poniedziałek, 30 grudnia 2013

Lekko śmierdząca sprawa czyli o broni masowego rażenia w warunkach piwnicznych.

W trakcie mojej edukacji w Technikum Mechanicznym, we wczesnych latach 80-tych, od czasu do czasu byliśmy mobilizowani w grupie trzech czy czterech co lepiej kreślących kolegów i na kilka dni oddelegowywani do Urzędu Miasta, gdzie pomagaliśmy wykreślać plany działań obronnych Obrony Cywilnej  miasta Nowy Targ na okres działań wojennych z użyciem broni masowego rażenia.

Kreśliliśmy mapy ćwiczebnie i palny przebudowy obiektów użyteczności publicznej na ośrodki odkażania i dezaktywacji. Atmosfera była fajna, kilka dni poza szkołą, za namaszczeniem Dyrekcji, w bunkrze dowodzenia pod budynkiem jak to się mówiło „starostwa”. 

Jako jeden z anegdotycznych już epizodów pamiętam, scenę jak dwu pracowników OC (zapewne emerytowanych wojskowych) przygotowując się do ćwiczeń, próbowało za pomocą nomogramów i tablic oszacować skutki ataku bronią atomową na miasto Nowy Targ. 

Scenka wyglądała mniej więcej tak:
  • to co zakładamy 20kT?
  • niech będzie, w końcu to chyba najmniejszy ładunek NATO,
  • i co, atak lotniczy?
  • w końcu mamy lotnisko niech będzie lotniczy,
  • i co ogłosimy alarm p.lotniczy?
  • Heniek oczywiście, że ogłosimy, przecież od tego jesteśmy,
  • i co, ludzie się ukryją?

Cały czas emerytowani wojskowi posługiwali się przy tym nomogramami i tablicami przenosząc palec z miejsca na miejsce.

  •  ukryją, a jak!
  • i wiatr będzie z północnego- zachodu z prędkością ok. 10 m/s?
  • Będzie!
  • No to mamy straty – zginą, no zaraz, zaraz – mam – zginą 2 osoby.
  • Heniek, coś ty och…! Po 20 kT  to z całego miasta to nawet smród nie zostanie!
Na szczęście wszystkie wizje i czarne scenariusze nie sprawdziły się. Plany i mapy nie były potrzebne. Nie mniej lekki smrodek po tamtych czasach pozostał. 

W radiowej praktyce także przyszło mi zmierzyć się problemem smrodku.
Ładnie odnowione Calypso po kilku minutach pracy w salonie poczęło z siebie wydobywać pewnego rodzaju odorek. Cecha charakterystyczna – jedynie w czasie pracy, a więc ewidentnie związane to było ciepłem przez lampy wydzielanym. Zapach – rzekłbym „piwniczny”, więc raczej o biologicznym podłożu.
Ponieważ chassis było dość dokładnie przemyte benzyną to raczej podejrzenie skierowałem w stronę obudowy, a dokładniej tylniej ścianki. Nie była ona ani malowana, ani też nawet z obawy o rozmoczenie myta, to zważywszy na jej porowatą strukturę najbardziej podejrzanym obiektem, podejrzanym o zasiedlenie biologiczny materiałem – grzybami?

Zapytałem na Triodzie kolegów jak oni sonie radzą z takimi przypadkami i o dziwo wywołałem szeroką dyskusję – wszystkich zapraszam do zapoznania się ze szczegółami.

Przyznam się, iż oczekiwałem czegoś w rodzaju panaceum – typu weź Chemię, Chemię i Chemię popryskaj, zanurz lub posmaruj i wysusz, ale miast tego pojawiło się kilka ciekawych chociaż troszkę szczątkowych propozycji. Temat w ciągu dni okazywał się rozwojowy więc spokojnie oczekiwałem ta to jedyne, 100% sprawne rozwiązanie.  Niektórzy koledzy, obok znanych preparatów pochłaniających jak zmielona kawa (w perfumeriach pozwalają oczyścić rozwiercony pachnidłami nos), proponowali nawet użycie bombki A.

Zupełnie jak w chińskim czosnku, który (ponoć) jest przed wysyłką sterylizowany promieniowaniem. W kuchni wolę polski, jest co prawda mniejszy i trudniej się obiera, ale aromat ma zdecydowanie lepszy. Z ciekawości wraz z kolegą Geigerem sprawdzimy, może pozostało jakieś resztkowe promieniowanie.

W tzw. świątecznym międzyczasie odwiedziliśmy wraz z małżonką Galerię Pani Lampy, fajnie jest tam wpaść nawet bez powodu.  
W galerii unosi się zawsze miły zapach, wspomagany dobrze dobieranymi kadzidełkami, czuć je już od rogu z ul. Jagiellońską, zapytałem zatem o wypróbowany sposób na pozbycie się przykrych zapachów.

"Pani Lampa" ma swoje sposoby, w końcu większość z jej eksponatów to przedmioty z przeszłością a niektóre nawet z historią.  Zaskoczyła mnie jednak biologicznym preparatem EM Refresh, który w postaci wcale nie małej resztki na dnie otrzymałem w prezencie. 

Preparat wg. etykiety jak i opisu w Internecie  ma wszelkie cudowne cechy, jest naturalny, nieszkodliwy dla ludzi i środowiska itp.itd. Aż w nosie zaczęło mnie kręcić od tego cudownego składu i właściwości, najpewniej to z powodu na moje uczulenie na homeopatię.

Nie mniej jednak postanowiłem wypróbować, tym bardziej, że kolejna sesja odsłuchu (już bez ścianki) wykazała niestety smutną prawdę, iż także obudowa jest skażona. Zatem po rozcieńczeniu preparatu  - do dzieła.
Gotowi do akcji.
Gumowe rękawice (a nóż alergia da o sobie znać), gąbka, kuweta (doskonale się sprawdza tak plastikowa podstawka do ociekania butów kupiona w Jula za kilka złotych) i nasączamy lekko szorując całe wnętrze.  
Mam nadzieję, że stolarze  ze Świdnicy nie kleili skrzynki na klej kazeinowy i całość od wilgoci się nie rozejdzie. Mam takie jedno rozlazłe DDR-owskie radio.
Nasączanie trwa.

Po dwukrotnym nasączeniu biologicznym superpreparatem odłożyłem do wyschnięcia suszarni.

Co do samej tekturowej ścianki to postąpiłem zgodnie z radami kolegi ed_net z forum. Zamiast wody czystej znów posłużył superpreparat, ba wykazał pewne własności zmywające.

Trochę brudu jednak wymyło


Przez prasowaniem/suszeniem

Ostrzegam jednak przed szorowaniem  tektury – narusza strukturę. Ściana została zgodnie z zaleceniem obłożona 80g-owym papierem od ksero (czystą stroną) i ściśnięta pomiędzy płytami.
Ścianka przyłożona kilkoma płytami, dużo ciężko i płasko.
Po kilku godzinach była ładnie wyprostowała się i tylko lekko wilgotna była.

Obudowa i ścianka suszą się, ja natomiast dokonałem odkrycia, które wskazuje że preparat to nie jest placebo – odbarwienie na rękawie koszuli wykazało, że jest szansa. Poczekamy na kolejne odsłuchy, czy raczej „obwąchy”.
Skutki działania broni B.
Informacje docierające ze świata twierdzą, iż nie grozi nam apokalipsa z użyciem broni masowego rażenia - Atomowej, Biologicznej cz Chemicznej i nawet schron w podziemiach budynku starostwa w Nowym Targu już nie pełni swojej dawnej funkcji i stał się Izbą Zimnej Wojny i Stalinizmu. Ciekaw jestem czy zachowały się jakieś plany czy rysunki przez mnie wykonywane.

Było by to bardzo miłe zobaczyć swoje prace wystawiane w muzeum. Nie każdy artysta tego zaszczytu za życia doznał.

AKTUALIZACJA

Sugestie kolegów z Triody doprowadziły mnie do odkrycia, że transformator się bardzo mocno nagrzewa (do 55 stopni C) i to on w głównej mierze odpowiada za "emisję" zapachu. Przyczyną nagrzewania był bardzo duży prąd pentody głośnikowej spowodowany zaś tym, iż jeden z rezystorów siatkowych (820k) poszedł do "krainy wielkich ohmów". Napięcie na sietce -0,6V, prąd lampy 78mA a transformator i grzeje się, i buczy.

Po wymianie uszkodzonego elementu temperatura spadła do 35 stopni. Oj, dobrze że nasze bezpieczeństwo nie zależy od jednego rezystora, a może jednak zależy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz