Jesteśmy w drugiej części wakacji, którą jak zazwyczaj spędzamy w Bukowinie. Jest to okazja do pracy zarówno fizycznej koło domu, której uparcie nie brakuje, jak też i załatwiania dziesiątek i setek drobnych spraw. Powoduje to, że nawet kilkutygodniowy pobyt można nazwać harówką. Dlatego też wszelkie działania podejmowane dla przyjemności rodziny niosą wielką odmianę i sprawiają, że na chwilę można poczuć, iż jest się na „urlopie”.
Kilka dni temu wyskoczyliśmy dosłownie na kilkadziesiąt minut do Zakopanego, skrzętnie omijając Krupówki i doprawdy na chwilkę wybraliśmy się na spacer w Kuźnicach. Powyżej kościółka na ulicy Karłowicza zaskoczyła nas nowa instalacja edukacyjna o nawie Lapidarium.
Ze swojego dzieciństwa pamiętałem alpinarium, na których zakładanie była akurat moda. Pamiętam, że na trawniku mojej szkoły podstawowej (jak się śmieliśmy o najwyższym poziomie w Polsce – ponad 900 m.p.m.) za inicjatywą Pani biolog Piszczkowej powstało coś na kształt skalnego ogródka. Ale określenie Lapidarium jednoznacznie odnosiło się do łac. lapis czyli kamień.
W fajny sposób przedstawiono rodzaje skał występujących w Tatrach a na planszach przemysłową historię Kuźnic, gdzie stal wytapiano i kowalstwo kwitło przez dłuższy czas, aż do wyczerpania tatrzańskich pokładów. Pospieszany nadchodzącym deszczem, nie zdążyłem zrobić chociaż jednej fotografii, dlatego też czytelników zapraszam do rzeczonej instalacji stworzonej przez TPN. Warto.
Dokładnie pierwszego sierpnia inna przyjemność nas spotkała, tym razem z inicjatywy Domu Ludowego w Bukowinie uczestniczyliśmy w otwarciu wystawy z cyklu Dusza na Dłoni. W jednej z sal największego w Polsce drewnianego budynku prezentowali swoje prace miejscowi artyści, głównie Bartek Kolbusz.
Bartek ze stuletnim miechem kowalskim. |
Artysta ów, mieszkający w dolnej Bukowinie dzielnie wdziera się w przylegającą do jego restauracji górę, walcząc o miejsce dla swoich zbiorów artefaktów, prac i instalacji. Powoli wychodzi też poza obręb warsztatu i restauracji Bury Miś. Po niedawnym odsłonięciu Ściany kolarskiej TdP, przedstawił część swoich zbiorów i instalacji właśnie w Domu Ludowym.
Silne inklinacje do tworzenia z rzeczy już odrzuconych przez cywilizację, takich jak wszelkiego rodzaju metalowe konstrukcje i elektromechaniczne urządzenia powoduje, iż powstają dzieła sztuki i instalacje jedyne w formie, kształcie i funkcji. Daje to także możliwość udziału widza w neo-użytkowaniu przedmiotów. Stąd też określenie neo-lapidarum czyli gromadzenie i tworzenie nowych funkcji z czegoś co zostało już raz spożytkowane, zużyte i wyrzucone lub porzucone.
Wernisaż był także okazją do popróbowania swoich sił w działaniu. Maluchy bębniły pałeczkami po duszy fortepianu, która została przeistoczona w elektrocymbały, młodzi muzycy góralscy zainteresowali się stalową gitarą basową o kształcie gęśli i wadze niezłego kafara.
Autor bloga i towarzyszące mu młode panny odkrywały talent snycerski (ktoś nie usunął po zajęciach Szkoły Ginących Zawodów lipowej deski, stołu i kilku dłutek)
zaś Szanowna Małżonka wykazała się niebywałym talentem w przywracaniu funkcjonalności maszyny do pisania. Młode pokolenie nie wiedziało o czym takim jak taśma i uparcie szukało klawisza ALT.
Upływ czasu jest przeogromny. Dobrze, że udaje się niepotrzebnym przedmiotom przywracać sens istnienia i nadawać nowe znaczenie, funkcje jak i nowe cechy.
Tak jak kiedyś radio (powiedzmy to – radio lampowe) było sposobem na kontakt ze światem, dawało możliwość posłuchania muzyki, poznania ludzi, języków i świata w ogóle. To teraz to samo radio wyciągnięte ze strychu, piwnicy czy szopy, odnowione z równie niemałym trudem i staraniem, staje się czymś co ociepla wnętrze (restauracje i kawiarnie), nadaje prestiż (gabinety Dyrektorów Technicznych) czy staje się eksponatem (kolekcjonerzy). Zaś dla zakręconych fanatyków nadaje sens życia w składaniu, naprawianiu, odtwarzaniu i przywracaniu do powtórnego życia.
I obrastają nasze domy, mieszkania i warsztaty różną masą radiosprzętów, jak zbiór w lapidarium. Tylko kim my jesteśmy? Jeśli dobrze się wsłuchać w to co w nas gra to chyba raczej jak artystami rzeźbiącymi w marmurze, którzy nie czują bólu i wysiłku przy pracy ciężkiej jak w kamieniołomie.
Na wystawie oprócz prac Bartka i inni artyści przedstawili swoje prace – mieszkający w Murzasichlu Dariusz Lesiak, który robi szufladki w każdym znalezionym kawałku drewna.
Szufladki we wszystkim - coś dla Pań idealnego, można zaprowadzić porządeczek nawet w najbardziej wyszukanej gmatwaninie i schować coś co na wierzchu leżeć nie powinno.
Prezentowane są także powinowate z Bartka pracami z racji materiału i technologii prace artystki, która za pomocą spawarki tworzy różnego rodzaju puzderka stojaczki czy figurki.
Na to wszystko z góry spogląda z portretu Franciszek Ćwiżewicz- inicjator i pierwszy kierownik Domu Ludowego, troszcząc się zapewne aby Św. Florian miał w opiece ten największy i już zabytkowy budynek drewniany w Polsce.
P.S. Bartek przyznał, że wszystkie lampy z demontowanych urządzeń zamyka w słoiki i wekuje na późniejsze czasy. Oj, chyba pójdę do Burego Misia nie tylko by marynowanych rydzów spróbować. Może się jakąś lampa do Elektrita trafi.
P.S. Na wystawie ślad pozostawiła epoka słusznie miniona, łącznie z chybionymi pomysłami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz