieś tam względne wyobrażenie o budowie form odlewniczych, ale powiedzmy prawdę - sprzed ponad 30 lat i mocno teoretyczną. Pamiętam, wycieczkę do wadowickiej Andorii i obejrzenie wydziału odlewów zilustrowało jak wielki jest rozdźwięk pomiędzy teorią w książkach opisywaną, a praktyką składającą się z milionów drobnych szczegółów, na które należy zwrócić uwagę.
Wszystko okazało się ważne. Linia podziału formy, sposób zalewania, przygotowanie żywicy - czas mieszania i sposób dodawania barwników.
Pierwszy odlew - gorzej niż źle.
Za każdym razem rezultat był troszkę inny, nie zawsze kolejny odlew okazywał się lepszy. Empiryczny sposób zdobywania wiedzy wykazał, że ma także swoje ślepe uliczki.
Okazało się, że największe znaczenie dla jakości odlewu o takim kształcie jest odpowiednie ukształtowanie odpowietrzenia. Tutaj najbardziej sprawdził się pomysł cienkich kanalików, które powstały w silikonie po rurkach z wacików do czyszczenia (nie tylko uszu) powycinanych.
Aby te kanaliki uzyskać - to za pomocą kleju na gorąco do kopiowanego oryginału podoczepiałem jeża takich patyczków. Po zastygnięciu silikonu udało się nie tylko patyczki usunąć, ale i bez żadnych uszkodzeń klej z oryginalnej wtyczki.
Temperatura pomaga zestalić silikon
Zygmunt chwalił kolejne odlewy, ja zaś w poszukiwaniu ideału dalej eksperymentowałem.
Po prawej lepszy !
Próba z użyciem grubszych z wosku tworzonych kanalików no nie okazałą się dużo lepsza, jeśli lepsza była w ogóle.
Nadlewy z wosku wykonane - wcale nie lepsze.
Udało się odlać prawie dziesięć sztuk, z czego 5 lub 6 może mieć praktyczne zastosowanie. A ponieważ blaszek zamówiono 5 to najgorsza wypadnie.
Pierwszy z lewej to oryginał.
W sumie dużo było roboty, koszty też (silikon i żywica), ale czego się nie robi by mieć możliwie oryginalne radio. Oczywiście można było kabel dolutować i się nie martwić, ale po prostu nie godzi się.
W Koronie Zygmuntowi udało się także uratować elektrolity po kilku dniach formowania, chociaż dla prawidłowej pracy wymagają podparcia współczesnymi kondensatorami, ba nawet EM1 świeci przyzwoicie.
Radio gra, cieszy i Zygmunta, i właściciela, też Zygmunta. I ja się cieszę bo kolejne doświadczenie zyskałem – no i kontrwtyczkę.
Oryginalność - ciut do udoskonalenia.
Będzie kolejny powód by za Philipsa się zabrać, już nie mam się jak tłumaczyć przed sobą, dlaczego  to radio już 4 lata naprawiam.

1 komentarz:

  1. Oj,niektóre to i więcej czasu na orginalne części czekają.A swoją drogą to kontrwtyczka konstrukcji Z.R.K.jest poszukiwana a nawet nie posiadam oryginalnej na wzór!I chyba jeszcze poczeka to radyjko(ech!).
    Pozdrawiam i gratuluję!

    OdpowiedzUsuń