Bestia zaatakowała, najpierw podstępnie omotała, nieodpartą urodą zanęciła, śmiechem po rozpruciu brzucha otumaniła i rozum pożarła. Wszystko inne, oprócz oczywiście najważniejszych zleceń napraw od Ślubnej mojej zeszło na dalszy plan. Buduję wzmacniacz gitarowy – zgodnie z życzeniem Pana Tomasza – właściciela tego Potwora. Otóż, każdy szanujący się elektronik musi wykonać taką konstrukcję lampowego wzmacniacza gitarowego, podobnie jak zegar na lampach Nixie czy kilka innych „kultowych” konstrukcji. Doświadczenia nie mam w tej materii żadnego, to trzeba będzie zacząć od „covera”. Raz jedyny, niepowtarzalny bo tyle innych ciekawych pomysłów po głowie mi chodzi. Zaczynamy.
|
Bestia o miłe aparycji. |
Najpopularniejszym w kraju naszym jest chyba wzmacniacz z gramofonu Bambino na ECL86. Niby konstrukcja prosta, wręcz prostacka, ale przez to pewna. Są osoby co zdezelowane gramofony kupują, a później wypruty wzmacniacz sprzedają. Jest popyt, znaczy się jest i potrzeba. Lampa ECL11 Potwora napędzająca jest bezpośrednim przodkiem rzeczonej novalowej duo-lampy ECL86 jest to powinno być prosto. No dobrze, dodamy sobie jeszcze troszkę regulacji dźwięku, i tak ze dwa stopnie na ECC83, by nie trzeba było stosować transformatora mikrofonowego. W oryginalnej, tej potwornej konstrukcji ktoś podnosił poziom napięcia sterującego. Użył dodatkowego transformatora głośnikowego odwrotnie włączonego – bez komentarza.
Jako zwór dla cover-a wiozłem konstrukcję opisaną przez Piotra Listkiewicza . Trudno, nie będzie pomigującej EM80, ale za to i barwę dźwięku da się ustalić, a i przester do gitary się zrobi. Przester fajny jest.
|
Schemat ideowy. Z nieodłącznymi Red Corrects. |
Schemat musiałem jednak troszkę zmodyfikować, ot chociażby ze względu na polaryzację siatek. ECL11 ma wspólną katodę i trzeba było zastosować rozwiązanie żywcem z lampowych odbiorników wyjęte, z rezystorem i podziałem ujemnego napięcia. Pentoda wymaga -7V a trioda tylko jedną trzecią tego. Ponieważ ma być i jednostkowo, i kultowo to z razu przystąpiłem z zamiarem montażu układu w technologii z co szlachetniejszych gitarowych piecyków znanej, na płytce bakelitowej z turretami.
|
Najpierw powstała drewniana rama do montażu człości elektroniki. |
|
Połącznie z transformatorem za pomocą złącza. |
Układ niby prosty, to miast turretów spróbowałem mosiężne nity do przelotek (Eyelet) wykorzystać jako punkty lutownicze, tu i ówdzie dodając wystające oczka lutownicze dla połączeń.
|
Z początku miała być cała duża płytka, |
Pierwsza przymiarka płyty montażowej powstała na grubej tekturze, tak by złapać wymiary i wstępnie określić lokalizacją podzespołów, finał miał się odbyć na tekstolicie.
|
Konstrukcja zakłada inny montaż i rozlokowanie transformatorów. |
|
Projektowanie rozłożenia elementów odbywało sie w 3D w pełnym realu. |
|
Choć miejscowo wykorzystywano też inne techniki CAD. |
Pewnym novum, które zmierzałem wprowadzić, miało być połączenie masy czy napięcia anodowego w postaci pasków mosiężnej blachy (blaszki właściwie), ale okazało się to na tyle niepraktyczne i nieestetyczne, że zarzuciłem tą technologię.
|
Ani to ładne, ani praktyczne. |
Zastępując ją standardową płytką drukowaną. No nie do końca drukowaną, co rysowaną pisakiem należało by powiedzieć. Jak wiadomo nawet w tak prymitywnej technologii przez ostatnie 30 lat nastąpił postęp i szeroko dostępne są olejowe pisaki, ja robiłem to w latach osiemdziesiątych farbą olejną i wykałaczką.
|
Z podpisem mistrza! |
Wytwór jednostkowy – może być i pisaczkiem zrobiony. Tu malowanie poszło łatwo, ale efekt końcowy krycia okazał się gorszy niż obiecywano i same ścieżki miejscami nieco podtrawione się zrobiły.
|
Każdy ruch pędzla było widać ! |
Nic to, grubszym cynowaniem tą jedyną płytkę poprawiłem. No, na jednostkowe wykonanie będzie ok.
|
Jak się metalem pokryje to trochę lepiej. Tu zamiast złota - cyna. |
Na pulpiciku zaplanowałem prawie całą gałkologię jak i wejście grubego Jack-a. Trzy potencjometry barwy , Gain i skokowa regulacja wzmocnienia przez ominięcie jednego stopnia triody zgodnie pomysłem.
|
Tu dopiero będzie pulpit sterowniczy. |
Z boku zostawiłem regulację wzmocnienia Master. Część rezystorów (antyparazyty i inne) jak tylko było można było to pouciekały pod same podstawki lamp, a obwody siatkowe przewodami ekranowanymi poprowadziłem, o stosowne umaśnienie (umasowanie?) podłączenie masy ekranów dbając.
|
Pierwsze odpalenie uruchomienie prostownika - obyło sią bez dymu. |
No cóż widać Potwór ma swoje wymogi i przewodów niezła plątanina wyszła. Tyle, że jeszcze dwie triody obsłużyłem więc idzie się z tym chyba pogodzić.
|
No i znów te kable. |
Tymczasowo nim będę finalny montaż uskuteczniał to druga płytka laminatu służy za klapkę w miejsce orzechowego pulpeciku, potencjometry trzymając. Nawet się udało, ku pociesznie zagrało i to bez większych sprzężeń. Potencjometr od tonów średnich musiałem tylko przepiąć by mechanika regulacji zgadzała się z elektroniką – w prawo więcej tonów.
|
Gra! I nie buczy! |
Próba kompensacji brumów za pomocą odpowiedniej potencjometrem symetryzacji okazała się na tyle niepraktyczna i nieskuteczna, że tego rozwiązania poniechałem. Obędzie się bez, brum 50Hz okazał się niewielki pomimo bezpośredniego transformatora sąsiedztwa. Wzmacniacz moc ma niewielką, ale w połączeniu z tubowym głośnikiem jeszcze pazur pokaże. Potwór to przecie.
|
Czai się na mnie TAKIECÓŚ w piwnicy. |
Teraz czas na zewnętrze, ale to już inna historia!
Dziękuję za kolejny ciekawy wpis i pokazanie jak te olejowe pisaki działają.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu wymiana tonera w drukarce uniemożliwiła mi zrobienie termotransferu, i opracowałem sobie technologię na lakier do paznokci i strzykawkę ze spiłowaną igłą. Okazało się, że kryje całkiem wystarczająco pod warunkiem, że da się sterować wypływem tuszu - ja, ze względu na cienką igłę (musiałem kreślić ścieżki między pinami DIP-a) nie mogłem polegać na samoczynnym wypływie, to dodałem do końca strzykawki z usuniętym tłokiem jakieś 2 metry wężyka z izolacji kabla sieciowego i sterowałem wypływem tuszu "na dmuch".