poniedziałek, 6 maja 2019

Lakierowanie Elektry czyli do czego mogą się przydać waciki

Renowacja obudowy jest jednym z najbardziej czasochłonnych czynności przy przywracaniu blasku starym odbiornikom. Nie mówię to bakelitowych cudeńkach, ale o solidnej stolarskiej robocie. Czasami nawet więcej niż prostej skrzynce, ale o ładnie zaokrąglonych kształtach zgrabnie fornirem obciągniętych. Jakoś tak lubię takie radyjka, ba bardzo one paniom przypadają do gustu to też od czasu do czasu jakieś jedno czy drugie się przez warsztat przemyka. Coś dla ślubnej, dla teściowej, dla jakiejś tam znajomej. Były już Eumigettki, była Goldy czy inne podobne odbiorniki.
Trafiła się i Elektra - ubytki w lakierze widać nawet od frontu,
 Problem miałem z ich pomalowaniem, moje doświadczenia jako mistrza pędzla okazały się kiepskie, na kompresor i jakiś pistolet to nie za bardzo mam miejsce. Malowanie z puszki lakierem samochodowym jest zupełnie ok., tyle że trochę drogie i wymaga zachodu – lakier Clear długo nie wytrzymał. Pozostawało politurowanie.
Chociaż przyjemna technologia to jednak niebywale wymagająca cierpliwości, staranności i czasu. Co więcej - nie bardzo tak taką politurą pokrywać odbiornik, który to fabrycznie był lakierem. Zrobiłem w politurze jedno czy dwa Calypso, ale na więcej sił i czasu nie stało.
Tak było do wizyty u Pana Ryszarda. Troszkę się zdziwił, że nie wiem co i jak, ale objaśnił i pokazał sentencją obdarzając: „No przecież tej wiedzy do grobu nie zabiorę”.
Rekomendacja Pana Ryszarda.
To też i ja, p[o wypróbowaniu, spieszę czytelnikom tego bloga przekazać moje doświadczenia (na razie skromne) z malowania (!) odbudowy za pomocą tamponów. To jest jak gdyby połączenie techniki politurowania i malowania w jednym procesie. Muszę powiedzieć, że działa i działa znakomicie.
Skrzynkę przygotowujemy tak jak do politurowania, z całym korowodem usuwania starego lakieru, szlifowania coraz to drobniejszym papierem, aż do „00nic” i bejcowania.

Bejca jak bejca
Tak przed samym bejcowaniem dobrze jest przetrzeć powierzchnie forniru wełną stalową też o jak największej zer ilości, by powierzchni orzechowego wykończenia (w tym przypadku orzechowego) nadać coś w rodzaju suchego połysku.
Wełna na wykończenie.
Taki lekki poblask. 
Po zabejcowaniu na wybrany kolor jeszcze raz przecieramy i zaczynamy nakładanie kilku warstw. Jaki lakier – użyłem Vidaronu (za poradą) i nie żałuję. Dwie pierwsze warstwy to wersja rozcieńczona (1:1) stosownym rozcieńczalnikiem, potem już prosto z puszki. Oczywiście każda warstwa musi dobrze przeschnąć.
Pierwsze natarcie. Idzie dobrze.
Różnica w stosunku do polerowania jest taka, że tampon jest jednorazowy, no i trzeba używać lateksowych rękawiczek. Sam tampon to kawałek bawełnianej (chyba) włókniny na rolkach sprzedawanej, środek to bawełniane (to już na pewno) waciki do demakijażu.

Odcinajmy stosowny kawałek włókniny (u mnie konfekcjonowane tj. nacinane na rolce arkusze na połowę dzieliłem) i kładąc na środek jeden wacik, drugim w puszce zmoczonym przenosiłem trochę lakieru.
Tak by było tylko nawilżone, a nie ściekało.
Nie za dużo lakieru.
Jak przy politurowaniu. Ruchami okrężnymi cienką warstwę lakieru naniosłem. Tak by nie było smug czy innych śladów. Pod koniec nakładania to do tego pierwszego wacika ten drugi dodaję by maksymalnie wykorzystać i lakier, i bawełnę. Bo niestety po każdej warstwie nałożonej tampony nadają się już tylko do wyrzucenia. Jako taki tymczasowy śmietnik pozwoliłem sobie użyć duży słoik.
Po skończonej warstwie do niego wędruje tampon, a jak się uszkodzi to i rękawiczka. Wg. informacji od Pana Ryszarda – można stosować zacieranie porów pumeksem (jak przy politurze) a po wstępnych warstwach przetrzeć drobnym papierem ściernym na mokro z lekkim dodatkiem mydła. Za pierwszym razem ten zabieg sobie odpuściłem godząc nie na pozostawienie naturalnych porów. Tak nałożyłem warstw siedem i zadowolony z rezultatu chciałem go poprawić mleczkiem do politury. A tu niespodzianka – efekt odwrotny. Mleczko naniesione i przepolerowane tylko zmatowiło powierzchnię. To nie politura. W dwóch czy trzech kolejnych warstwach lakieru udało się efekt odbudować.
Teraz Elektra już gotowa czeka na swoją nową właścicielkę, chyba skończy wśród jakiejś z mojej Pani koleżanek.
Bo sama ślubna kolejnego radyjka już nie chce. Ostatnio coś chodzi niezadowolona, szuka rolki bawełnianych ściereczek co były w szafce kuchni, a i w łazience nie może się doszukać lateksowych rękawiczek i paczki wacików do demakijażu. Już się martwię co będzie jak odkryje, że jej słoiki na marynowana paprykę też jakoś dziwnie wyszły (?).
 

4 komentarze:

  1. Panie Wojtku, napisal Pan o tym na blogu w internecie, malzonka na pewno ma dostep do tej informacji. Juz Pan nie moze liczyc na ukrycie strat. Pozostaje zakup bukietu i/lub nowego sloika.

    OdpowiedzUsuń
  2. No wprost Leonardo da Vinci.
    Z całym szacunkiem
    Twój Tomasz

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam, oj tam. Czuję się jakbym w Kaplicy Sekstynskiej tynki bielił. Równo i bez zmarszczek. Mistrzowie to robią cuda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.

    OdpowiedzUsuń