poniedziałek, 3 listopada 2014

456, trzynastka i Dwie Siekiery czyli o sile przesądów i ich przełamywaniu

Pierwsza cześć o Philipsie 456A13

Wśród wszelkich nauk, mniej lub bardziej poważanych znajduje się także coś, co zwane jest numerologią. Część społeczeństwa w (zazwyczaj przypadkowych) połączeniach cyfr doszukuje się specjalnych znaczeń i nadprzyrodzonych symboli. Wierzący w magię cyfr są pożywką dla wszelkiej maści szarlatanów i innej maści hochsztaplerów, którzy znając (lub nie) reguły statystyki, rachunku prawdopodobieństwa, ale za to są biegli z psychologii i wywieraniu wpływu na innych. Miliony złotych, które są tracone w Lotto, są tylko obrazem jak bardzo ludzie wierzą w liczby.
Pięć siódemek !!! Toż to dopiero numerologiczne szczęście!!!
 W dawnych czasach kiedy był to Totalizator Sportowy, to społeczeństwo było informowane, że za te „utracone” pieniądze budowane są stadiony sportowe.  Wracając do magicznych numerków - mocno ukorzenione i kulturowo uwarunkowane są „prawdy” mówiące, że np. 13 jest pechowa, a siódemka z kolei jest cyfrą szczęśliwą. Nie wiem skąd, ale u mnie w domu mówiono że  „jak już ktoś przeżyje Dwie Siekiery, to długa i szczęśliwa starość go czeka”. Przywołane „dwie siekiery” to graficzny obraz liczby siedemdziesiąt siedem. Dla moich rodziców okazało się to nad wyraz prawdziwe - obydwoje dożyli wieku 76 lat.  Różne takie „numerologiczne” wierzenia są ugruntowane w kulturze i obyczaju. Wiele hoteli nie ma 13 piętra, a dla niektórych 77777 to już pełnie szczęścia.

Dla mnie osobiście „trzynastka” kojarzy mi się teraz z Philipsem, który tą oto liczbą oznaczał odbiorniki wyprodukowane w przedwojennej Polsce. Modele mające końcówkę …A13 z dużym prawdopodobieństwem zostały wyprodukowane w Warszawie. Te z A14 pochodzą z zakładów Philipsa w Czechosłowacji, A20 to bodajże Francja.  Gdy trafiła się okazja  kupić  456A13 to nie zważając na stan techniczny przystąpiłem do ratowania.
Nawet porąbanie siekierą (jedną lub dwoma) oryginalnej obudowy nie było przeszkodą. W poprzednim poście już udało się opisać odrodzenie wnętrza, tutaj zaś kilka słów obudowie poświęcić chciałem. Jej odnowienie nie było, ani specjalnie trudne, ani skomplikowane, nie mniej udokumentowania warte.



Samo „wyskrzynkowanie” zostało wykonane w Łodzi, gdzie Łukasz bardzo przemyślnie powkręcał wszystkie śrubki w obudowę, tak aby się nie pogubiły i nie pomieszały. Ja zaś przystępując do pracy na obudową poprzekręcałem je na małe kawałki tektury, zachowując ich miejsca i układ. Każda zatem ma szansę trafić dokładnie na swoje miejsce.
Nie pomylić, nie pomylić ! 
Głośnik okazał się w bardzo dobrym stanie i posłuży mam nadzieję kolejnych kilkadziesiąt lat. Środek obudowy zachował się stosunkowo czysty i nie wymagał większych zabiegów konserwatorskich poza solidnym odkurzeniem i przetarciem wilgotną ściereczką.
Troszkę kurzu się jednak zebrało !
Tkanina głośnikowa była na tyle dobra, iż pomny doświadczenia z Eumigetką postanowiłem pozostać przy solidnym jej odkurzeniu, troszkę wiekowej patyny nie zaszkodzi. Patyną także były pokryte dwa mosiężne pręty stanowiące namiastkę grilla, ale przede wszystkim ochronę głośnika. Trochę było jej jednak za dużo, tej patyny. Z pomocą wełny stalowej i odrobiny pasty polerskiej pręty zostały odświeżone. Nie do końca usuwałem wszystkie ślady czasu, nie może być radio „przerestaurowane”.
Jedna już po czyszczeniu
Najgorsze było na zewnątrz – jakiś renowator barbarzyńca pozostawił przeogromną ilość rys na orzechowej okleinie i co najgorzej  - w poprzek włókien. Strasznie to wyglądało.
Do pracy przystąpiłem zatem z dużymi obawami co do szans na usunięcie tych okropnych rys. Tym bardziej, iż okleina przy końcach wykazywała nie za dużą grubość. Spryt przedwojennych stolarzy polegał na tym, że obudowę przed okleinowaniem mocno bajcowano na ciemny kolor. Dawało to efekt taki, iż przetarcie do kleju uwidacznia ciemne plamy wyglądające jak naturalne przebarwienia okleiny. Sam spostrzegłem to dopiero po usunięciu lakieru.
Na początku próba. Te ciemniejsze miejsca to - brako okleiny !
Do usunięcia użyłem super środka pod nazwą Remosol. W porównaniu z innymi usuwa naprawdę za pierwszym razem. Ale UWAGA: jest potwornie żrący i należy go stosować przy maksymalnej ochronie osobistej tj. gumowe rękawice, fartuch i okulary ochronne. I co ważne w dobrze wentylowanych pomieszczeniach lub na zewnątrz. Ja niestety tego ostatniego wymagania zaniedbałem, przez co przez dwa dni solidnie podrażnione miałem spojówki. Pamiętajcie BHP przy restaurowaniu odbiorników to nie tylko kwestie przeciw porażeniowe!
Barbarzyńca to był !!!
Wbrew obawom, po kilku godzinach pracy większość rys została usunięta lub zminimalizowana i moje obawy o grubość forniru na szczęści okazały się przesadzone. Dało się w miarę dobrze wyczyścić obudowę.
Po szlifowaniu
Postanowiłem, iż pozostawię ja w naturalnym kolorze a jedynie dostanie politurę. Nie na wysoki połysk, tak aby zachować trochę niedoskonałości drewna – wszak wiek zobowiązuje. Będzie to wiec „french polish” jaki dla podobnego radia zastosował inny zapaleniec, tym razem z samej Holandii.

Po olejowaniu obudowy  (czystym olejem  wazelinowym) ładnie uwidoczniły się naturalne wzory orzechowej okleiny. Co bardziej dociekliwi mogą się dopatrywać sympatycznej „mordki” na samym środku. Być może specjalnie dobierano arkusze forniru by trochę upersonifikować to urządzenie. Zupełnie jak zabawy projektantów samochodów – zwróćcie uwagę, iż w większości modeli specjalnie projektuje się światła, grill-e i maskę by przypominały twarz człowieka.
 Dowodzi to jak głęboko mamy zakodowane algorytmy rozpoznawania twarzy, taki nasz pierwotny animalizm, nie właściwie humanizm – o twarz człowieka chodzi. Stąd może i popularność „klawiszowych” odbiorników na przełomie 50/60 – dwie duże gałeczki, a i garnitur zębów jak znalazł.
Drobne elementy wnętrza wymagały odrdzewiania – tutaj kolejna uwaga BHP. Otóż Philips stosował kadmowanie chassis i metalowych elementów. Pracujemy w rękawiczkach, nie wdychamy i staramy się skrzętnie wszelkie opiłki czy pył ze szlifowania usuwać.  Kadm i jego związki są trujące! Aż strach pomyśleć jak zatruwają nasze otoczenie niklowo–kadmowe akumulatory. Gorzej niż te ołowiane, chyba?
Złożenie radia w jeden żywy organizm to wielka przyjemność ale i przeogromne emocje. Wszak po 77 latach znów działa jak nowy. Mam nadzieję, że wystarczy jeszcze modulowanych amplitudowo fal Hertza, aby można go było używać z przyjemnością i radością. Kolejny polski odbiornik uratowany, trzynastka nie przeszkodziła, dwie siekiery przełamane.
Gotów !!!
Troszkę wydaje mi się, iż strojenie obwodów wejściowych trzeba będzie poprawić. Na średnich z jednej strony cisza, a długie tak zakłócone że w Warszawie ni jak jedynki nie idzie posłuchać, chociaż w Łodzi na kawałku druta grało.
O jaki fajny TABLECIK !
Muszę kończyć, żona nie pozwala mi w dniu urodzin za długo w piwnicy siedzieć – goście przyjdą.
A że rocznica to 49 to i mam (na swój sposób) dwie siekiery przełamane!

Pozostanie jeszcze kabel i wtyczkę oryginalną sprawić i strojenie poprawić.Niektóre obwody jednak były grzebane.

I jeszcze jedno.

Kluczowy dla całej radiofonii patent Marconiego z 1900 roku także nosi "numerologiczny" numer.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz