piątek, 18 listopada 2016

Gastro-lampki czyli los przydrożnych radyjek

Wiele podróżując po Polsce zmuszony jestem od czasu do czasu posilić się w przydrożnej restauracji. Zazwyczaj wybieram miejsca sprawdzone, przychylne dla kieszeni i łaskawe dla żołądka. Takie gdzie można łatwo zajechać, w miarę szybko otrzymać zamówiony posiłek i chociaż kilkanaście minut odpocząć od nieustannej ścigawki na zatłoczonych drogach. Oprócz jadła jednym z elementów na które składa się miejsce „restauracją” zwane jest tzw. wystrój. W tym zaś wystroju bardzo często pośród innych elementów dekoracyjnych występują stare radia. Minęły już czasy gdy to restauracje i inne miejsca szerokiej publiczności otwarte ogłaszały się, iż oprócz jedzenia i napitku można i radia  w lokalu tym posłuchać. Sfera dźwiękowa jest też w restauracjach obecna, w najlepszych z żywą muzyką w cenę kotleta wliczona. W tych przydrożnych czasami coś gra, nie koniecznie żywe radio, zazwyczaj telewizor nastawiony na kanał z rytmicznie wyginającymi się dzierlatkami i obwiesiami – tj.  łańcuchami obwieszonymi typkami. Różnie bywa. Często nic nie gra bo za pośrednictwem ZAIKSu tabelą określone opłaty są pobierane. Ale nie o tej prawnej batalii ma być, ale o radiach właśnie.

Chodzi o Radio jako o przedmiot. Jak do tej pory, w kilkudziesięciu restauracjach napotkałem radioodbiorniki. W różnym stanie, różnie eksponowane, ale prawie zawsze z korzystnym efektem dla restauracji i z co najmniej korzystnym wpływem na gości. Wpływem na ich (gości znaczy się) wrażenie wzrokowe i wręcz pozazmysłowe odbieranie przytulności, spokoju i czegoś tak nieuchwytnego jak dostojeństwo chwili i miejsca.
Niestety jak do tej pory w moich wędrówkach wszystkie te radia były milczące. Jak grało coś, to było to coś plastikowe skrzeczące namolnie migające niebieskimi diodkami, chińskiej prowinncji z napisem Turbo 200W albo i 500W na 5 centymetrowym głośniczku. Nawet w bardzo dostojnych wnętrzach ze smakiem urządzonych grało takie coś. Brrr! Odraza – to gorzej niż mucha w zupie , co tam dwie muchy!

Postanowiłem zatem stworzyć coś na kształt małego atlasu restauracji, gdzie prawdziwe odbiorniki są eksponowane, a może kiedyś natrafię i na taką gdzie prawdziwe radio gra.
Od czegoś trzeba zacząć. Zacznijmy od Królowej Polskich Szos – od gierkówki. Może się ktoś nie zgodzić, ze ona królowa ale od ponad czterdziestu lat ułatwia wielu ludziom podróżowanie na linii północ-południe.  Ja jechałem nią, na pewno grube kilkaset razy, a może już tysiąc.  W miejscowości Koziegłowy jest wyniesiona nieco po wschodniej stronie Pierogarnia Babci Marysi. Zaraz za fioletowym stożkiem - producenta sztucznych choinek reklamującym. Od strony Katowic jadąc.

Dokładne koordynaty w realu:  Ulica Lipowa 54A, 42-350 Koziegłówki, Polska
W cyberprzestrzeni: http://pierogibabcimarysi.pl

To krótka recenzja kulinarna – pierogi tylko można tu zamówić  może dlatego są zawsze świeże i wyśmienite.
Doskonała jakość, ceny – jeszcze do przełknięcia, porcje wyważone - takie w sam raz.

Co ciekawe Tirów czyli niezawodnego wyznacznika dobrego stosunku jakości do ceny w przydrożnych restauracjach – brak.
Myślę, że ze względu na niezbyt wygodny zjazd i jeszcze gorszy wyjazd na drogę do Warszawy. W przeciwną stronę praktycznie nie można. Osobówką przy średnim ruchu trzeba się wstrzelić w szczelinę pomiędzy kolejnymi rozpędzonymi w tym miejscu pojazdami.
Odbiorniki są ulokowane wysoko („pod powałą” – jak się u mnie mawiało), słabo widoczne i stąd może zdjęcia komórką pstrykane też nie za ciekawe. Doliczyłem się 5 sztuk.
Byłby ładniejszy - gdyby ta tkanina cała była.
Jest Menuet (nie UKF, ale jest), dwa Tatry raczej niż Bolero. Jest DDR-owski EAW i wśród pustych butelek ulokowany bakelitowy Pionierek.
Trudno dostrzec -ale jest.
Szkoda, że żadne nie gra.

Podsumowując:
Jedzenie – bardzo na tak,
wystrój ogólny – na tak,
obecność radyjek – też na tak.
Że nie grają – no to obowiązkowy w tej sytuacji minus.

Mam nadzieję, że to ostatnie się zmieni.

Na zachęte - jedną Gastro-Lampkę nadaję.

Zwracam się  wielką prośbą do czytelników bloga – o wpisywanie w komentarzach innych miejsc (nie koniecznie restauracji) gdzie można że się tak wyrażę „zaznać Radia”. Nie koniecznie posłuchać, ale na pewno obejrzeć, poczuć. Może się uda wspólnie stworzyć coś na kształt atlasu kulinarno-radiowego, a co lepszym placówkom to i Gwiazdkom Michellina odpowiadające Gastro-Lampki nadawać,a co! Mogła firma oponiarska wejść w kulinarny biznes, to może i nam się uda.
Niech się restauratorzy prześcigają, lepszy serwis zapewniając. Może ktoś się zatroszczy i restauruje nie tylko podróżnych, ale radia-domowników. Służę pomocą.
Szybka niestety :-(
W ramach prac poszukiwawczo – badawczych w temacie niniejszym, wybieram się do krakowskiej Restauracji Radiowej – wielokrotnie obok niej przejeżdżałem, no i do warszawskiego Radio Cafe – chociaż ta druga placówka jak widać po plastikowych głośnikach na froncie ustawionych  - na wejściu ma już co poprawić.

UWAGA: Artykuł nie sponsorowany, ustną zgodę na zdjęcia otrzymałam, a Menu do zabrania na każdym stoliku leżało. Nie mniej tantiemy (w pierogach) z radością przyjmę, Zaiksem nie jestem.


1 komentarz:

  1. Pamiętam, że w Lanckoronie, w Cafe Pensjonat, było kilka odbiorników - Calipso, Pionier z poziomą skalą i jeszcze coś.

    OdpowiedzUsuń