Taką ścieżką, którą to przemysł radiotechniczny chciał klientów uwieść, były domowe w budowie i zastosowaniu, radia zasilane z baterii. Nie chodzi bynajmniej o „odbiorniki, które korzystały z bateryjnego zasilania nie jako z konieczności – nie wszędzie dotarła elektryfikacja, ale o takie gdzie założono zasilanie z baterii ogniw chyba z wygody producentów.
Pojawienie się tranzystorów i drastyczny spadek zapotrzebowania na moc, umożliwiło wielogodzinne korzystanie z radia na jednym komplecie kilku R20 lub 3R12.
Te ostatnie zasilały nie tylko latarki stosowane u mnie w domu, ale także drugie po Menuecie radio w domu. Ruską (radziecką) WEGĘ 402.
WEGA 401 - za zgodą właściciela - polecam ofertę można kupić dwie Wegi za dobrą cenę! |
Kilka miesięcy temu dostałem gazetkę polskiej sekcji GFGF, gdzie ładnie przełożony przez Pana Kristiana artykuł dotyczący określanych z niemiecka „bez sznurowców” – Schnurlosen.
Pozostanę przy tym określeniu bo jakoś każde radio wydaje mi się bezprzewodowe. Przynajmniej z jednego końca :-) Bardzo się ucieszyłem, że opis polskich bezsznurowców ozdobiło zdjęcie mojej Malwy. Wydaje się, ze ten model obol Limby był taka formą przejściową pomiędzy bateryjniakami a bezsznurowcami – istniały jeszcze obszary, gdzie elektryka nie dotarła. Rytm i Rytmus, prze DIORĘ produkowane, były już raczej przedstawicielami tego drugiego zamysłu przemysłu. Po co się męczyć z transformatorami, prostowaniem i filtrowaniem, gdy 9V w zupełności wystarcza do zasilenia całego radia. Gdzieś przez zapowiedzi prasowe czy wystawy dorobku przemysłu przemknęła informacja o tranzystorowym Romansie.
Nikt tego nie widział, Trusz tego nie opisał, nikt nie ogłosił, że posiada. Prawie jak legendarny Beskid, prawie jak tranzystorowa Szarotka. Nagle pojawiła się reklamówka radia Romans.
O dziwo, w innej obudowie, a z opisu wynika, ze jednak tranzystorowy i bezsznurowy Romans jednak istniał. Szukamy wszelkich informacji o tym modelu, może ktoś ma, może był produkowany na eksport. Może był.
Ot tak jak wakacyjny romansik, nic z niego nie wynikło, bez żadnych sznurów czy zobowiązań, ale po latach się pamięta.
Na czarno-białej fotografii - co ciekawe wymiary są inne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz