poniedziałek, 1 września 2014

Krieg czyli los człowieka i wielka historia w małym kalendarzyku zapisana.

1 września jest  datą więcej niż symboliczną dla naszego kraju, datą - początkiem II Wojny Światowej. Wojny, która odmieniła losy całych narodów, społeczności, rodzin jak i pojedynczych osób. Jest to dzień, któremu poświęcono tysiące publikacji, filmów i opracowań. Zdarza się jednak, iż pojedyncze przedmioty stają się „świadkami czasu” i światkami losu”. Tak stało się i tym razem.

W dniu 8 czerwca 2014 r. obyło się w Warszawie kolejne spotkanie Towarzystwa Trioda. Dwie przedstawione tam prezentacje w bardzo bezpośredni sposób odnosiły się do wydarzeń sprzed 75 lat. Pana Marycy Bryx przedstawił bogato ilustrowaną opowieść o powstaniu radiostacji w Forcie Mokotowskim, a następnie o bohaterskiej obronie, ilustrowaną dziesiątkami zdjęć i dokumentów. Trudne wrześniowe dni 39 roku zostały przedstawione poprzez zapiski polskiego żołnierza – obrońcy Fortu Mokotowskiego i z drugiej strony (dosłownie) zdjęciami żołnierzy Wermachtu szturmujących tą radiostację – Warszawa II. Prezentacja przygotowana i poprowadzona przez Pana Henryka Berezowskiego, była poświęcona Radiostacji Gliwice. Tej,  która odegrała rolę w samym wybuchu wojny, jako obiekt prowokacji.  Oprócz historycznych wątków, bardzo ciekawa była część dotycząca techniki radiowej. Kto nie widział - niech żałuje.

Wracając do odbiorników. Mój blogowy znajomy  Dariusz w tej chwili odnawia Telefunkena.
Podziwiam ogromny trud, ale przedewszystkim osiągane efekty – wspaniałe.
www.leczyrzeczy.pl
Troszkę się jednak dziwiłem, że akurat ten producent. Nie jest to firma, która by wzbudzała u mnie emocje do tego stopnia gorące jak np. Elektrit (tu wiem, że jestem w licznej rodzinie fanów) czy też Polski Philips (też spore grono). Ale Telefunken – niemiecka firma w Polsce, no jakoś nie szło się przekonać. Ale jednak.

Kupiłem drobiazg, notesik i kalendarzyk na rok 1939 rzeczonej firmy. Nie wiem ,czy był to gadget reklamowy,  być może był dodawany do każdego sprzedawanego radia. Kalendarzyk pomimo upływu wielu lat jest w doskonałym stanie, wydrukowany na papierze biblijnym, ze złoconym brzegiem i z oryginalny ołóweczkiem. Cudo.


Najciekawsza jest jednak zawartość.  I to ciekawa w dwu wymiarach – po pierwsze (był to powód zakupu) jest tam opis odbiorników Telefunkena na sezon 38/39, katalog lamp tejże firmy i wiele innych ciekawych informacji. Po drugie (co okazało się po otrzymaniu) to zapiski jego posiadacza, skromne, ale z perspektywy czasu arcy-ciekawe.

Pozwólmy się zatem przedstawić właścicielowi.

Jak widzimy jest to Pan (raczej nie  Pani, przyjmijmy tak) Książek, tak pozwolę sobie odczytać dość nie wyraźnie ołówkiem wpisane nazwisko. Miejscowość już nie budzi wątpliwości Giszowiec – w tej chwili dzielnica Katowic. A więc Śląsk – kraina o bogatej historii, gdzie losy ludzi  historią mocna są poprzeplatane. Pięknie o tym opowiedział w trójkowej audycji „Godzina Prawdy” mecenas Piotr Szeja – polecam wysłuchać.

Więcej danych osobowych Pan Książek nie zostawił. Nie obowiązywały podówczas regulacje związane z ochroną danych osobowych, ale widać ludzie byli rozważni. Większość zapisów w kalendarzu jest po niemiecku, co nie dziwi nawet przy tym nazwisku. Pojawiają się jednak wpisy po polsku, co cieszy.

Pierwszy już w styczniu i jest to od razu zapis radiowy.

Lampa – najprawdopodobniej chodzi RES964, daje już bardzo dokładne sprecyzowanie jaki model Telefunkena był w posiadaniu właściciela kalendarzyka – w grę wchodzi najprawdopodobniej Ambasador 241.
Ambasador 241 - dzięku uprzejmości ALC Radio
Może też był to niemiecki model 543WL lub 744 (za oldradio.pl  ). Nie wiemy tylko ze 100% pewnością, że w piątek 13 stycznia 1939 r. się zepsuła, ale najprawdopodobniej tak.

Najbardziej wymowny i budzący emocje jest jednak zapis z dnia 1 września – Kreig (wojna). Straszne słowo przy tej dacie,  nawet po 75 latach.

Z pewnością była to także wielka zmiana dla Pana Książka. Wpisy odnoszące się do urodzin czy imienin w rodzinie po tej dacie zanikają. Pojawia się zaś w końcu września inne polskie słowo „punkcja” poprzedzone niemieckim „Krankenhaus” (szpital).  Jaki jest związek pomiędzy nimi nie trudno się domyśleć.  Nie wykluczone jest,  iż miało to jakiś związek z działaniami  wojennymi lub ich skutkami.

Na sąsiedniej stronie jest też dzień 26 IX, kiedy to Fort Mokotowski został przez Niemców zdobyty.

Na ostatnich kartkach kalendarzyka jest lista radiostacji z podaniem częstotliwości i długości fal w metrach. Bardzo dokładna i precyzyjna. Jest tam Warszawa II (nadawana właśnie z Fortu) jak i ta z Gliwic. W eterze dzieliło je jedynie 26,9 metrów, w lini prostej 263,82 km, dużo więcej w historii i losach.


Jeden maleńki przedmiot, a jest w nim i wielka historia, i historia człowieka, i informacje, i emocje, słowem wszystko.  

Dla zainteresowanych opis odbiorników Telefunkena (poprawiam się - Polskiego Telefunkena)  na sezon 38/39.






Jeżeli ktoś  jest zainteresowany to scany  danych technicznych lamp Telefunkena, tabele zamienników lub pełna listę stacji nadawczych na falach długich, średnich i krótkich podeślę e-mailem . Proszę o kontakt  wojciech . taras (at) gmail . com.

Za przedwojennym odbiornikiem Polskiego Telefunkena będę się teraz rozglądał. Może, uda mi się znaleźć ten, właśnie ten, odbiornik Pana Książka.

Post opublikowano 1 września 2014, o godzinie 4.40 z szacunku dla wszystkich tych, którym ten dzień sprzed 75 lat zmienił życie. Pamiętamy.

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie. Przeglądam na bieżąco Pańskiego bloga, raz podziwiając, a raz zazdroszcząc Panu wiedzy i umiejętności w odbudowie radioodbiorników. Ja sam totalnie amatorsko zajmuję się zbieractwem grających egzemplarzy(tylko Polskich). Moja wiedza ogranicza się do naprawy linek, czyszczenia i wymiany drobnych elementów,. Staram się pozyskiwać sprzęty w miarę możliwości sprawne, z drobnymi tylko defektami,które wymagają więcej pracy przy obudowach, niż przy elektronice.. I tu właśnie pojawił się u znajomego złomiarza Telefunken, prawdopodobnie model T4-Z. Ogólnie w ładnym stanie, bez lamp i tylnej ścianki. Cena 50 zł, wydaję się być przystępną. Chciałbym sam się za niego zabrać i spróbować tchnąć w niego życie, jednocześnie nie doprowadzić do destrukcji tego co pozostało. Czy Pan, jako specjalista uważa, że amator ze skromnym zasobem wiedzy elektronicznej, podoła takiemu wyzwaniu?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie polecam samodzielną restaurację, praktycznie niezależnie od stanu początkowego. Każde przedwojenne polskie radio jest godne ocalenia i zachowania. Prace restauracyjne przy obudowach są najbardziej znienawidzonym (przez elektroników) elemantem całej zabawy. Sprawy elektryczne są inne, wymagają ostrożności i systematyczności, ale przy radiach lampowych sa dosyc proste i też dają mnóstwo frajdy.

    Pozdrawiam Wojciech

    OdpowiedzUsuń