środa, 23 października 2013

Ręce które leczą - czyli o zaletach posiadania Szwagra

Ludzie sobie pomagają, i korzystają z pomocy innych.

Wg. różnych klasyfikacji istnieje kilka typów usług, które stanowią przedmiot wymiany. Poprzez dziesiątki wieków spowodowało to powstanie różnych zawodów, a potem nawet specjalizacji. Duża cześć  z tych usług została już zkodyfikowana i określona ścisłymi regułami i zasadami. Sam nie wiedziałem, iż tak jest w stolarstwie.

Wg. innych ludzie nabywają usługi świadczone przez innych dlatego, że:

- muszą, bo stanowione prawo tego wymaga. Za przykład niech posłuży zawód notariusza, który to wyrósł z umiejętności pisania, ale w chwili obecnej utrzymuje się,li tylko za pomocą regulacji prawnych. Troszkę tutaj były minister Gowin dobrej roboty wykonał, uwalniając dziesiątki zawodów, ale że już nie jest ministrem, więc i ja co pospiesznie kończę wątek.

- bo się nie chce, za przykład niech posłuży jakże pożyteczna instytucja pralni i magla.Co prawda Moja Żona uwielbia prasowanie, ale wielu ludzi korzysta z żelazka sporadycznie. Nie prowadziłem głębszych analiz, w jaki sposób pralnie walczą o klienta, ale na pewno mają swoje sposoby.

- bo nie umieją, za przykład niech posłuży hydraulik, w zasadzie każdy mężczyzna wyposażony w minimalny zestaw narzędzi powinien umieć naprawić nie tylko cieknący kran ale i bardziej złożony układ hydrauliczny. Fachowcy walczą o klienta pogłębiając jego niewiedzę, m. i. przez tzw "fachową terminologię". Dlatego chwała tym co w prosty i przejrzysty sposób objaśniają co to znaczy, że droselklapa tandetnie blindowana i ryksztosuje. Ja, tak jak i Tuwim, też bym nie wiedział. Po lekturze jest to proste.

- bo się boją. W trudnych chwilach sięgamy po pomoc ludzi co do których mamy bezgraniczne zaufanie i w całości zdajemy się na nich. Na tych, którzy TO umieją zrobić i jednocześnie nie boją się podjąć ryzyka a przez to zwalniają nas od odpowiedzialności nawet w obliczu porażki. Jest to najbardziej złożona z motywacji korzystania z usług. Dlatego też pozwolę ją dzisiaj opisać na własnym przykładzie.

A było to tak. 

Za w sumie akceptowalne pieniądze zakupiłem w Krakowie radio Calypso z opisem "Radio Lampowe Calipso w dobrymi stanie".


100MHz i EM34 coż więcej można było sobie wymarzyć

Tylna ścianka cała i ładna, nie pasuje mi tylko opis lampy magicznego oka EM80, a nie EM34! 

Prawie niedostrzegalna (na tym zdjęciu) skaza na górnej powierzchni

Długo nie mogłem go odebrać, drogi przez Kraków nie prowadziły, ale jak się na miejscu okazało to stan był lepszy niż dobry - po podłączeniu radio grało na UKF-ie! Na obecnym paśmie!

Po pięćdziesięciu latach od wyprodukowania i trzydziestu spędzonych w niewoli OIRT, kiedy jedynie słuszny był tylko niski UKF.

Niestety coś za coś - ta ledwo niewidoczna na powyższym zdjęciu skaza, okazała się całkiem sporym wyłamaniem forniru. Sprzedający jednak stanął na wysokości zadania i z miejsca zaproponował zupełnie stosowny rabat, który troszkę osłodził czarną perspektywę naprawy. Co prawda istnieją opisy jak to zrobić, ale NIGDY TEGO NIE ROBIŁEM ! Radio jest ładne, bardzo ładne a ja mogę je tylko zepsuć.

W takich sytuacjach zwracamy się do tych, co do których mamy największe zaufanie - czyli w 90%  do szwagra. Jak wspomniałem mój Szwagier, renowator-amator w moich oczach jest wielkim specjalistą wszelkich prac meblarskich , więc jak w dym popędziłem z prośbą. Szwagier, jak to szwagier odmówić nie może. Kobiety na ten dzień bezpiecznie rozbiegły się po teatrach i innych imprezach. My do piwnicy.

Po lekkim usunięciu lakieru z okolic sprawa wyglądała tak:
Moim okiem - tragedia
Zadbałem już wcześniej o odpowiedni materiał, czyli odwiedziłem sklep Drewno-Lux, na ulicy Stalowej, gdzie za niewyszukane pieniądze nabyłem kawałek odpadowego forniru orzechowego i dwie bejce.

Szwagier jednak wykazał się szczytowym profesjonalizmem i skorzystał z forniru odklejonego od starych mebli.  Tu mała dygresja - ciekawy wywiad na temat meblarstwa zabytkowego udzielił na swojej stronie internetowej Mistrz Jaworski. Trafiłem tam (na razie wirtualnie, ale wybiorę się osobiście), za przyczyną starego i zerdzewiałego szyldu przy ul. Okrzei 

Wróćmy jednak do roboty.

Pierwsze przymiarki polegały na dobraniu takiego kawałka forniru, który słojami w miarę odpowiadał brakującemu elementowi.


Za pomocą ostrych nożyków (zestaw chińskich narzędzi, w budowlanym supermarkecie kupionych za kilkanaście złotych, ale super) udało się przyciąć wstawkę do właściwego kształtu z zegarmistrzowską precyzją. To mógł zrobić tylko taki fachura jak Szwagier.

Zegarmistrzowska precyzja dopasowania.
Nakładanie kleju to też wielka sztuka, obrzeże pozostało suche, bo i tak tam klej dopłynie. To wiedzieć mógł tylko Szwagier.



Dopłynęło, mokrą szmatką przetarte i musi zaschnąć. Robotę odkładamy do jutra, a może i na kilka dni.


Po emocjach mogliśmy spokojnie powrócić do domu*.

Szwagier na koniec tylko przyznał, iż robił to po raz pierwszy i nie miał żadnego pojęcia jak to do końca należy zrobić!  Szwagier nie umiał, umiały jego ręce - taki mam wniosek.

Ważne jest, że się podjął tego - jak wiadomo to dla szwagra (w tym wypadku dla mnie) zrobi się prawie wszystko.

Zdjęcia też lepsze niż zazwyczaj, Szwagier swojego aparatu użyczył, aby każdy mikrometr niedoskonałości widać było jak na dłoni. Aparat dobry, a niedoskonałości jakoś nie widać.

Ja się ciesze, iż chyba nawet Mistrz Jaworski (obejżyjcie film powyżej linkowany) będzie mógł przyznać, iż wyszedł nam zabytek, a kopia czy destrukt.

O dalszych krokach przywracania świetności będę informował.

*- zdjęcia uśmiechniętego Szwagra nie zamieszczam, w trosce o to by mi ktoś go nie porwał!

AKTUALIZACJA

Po zeszlifowaniu okazało się jednaj, iż kawałek forniru tak arcyprecysyjnie wklejony przez szwagra ma niestety bardziej orzechowy odcień. Nie pozostaj enic innego jak troszkę popracować bejcą. Niech niedoskonałością naszych rąk wygląda na doskonałość Tego co piękne słoje w orzechowym  tworzył.



Tak troszkę mi się zebrało na taki komentarz po krótkiej wizycie w Rzymie, gdzie w jednym z kościołów piękne marmurowe kolumny okazały się zgrabnie przez malarzy wymalowane.  W RZYMIE !!!

Podobnie jak w starym kościele gdzie moi dziadkowie i pradziadkowie się modlili, w Łętowni.

Tam zaś pod malowanym marmurem, oryginalne słoje drewna się przebijają. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz