poniedziałek, 20 stycznia 2014

Magiczna walizeczka czyli jeśli dziś niedziela, to idź na ryby lub ulep bałwana


Czeka mnie pierwsza polowa naprawa radia - w jednym z "moich" miejsc a dokładniej w mieście Rybniku, w suszarni wieżowca, czeka na mnie takie cudo jak Menuet UKF z ukręconym potencjometrem. Szykuje się zatem pierwsza robota w terenie.

Jak pamiętam z lat młodych, jako kilkuletniego chłopaka budziło moje zainteresowanie światem wiele rzeczy.  Rzeczy właśnie. W tym okresie ta to fascynacja mogła być dosyć dokładnie powiązana z bardzo konkretnymi obiektami, nie było aż takiego stopnia wirtualizacji wszystkiego.

Człowiek przywiązywał do nich swoje emocje, swoją wyobraźnie i dziecięce marzenia.
Jednym z takich „magicznych przedmiotów”, który z rzadka - co kilka miesięcy jednak pojawiał się u mnie w domu była niewielka walizeczka z małym napisem na boku – ZURiT.

W środku – śrubokręty (pamiętam zwłaszcza taki z dłuuugim trzpieniem – służył do sprawdzania iskrą wysokiego napięcia), miernik wskazówkowy, pudełeczko kartonowe z lampami na sztorc stawianymi a miękkim materiałem pooddzielanymi i inne pudełka, przegrógki z różnymi  drobnymi elementami. 
W pokrywie oczywiście schematy, do tego lutownica transformatorowa - pamiętam była zielona, z żarówką.
 
Kuzyn, który walizeczkę oną obsługiwał, i za jej pomocą nowe (dokładniej powtórne życie) w naszego domowego Lazuryta przywracał, uchodził w rodzinie za  super specjalistę. Każdy z chłopaków karierę zuritowca jako świetlistą przeszłość miał rysowaną. Trzeb się było tylko uczyć, i uczyć.

Mnie jednak bardziej fascynowała ta walizeczka, podziwiałem jak tak dużo może zmieścić, jak wszystko miało swoje miejsce, swój cel i zastosowanie. Chyba sens tej walizeczki był większy niż to do czego w sumie służyła. To ona była magiczna, nie telewizor.

Teraz stoję przez problemem mojej walizeczki, a dokładniej przed odpowiedzią na pytanie: co z piwnicznego  warsztatu spakować, aby na robocie w terenie mieć wszystko co potrzebne. Czy ten śrubokręt to powinien być tu, czy tu? Czy też i tu i tu? Co do lutownicy to raczej mam jasność – gazowa do walizeczki, a ta na kablu zostaje w warsztacie.

Które elementy zabrać, które zostawić. Czy brać lampy? Wszakże dolega tylko potencjometr. Oj, trudno by wszystko miało dar bilokacji, jakże ja chciałbym być jednocześnie i tu, i tu. Wszędzie czyha kompromis. Mam nadzieję iż uda mi się jutro, pojutrze taka walizeczkę skompletować. Pacjent czeka.
Na pewno nie będzie to aż takie cudo jakie znalazł pewien człowiek po swoim dziadku stolarzu.

Jednakże będąc w onym mieście tj. Rybniku, zahaczyłem (słowa bardzo na miejscu) o jeden sklep, sklep wędkarski. Szukałem oczywiście linki do napędu skali, bo w mojej austryjaczce (Eumigette) ta od AM się mocna przetarła. Co prawda kolega z pracy dostarczył mi kilka różnego rodzaju, różnej grubości i różnej wytrzymałości linek, plecionek czy tych, no tych, tych takich przy… no przy..ów czy coś w tym rodzaju. Ale ciekawość była silniejsza,  przystanąłem więc przy sklepie.

A w środku – WSZYSTKO. Dosłownie WSZYSTKO. W sklepie było WSZYSTKO co wędkarz może potrzebować. I nagle doznałem olśnienia – toż to właśnie ja się znalazłem we wnętrzu magicznej skrzyneczki, w której jest WSZYSTKO. Może i ona co nieco duża, może i troszkę zagracona, ale jest w niej WSZYSTKO. 
Właściciel – przefajny człowiek, z którym nawet nie będąc z rybarskiej braci arcy-miło porozmawiać i wspólny temat znaleźć. Linka też była, z metra cięta i na suma zdatna – 100kg ma wytrzymać.

No dobra, ale jak to wielkie magiczne pudełko zabrać na ryby. Ot, bardzo prosto - ledwo kilkadziesiąt metrów dzieli do elektrowianego zalewu, z czeska także „rybnikiem” zwanym. Nawet kija w wody nie trzeba wyjmować by po nowy przypon do sklepu podejść. O właśnie to słowo wcześniej kropkowane to  przypon (ciekawe do czego służy).

Uwaga: do sklepu nie należy udawać się w niedziele bo wtedy właściciel nakazuje pójść na ryby lub lepić bałwana. Tej zimy to z tym bałwanem gorzej niż krucho.

Kocham ludzi zakręconych, to oni powodują, że ten cały świat się kręci. Niby jasne ale warte powtórzenia.
Mają oni swoje magiczne walizeczki, śrubokręty czy inne przypony.

Przygotowałem swoją walizeczkę i w drogę do Rybnika.
Mały konkurs - co powinno być w serwisowej walizeczce lampowca - proszę o wpisy w komentarzach.
Z ostatniej chwili - udało się!.
Warunki naprawy były na prawdę "polowe".
Jeszcze jeden Menuecik uratowany, wprawne oko zauważy, że już gra.






1 komentarz:

  1. Witam Panie Wojtku. Ja do takiej walizeczki wrzuciłbym dodatkowo pędzelek do omiatania z kurzu/pajęczyn, parę żarówek "radioskalówek", bezpieczniki szklane z popularnymi pojemnościami - tak samo współczesne "elektrolity" parę sztuk, ze dwie wtyczki "banankowe" i jakiś środek w spray-u do konserwacji/smarowania potencjometrów. Pozdrawiam. Mariusz

    OdpowiedzUsuń