czwartek, 11 sierpnia 2016

Bezsznurowce czyli wakacyjny Romans bez zobowiązań

Rozwój techniki radiowej odbywa się jako swojego rodzaju romans. To tak jak nęcenie klienta możliwościami techniki i wymysłami producentów, które to albo akceptowane lubo odrzucane przez konsumentów. Tak jak w życiu. Czasami wielka miłość czasami tylko pobieżna znajomość (prototyp, seria próbna) czasem wierna  i na lata (Calypso). Po niektórych zostały tylko czarno-białe fotografie.

Taką ścieżką, którą to przemysł radiotechniczny chciał klientów uwieść, były domowe w budowie i zastosowaniu, radia zasilane z baterii. Nie chodzi bynajmniej o „odbiorniki, które korzystały z bateryjnego zasilania nie jako z konieczności – nie wszędzie dotarła elektryfikacja, ale o takie gdzie założono zasilanie z baterii ogniw chyba z wygody producentów.
Pojawienie się tranzystorów i drastyczny spadek zapotrzebowania na moc, umożliwiło wielogodzinne korzystanie z radia na jednym komplecie kilku R20 lub 3R12.

Te ostatnie zasilały nie tylko latarki stosowane u mnie w domu, ale także drugie po Menuecie radio w domu. Ruską (radziecką) WEGĘ 402.
WEGA  401 - za zgodą właściciela  - polecam ofertę  można kupić  dwie Wegi za dobrą cenę!
W zasadzie słuchało się radia – czyli PRI na falach długich, ale ze względu czy to prądożerność odbiornika, czy też na słabość polskiego przemysłu elektrochemicznego, słuchało się krótko bo co kilk dni trzeba się było udać do kiosku Ruch-u i kolejne dwie płaskie baterie kupić. Nie dziwota zatem, że chyba pierwszą praktyczną konstrukcją elektroniczną, którą w swoim życiu wykonałem był zasilacz sieciowy do WEGI. Pamiętam, że się nakombinowałem. Transformator dzwonkowy, cztery germanowe diody prostownicze i elektrolit zapewniły zasilanie radyjku na długi czas. Sukcesem moim największym było umieszczenie całości w przestrzeni na dwie baterie 3R12 przeznaczonej.
Kilka miesięcy temu dostałem gazetkę polskiej sekcji GFGF, gdzie ładnie przełożony przez Pana Kristiana artykuł dotyczący określanych z niemiecka „bez sznurowców” – Schnurlosen.


Pozostanę przy tym określeniu bo jakoś każde radio wydaje mi się bezprzewodowe. Przynajmniej z jednego końca :-) Bardzo się ucieszyłem, że opis polskich bezsznurowców ozdobiło zdjęcie mojej Malwy. Wydaje się, ze ten model obol Limby był taka formą przejściową pomiędzy bateryjniakami a bezsznurowcami – istniały jeszcze obszary, gdzie elektryka nie dotarła. Rytm i Rytmus, prze DIORĘ produkowane, były już raczej przedstawicielami tego drugiego zamysłu przemysłu. Po co się męczyć z transformatorami, prostowaniem i filtrowaniem, gdy 9V w zupełności wystarcza do zasilenia całego radia. Gdzieś przez zapowiedzi prasowe czy wystawy dorobku przemysłu przemknęła informacja o tranzystorowym Romansie.

Nikt tego nie widział, Trusz tego nie opisał, nikt nie ogłosił, że posiada. Prawie jak legendarny Beskid, prawie jak tranzystorowa Szarotka. Nagle pojawiła się reklamówka radia Romans.

O dziwo, w innej obudowie, a z opisu wynika, ze jednak tranzystorowy i bezsznurowy Romans jednak istniał. Szukamy wszelkich informacji o tym modelu, może ktoś ma, może był produkowany na eksport. Może był.

Ot tak jak wakacyjny romansik, nic z niego nie wynikło, bez żadnych sznurów czy zobowiązań, ale po latach się pamięta.
Na czarno-białej fotografii - co ciekawe wymiary są inne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz