wtorek, 28 stycznia 2020

Streamium w ciemnych kolorach czyli spowiedź grzesznika


Zgrzeszyłem, przyznaje się zgrzeszyłem.

Do tej pory myślałem, że można zgrzeszyć to myślą, mową lub uczynkiem (jak w fomułce spowiedzi). Teraz już wiem, ze można to zrobić jeszcze na inny sposób – ja zgrzeszyłem zaufaniem.  

Będzie ponad 10 lat temu, kiedy zapragnąłem wcielić w życie ideę cyfrowego domu i powszechnie dostępnej muzyki. Za namową kolegi nabyłem cudowne urządzenie, doskonałej marki Philips Streamium MCi500h.  
Jeszcze się zmieściło w regale.
Radio UKF, serwer plików muzycznych z dyskiem 160GB (pojemność 2000 CD reklamowali) i to co cieszyło mnie najbardziej – z radiem internetowym, tak by słuchać ulubionego CountryRadio Praha.   
W kilka godzin udało się wgrać wszystkie płyty CD (nie było ich tysiąc – ledwie kilkanaście, głównie z czeską muzyką country).
Małżonka się ucieszyła, że już w końcu nie będą się te pudełka przewalać, a i łatwiej będzie nie będzie kurz wycierać. Szwagier pochwalił kolumienki, że „choć małe to jednak dają!” – wiadomo firma!
Jak każdy neofita, z początku używałem sprzętu niemal codziennie, później już rzadziej – najczęściej jako radio FM.

Stało, pogrywało, kurz trzeba było tylko wycierać. Dobrze, że w trybie stand-by zegar był wyświetlany – zawsze to jakiś pożytek. Później był remont, przemeblowanie – takie zmienne koleje salonu.
Zegar był!
Kiedyś stwierdziłem, że nie mogę się zalogować do Internetu – nie działa radio internetowe. Bez podanie przyczyny, bez alternatywy – po prostu Philips porzucił swoich klientów! Niewiarygodne.
Nie zwróciłem na to większej uwagi - pewnie coś z routerem. Ale jedna, druga i kolejne próby się nie powiodły. Szczęście serwer multimediów jakoś dostępny był. W końcu zainteresowałem się problemem bardziej, kilkanaście minut poszukiwania w sieci i …. oniemiałem. Philips zakończył świadczenie usług sieciowych i już. KONIEC.

Korzystałem jeszcze z ze zgromadzonej zawartości na dysku twardym, z pomocą zewnętrznego  oprogramowania zrobiłem back-up zgromadzonego archiwum. Zewnętrznego oprogramowania, bo Philips swoim klientom nie zaproponował takiej opcji. Dobrze, że się udało, bo kolekcja CD jakoś się rozeszła. Zostałbym już tylko ze wspomnieniami.

Po którymś włączeniu stwierdziłem, że to stereo coś nie tego. Okazało się że gra jeden kanał tylko. Na słuchawkach jest stereo więc myślę (jak to praktyka uczyła), że w gnieździe słuchawkowym się styk wygiął. Sprzęt po gwarancji – myślę rozkręcę i naprawię (przynajmniej spróbuję). Rozkręcam, a tu nic z tego. Okazuje się że wzmacniacz słuchawkowy i wzmacniacz mocy to dwa różne wzmacniacze. 
Ten drugi na domiar złego taki nowoczesny, cyfrowy w klasie D. 


Wzmacniacze pod pastą silikonową
No jak to naprawić, przyjdzie większą lupę wygrzebać, mniejszą lutownicę i spróbować wymienić scalak TDA8932. I to bez znaczka Philips, tylko z NXP.
A miał być Philips 
Na Allegro był za kilkanaście złotych – zamówiłem. Po kilku dniach kolejna frustracja – nie zwróciłem uwagi, że zamówiłem model w jeszcze zmniejszonej obudowie - TDA8932BTW.
Za mały :-((
Lupa nie wystarczy, już by trzeba mikroskop użyć, ale i tak do miejsca w PCB nie pasuje. Chińczycy oferowali pożądany układ, we właściwym rastrze.
Nawet cały wzmacniacz ceną nie powala. 
Wysyłka tania, tyle ze czas dostawy – do trzech miesięcy. Zamówiłem – czekałem chyba z pół roku. Już miałem podnieść awanturę, gdy znalazłem paczuszkę z dwoma kostkami. Zapomniałem, który to kanał i zanim zabrałem się za operację mikrochirurgiczną (jak dla mnie elektronika-lampowca) włączyłem sprzęt. Znaczy się chciałem włączyć, gdyż po podaniu napięcia – nie ożył. Cóż powiedzieć, to już szczyt. Kilka minut w Internecie i wiemy, że zasilacz impulsowy to bardzo awaryjna część.
Są oferty naprawy za (drobnostka) 40 funtów lub gotowe zestawy elektrolitów do naprawy – coś to mówi o produkcie. W tym momencie cała moja sympatia do tej firmy, marki po prostu się rozsypała.
Nie ma usług, nie ma wsparcia, nie ma jakości i niezawodności, po prostu - nie ma nic.

Wiedziałem już, że zgrzeszyłem zaufaniem.


Są próby napisania alternatywnego software, są próby hackowania oprogramowania MCi500h – zresztą udane, bo kto by się spodziewał, że hasło do oprogramowania systemowego na poziomie root jest chronione takim wyjątkowym hasłem jak „root”. Nie żartuję, taki poziom zabezpieczeń! 
Nie wiem, czy po tym wszystkim zechce mi się naprawiać ten klocek, jestem w rozterce. Już na usta mi się ciśnie to co inni w Streamium wyświetlają!
Wytęż wzrok i ...
Swój grzech zaufania Wam wyznaję, szczerze żałuję, pokutę (finansową) już poniosłem. A w ramach zadośćuczynienia chyba naprawię jakiegoś starego, porządnego, może nawet  przedwojennego i polskiego Philipsa.
Tego już kolega zagore1 do życia przywrócił.

Bez scalaków, montażu SMD, płytek PCB, bez jakiegokolwiek software i bez jakichkolwiek usług sieciowych, które to modłom są podobne, u obcych bożków/serwerów w softwarowym niebiesie schowanych. Amen.

3 komentarze:

  1. hmm.. słabo rzeczywiście, dzięki za ostrzeżenie. A do czeskiego country może lepiej działałby zestaw: "coś" odbierające stream z internetu + mały nadajnik AM modulowany "cosiem" + sprawdzony lampowiec lub cała zgraja lampowców. Szczerze mówiąc próbuję sklecić coś w rodzaju "nadajnika domowego AM" który na wejściu miałby synał m.cz. ze streamingu i/lub FM, a na wyjściu ożywiałby kilka moich odbiorników lampowych. pozdrawiam, Jacek

    OdpowiedzUsuń
  2. Country Radio nadaje także na falach średnich - 1062kHz, i to cieszy ogromnie. W zależności od propagacji - czasem daje się odebrać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Istnieje w środowiskach ludzi obeznanych z komputerami zasada "always own your platform", i wynikająca z niej administracyjna zasada "if you own the server, you own the user". Pierwsza zasada oznacza, żeby zawsze mieć kontrolę nad platformą, z której się korzysta. Druga oznacza, że ten ma władzę kto kontroluje serwer danej platformy. Philips miał oba te czynniki i przestało się opłacać, to kramik zamknięto. Użytkownik kupi nowe.
    Problem jest ten, że niby radio internetowe powinno mieć jakieś standardy. Tak, jak radio analogowe, jak strona internetowa, jak plik RSS, który powoduje, że link do wpisu z tego bloga mi się wyświetlił w zakładce "Nowe->Elektronika" mojego programu do przeglądania wiadomości. Ale takiego standardu tak szeroko używanego jak przykłady wyżej wymienione nie ma. Każdy odtwarzacz robi to inaczej, u każdego to sprawa producenta. To jak radioodbiornik bez kondensatora zmiennego, do słuchania tylko jednej stacji.
    Stąd jakkolwiek z "nowościami" (cudzysłów, bowiem często są to po prostu lepiej sprzedane pomysły sprzed 20 lat) w dziedzinie ogólnego "komputerostwa" jestem na bieżąco, to do niektórych urządzeń w życiu się nie przekonam. Jednym z takich urządzeń jest smartfon, bowiem jest on w ogromnym stopniu poza kontrolą użytkownika - końcówka do korzystania z treści podsuniętej nie do końca w moim interesie. Z drugiej strony używam podobnych rozmiarów peceta - otwiera się w poziomie, i jest miniaturowa klawiatura, ekran, kulka jako myszka. Różnica jest taka, że jak się kończyło u znajomego wsparcie na smartfon, to wyrzucał i kupował nowy, bo nie udało się przejrzeć nawet wiadomości. Jak ja zobaczyłem, co na moim małokalibrowym "laptopie" robi Windows 10, to po prostu mogłem włożyć pendrive i zainstalować inny system, na czym z resztą się skończyło.
    Co do streamu więc, istnieją niewielkie komputery typu Raspberry Pi (Raspberry ma sporą społeczność i wsparcie, podobne chińskie komputery mają mniejsze) - może coś takiego, siedzące w domowej sieci, nie zadziałałoby jako pośrednik internetowego radia dla odtwarzacza, czy nawet serwer? Nie wiem na ile jest rozeznana komunikacja Philipsów.
    Pozdrawiam
    Czytelnik

    OdpowiedzUsuń