wtorek, 9 października 2018

Tesla na drogę czyli życie geniusza w piętnaście godzin wysłuchane.


Dużo podróżując po kraju samochodem nie tylko staram się słuchać radia (zwłaszcza lokalnych rozgłośni), ale także pozwalam sobie od czasu do na zagłębienie się w lekturze. Lekturze nie tak jak rozumie Słownik Języka Polskiego - gdzie odnosi się tylko do czytania. W trakcie kierowania jest to wykluczone, więc lecture należy rozumieć jak w języku angielskim. Słowem: słucham audiobooków. W trasie przejechanych grubych tysięcy kilometrów wysłuchałem już chyba każdą lekturę szkolną, od Chłopów po Nad Niemnem (nadrabiam braki z czasów szkolnych). Na chwilę obecną audiobooki oferowane są głównie komercyjnie, toteż od czasu do czasu pozwalam sobie na taki kulturalny nabytek. Kierując się przy wyborze, oprócz upodobań i zainteresowań, także zasadą jak największego zasięgu za stała abonamentową opłatę.
Ostatnio wysłuchałem biografię Nikoli Tesli napisanych przez Przemysława i Krzysztofa Słowińskich pt. Władca Piorunów. Było to ponad kilkanaście godzin słuchania, co przy średniej 70 km/h (drogi krajowe a czasem też autostrada) wyszło tak ponad 1000
km. Było to bardzo ciekawy i przyjemny kawał drogi. Książka napisana jest bardzo sprawnie i z właściwymi, jak mi się zdaje, proporcjami między danymi faktograficznymi, a powieściową historią. Jest kompletną opowieścią o tym geniuszu i wynalazcy. Wysłuchałem całej historii o współpracy z Westinghouse, konfliktu z Edisonem, pierwszych pionierskich eksperymentów z bezprzewodową transmisją energii i sygnałów. O wielkimi zamiarach i obietnicach, o walce o pieniądze i patenty, o kłopotach i sukcesach, o całym życiu tego ekscentrycznie ciekawego człowieka.
Ja osobiście miałem przez chwilę okazję znaleźć się w cieniu Tesli, tuż nad wodospadem Niagara postawionym pomniku największego elektryka, dokładnie w miejscu jego największego sukcesu – pierwszej wielkiej elektrowni wodnej.
Dotknąłem spiżowego odlewu – zaiskrzyło.
Nie potrafię powiedzieć czy była iskra geniuszu, czy tylko efekt elektrostatycznego wyładowania. Ale było, i super.
Wracając do samej książki – serdecznie polecam lekturę (jako książkę lub audiobook), jest wartościowa i merytoryczna, no może poza ostatnim rozdziałem.
Dwie okładki edycja z 2014 i 2018 roku. 
Tutaj już (moim zdaniem) autorzy w swoich dociekaniach troszkę za daleko zaszli, meteoryt Tunguski to jednak nie to. Chociaż jak to u Tesli – dużo elektryki i dużo prasowych dociekań, wszystko jest możliwe. Słowem – jest napięcie.

1 komentarz:

  1. Muszę poszukać i posłuchać. Nie wiem czy kojarzysz film Prestiż o magikach ... Tesla też tam był wmieszany z diabelską maszyną :)

    OdpowiedzUsuń