wtorek, 5 kwietnia 2016

Zaplanowany śmieć czyli śmierć po okresie gwarancji

Ostatnio zostałem poproszony przez jednego z moich kolegów, młodszych kolegów, z pokolenia inżynierów którzy nie mają w domu lutownicy, o naprawienie routera firmy A… . Po ponad dwu latach ciągłej pracy (kto by wyłączał router na noc) sprzęt definitywnie odmówił posłuszeństwa. Znaczy się nie definitywnie, po włączeniu zasilania przez kilka sekund migał lampkami, wróć!!!, migał niebieskimi diodami LED i zamierał. Szybka diagnoza przeprowadzona z pomocą wujka Google doprowadziła kolegę do wniosku, iż uszkodzeniu uległ jeden z kondensatorów elektrolitycznych.

Przypadłość na tyle znana opisywana, że nie może być przypadkowa. Widać producent dołożył wielu starań by zaprogramować ograniczony okres użytkowania urządzenia. Dwa lata, koniec gwarancji i kup nowe!  Techniczne (i środowiskowe) barbarzyństwo! Numer znany od prawie stu lat – patrz „spisek żarówkowy”. Kondensator o trochę dziwacznej pojemności 680uF (aż za dokładnie w tym miejscu), nie mniej wyraźnie wyróżniający się typem, producentem i nawet kolorem. Taki fioletowy – żałobny.
Oczywiście napuchnięty!
Otwarcie obudowy od razu potwierdziło trafność diagnozy. Niestety próba wylutowania dostępnymi w moim warsztacie lutownicami nie powiodła się. Lutowie stawiało odpór praktycznie każdej temperaturze, a 300W kolby, godnej prac dekarskich, nie było sensu wyciągać – trudno trafić. Cóż, spoiwo bezołowiowe zostało urzędniczo wprowadzone (wymuszone) jako jedynie słuszne 10 lat temu (dyrektywa RoHS). Ono to okazało się wyjątkowo trudno topliwe. Za nic nie udawało się wylutować śmiercionośnego (dla urządzenia) kondensatora i pozostało tylko dolutowanie (od spodu) dwu przewodów i wklejenie zastępczego (już w miarę normalnego).
Wstydzę się, ale nie adało się zgodnie z rzemiosłem
Wygląda tragicznie, ale działa.
Lutowałem oczywiście zakazanym tinolem, zawierającym ołów. Łatwo topliwym, dobrze trzymającym i nie podlegającym destrukcji z biegiem czasu – słowem śmiertelnie niebezpiecznym dla producentów sprzętu elektronicznego i ich kasy.
Wielki prezent od kolegi Tomasza. Prawdziwa ołowiowa cyna. Żaden RoHS zgodny erzac.
Aż się boję czy nie zapuka do mojego warsztatu Sanepid łącznie z uzbrojonymi  Inspektorami Środowiska czy innej służby, i w trosce o moje zdrowie* zakażą nie tylko używania materiałów bez RoHS i innych dyrektyw środowiskowych, naprawiania czegokolwiek - bo zaburza postanowienia dyrektywy WEEE i w ogóle wszelkich innych działań i czynności, które ograniczają ich zyski.

A przede wszystkim informowania innych o ich niecnych działaniach i programowaniu śmierci urządzeń elektronicznych – (dlatego celowo wykropkowałem nazwę firmy na początku artykułu). Może nie tylko urządzeń, problem może dotyczyć nas wszystkich w dużo większym stopniu. Wąsy cynowe, powstają samodzielnie w bezołowiowych lutach i powodują zwarcia. Rodzi to poważnie niebezpieczne sytuacje,  nie tylko dla kierowców Toyot Camry. Jest już spotykane w najbardziej newralgicznych układach zabezpieczeń instalacji nuklearnych.  Ot, taka zaplanowana samozagłada.

* - raczej im chodzi o moje pieniądze






7 komentarzy:

  1. Wojtku.Zgadzam się w 1000 %.Psucie świata zaczęło się około 1980 z na dobre w 1983.Nie zauważyliśmy tego w PRL bo mieliśmy tzw "zabawy uliczne" z Przodującą Siłą Narodu.Motoryzacja,elektronika ,żywność itekstylia zaczeły b.szybko tracić jakość.Opracowano techniki produkcji byle jakiej o obnizonej trwałości a dodano oszukańczy marketing dla idiotów.Ostatnio firma na S koreańska reklamuje telefon o pieknej obudowie ze szkła i stali.Nawet sie nie zajakneli o innych parametrach.Samochody daja radośc zycia itp.Dalismy się zwariować.
    Problemem wylutowania obecnych elementów przewlekanych są bardzo małe szczelinki pomiędzy nózkami a przelotką.Nie da rady wyciąnąc cyny trudno topliwej.
    Radze sobie w ten sposób że na grot daję kroplę cyny i rozgrzewam połączenie jednocześnie wypychając nózkę.W przypadku układów scalonych sprawa sie mocno komplikuje.
    Pozdrawiam Tomasz
    PS Obecnie produkowane wozidła ućkane zbędną marnej jakości elektroniką ,żłączkami i kabelkami jak włoski to sabotaż techniczny aby "szczęsliwy " nabywca zostawił fortunę w ASO.Powtarzam za filozofami że pora umierać jak te kunie w Janowie.Ale podejrzewam że wojska ta kretyńska dyrektywa nie dotyczy.
    T

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja radzę sobie w takich sytuacjach starą poczciwą zwarciówką. Pobieram na grot trochę starego poczciwego tinolu i na przemian podgrzewam luty nóżek. Kondensator wyciągam na bujanego i wychodzi jak złoto. Oczywiście staram się nie przegrzewać oczek, metoda sprawdzona. Pozdrawiam Pana Wojciecha za ciekawe tematy.
    ns

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego to ja nie próbowałem, nogi wręcz wyrwałem, a nie wyszło :-(

      Usuń
  3. Witam, z tej strony stały czytelnik.
    Jest jeszcze jedna metoda: Kołysząc kondensator na boki wzdłuż linii wyprowadzeń dokonujemy oderwania odnóży od kondensatora tak, że sterczą z takimi obejmami. To czyścimy najlepiej paskiem papieru ściernego. Następnie nowy na leżąco dokładamy do starych wyprowadzeń, nowe wyprowadzenia zwijamy świderek i lutujemy do starych wyprowadzeń. Można potem nowy kondensator postawić uważając na zwarcia. Ta metoda była stosowana w przypadku lakierowanych wraz z elementami kart rozszerzeń, takie "coś" co wynaleźli specjaliści od kart pomiarowych.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Próbowałem, a jak. Jedna z nóżek urwała się w głębi, druga przy wierzchu.
    Wiercić w metalizowanych otworach można, ale strożnie - zwłąszcza w wielowastwowych płytkach.W tym routerze tak zrobiono, że duże powierzchnie miedzi (z jednej +, z drugiej -) pracują jak radiator. Nie ma jak rozgrzać. Dzięki za wszelkie komentarze - nasza wiedza i doświadczenie wzrasta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Unikaj tych elektrolitów Cheng. W przetwornicach zawsze puchną.

    OdpowiedzUsuń
  6. Taki miałem pod ręką, może ze dwa lata wytrzyma :-)

    Coś mam wrażenie, że fioletowy to wersja specjalna "short life".

    Pozdrawiam,

    Wojciech

    OdpowiedzUsuń