Co to oznacza dla prawdziwych miłośników radia, dla tych którzy o prawach Oma, Kirchofa czy Hertza opierają swoje rozumienia świata, aż strach mówić. To koniec legalnej działalności radiosłuchacza, wsłuchiwania się muzykę i audycję pośród szumów, trzasków, interferencji i innych tego typu „smaczków”.
U mnie już na lodówce siętaki potwór czaji! |
Dla radiowców oazą cudownego radia są cykliczne spotkania czegoś co „Towarzystwem Trioda” się zowie i energią kilku ludzi napędzane, co pewien czas, coraz rzadziej niestety, w warszawskiej szkole na Woli organizuje niedzielne spotkania. Na każde czekam z utęsknieniem. Jest czego posłuchać, kogo spotkać i co obejrzeć.
Prawie siedemdziesiąt lat temu , zaraz po zakończeniu wojny, gdy jeszcze nie do końca zwyciężył jedynie słuszny ustrój, z wielką energią ludzi e zaczynali próbować powracać do normalności.
Mam w swoich zbiorach pewien dokument, który obrazuje te czasy, a i może być ciekawy i użyteczny dla szerokiego grona radiowców, zatem pozwolę się go tutaj przytoczyć.
Zaraz po wojnie prywatna inicjatywa próbowała wojennemu nieszczęściu i zaradzić i zarobić (uczciwie) potrzebie załatania radio-biedy.
Zwracam uwagę na reklamy na okładce jak i różnorodność lamp w broszurze opisywanych.
Kilka lat później za określenie „sowieckie” można było mieć co najmniej nieprzyjemności.
Podziwiam także łódzkich rzemieślników, którzy w najgłębszym socjalizmie produkowali odbiorniki radiowe. Całe i kompletne, ba nawet zajmowali się ich reklamą i promocją – firma ESKA z Łodzi.
Ciekawe są zapiski na stronie 15 - czyżby to była belgijska Siera 50U. Jak jest tego radia historia i jak do Polski przywędrowało - czyżby z demobilizownymi żołnierzmi gen. Maczka?
Przetrwamy.
Może i tak źle nie będzie z nami i uda się ocalić resztki emisji AM i FM.
Głos Ameryki już nie nadaje, ale chińczycy (po polsku) trzymają się mocno.
Już tylko na falach krótkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz