piątek, 11 listopada 2016

Koński Łeb czyli o fal długości, kątową miarą mierzonych

ORION to piękny gwiazdozbiór, jeden z takich na nieboskłonie obiektów, które porządek wszechświata w ludach i cywilizacjach wprowadzają. Już starożytni Słowianie (oczywiście, że nie tylko Grecy i Rzymianie) patrząc w górę w długie (i mroźne) wieczory widzieli różne asteryzmy. Ten jako  jako Wołosożary tj. "do Boga zaświatów (Wołosa)  pal należący, wokół którego woły w koło chodząc, zboże na gumnie młócą”.
 Obrót sfer, obrót w zasadzie miarą kątową mierzony jest. Od babilońskich czasów, kiedy to  dwanaście miesięcy, a każdy po dni 30 dawał ładną liczbę 360 dawało, z grubsza ilości dni w roku odpowiadającą. Zatem taką stopniową miarę mamy, łatwą do wszelakiego dzielenia, bo "mało to pierwsza" liczba (360 znaczy się) jest. Ten podział na stopnie z Natury na geografię, geometrię i inne obrotem naznaczone nauki się przeniósł. A i do radiofonii zawitał, za sprawą obrotowego kondensatora strojeniowego. W takim oto Orionie RSZ-48, najdokładniejszą skalą są właśnie stopnie.
Stopnie (czarne) po prawej, potem nazwy stacji, a w samym środeczku długości fal. Nie dotyczy fal krótkich - zielone.
No nie pełne 360, ale dokładnie połowa tej liczby – tak jak się agregat okręca. Są tam (na skali) i metry dla fal średnich i długich we wnętrzu okręgu schowane, a przez to niedokładne.
  Podział kątowy na stopnie i minuty, a nawet i sekundy bardzo w mojej pamięci umocowało zainteresowanie astronomią, w młodych latach przejawione. Piękny atlas nieba, papierowa dokumentacja tego co nad nami, otrzymałem kiedyś od bardzo życzliwego człowieka. Dedykację tą, a zawłaszcza słowa - na pożytek – głęboko cenie.
I choć mieniło 40 lat, poprzez ten czas liczne gwiazd swoją precesją już świecą gdzie indziej, to Atlas ten jako pamiątkę po Dobroczyńcach zachowałem.
Precyzyjne namierzanie obiektów w Atlasie następowało za pomocą miarki kątowej.
Szczęśliwe uruchomienie ORIONA spowodowało, żem do pełnego blasku zatęsknił. Nie tylko zewnętrznego – politura, ale także dobrego zestrojenia całości. Natrafiłem tutaj na kłopot jeden – mianowicie całkowity brak dokumentacji, tak elementarnej jak np. właściwa częstotliwość pośrednia czy punkty strojenia dla poszczególnych zakresów.  O ile pamięć kolegów z Triody wskazywała (tak samo jak pomiar stanu zastanego) na 473kHz, o tyle częstotliwości do zestrojenia należało z zegarowej skali odczytać. Pośrednią drobno poprawiłem, aby symetryczna była, zachowując zadeklarowaną wartość.

Udało się.
 Rzeczone punkty strojenia były zaznaczone na skali, ale nie miało to precyzyjnego odniesienia w dziedzinie częstotliwości było daleko. Można było dociekać bardziej, niż obliczać ją, z prędkości światła w liczniku wychodząc o długość fali w mianowniku opierając. Ja posłużyłem się tablicami. Bardzo podobnymi jak tablice astronomiczne zawarte w Atlasie Nieba pana Macieja Mazura zamieszczone.niedokładności pomiaru prędkości światła.
Ponieważ radio było z 1948 roku, zatem przed wejściem w życie Kopenhaskiego powojennego ładu fal radiowych, to użycie Telefunken-owskich materiałów było zupełnie na miejscu.
Telefunken  1939 r.
Łatwo dostrzec, że prawie wszystkie stacje (poza Niemcami i Polską) powróciło na swoje powojenne miejsce.  Według nich naniosłem taką nieciągłą, punktową skalę.
Dla długich fal czerwoną – punkty strojenia wypadają na 170kHz i 350kHz - ładnie. Dla średnich (niebieska) jest strojenie trójpunktowe 600kHz, 1000 kHz i 1500 kHz. Dla krótkich niespodzianka – stacji nie ma, ale są przyzwoicie długości fal rozpisane. Byłoby fajnie i równo, ale jakimś sposobem nietrafiana one w 50m i 20m, zatem trudno przyznać, że jest to 6MHz i 15MHz. Być może należy mówić o jakiejś precesji lub też zmianie światła prędkości. Wydaje się jednak, że w 1948  znana była jako C= (299796 +/- 4) km/s i nawet nastająca władza ludowa nie zdołała wprowadzić działami Lenina inspirowanej stosownej korekty do imperialistycznych pomiarów.
Ogłoszenie w prasie o zmianie skal radiowych.
Strojenie całego bębenka cewek ograniczyć musiałem tylko do ustawienia indukcyjności (były ruszane jak dowodził ślad na wosku). Trymery pojemności to proste i tanie w produkcji kondensatory typu owijka cienkim drucikiem na grubszym, które są arcyskomplikowane do naprawy. Pozostałem przy cewkach. W zasadzie na falach długich to ustawienie heterodyny na w miarę prawidłową częstotliwość spowodowało, iż jedyna odbierana stacja PRI, znalazła się na swoim miejscu. Na miejscu i to niezależnie czy w zamyśle projektanta skali miało to być 224, 227 czy 225kHz. Ustawienie obwodów wejściowych na siłę sygnału Warszawy I – wg. napięcia ARW – zupełnie wystarczyło.


Dla fal średnich skorygowanie heterodyny i jednopunktowe ustawienie cewki obwodu wejściowego zapewniło ładną czułość w całym zakresie. Ot, widać że 473kHz to poprawna p.cz. – po ustawieniu tylko cewek – radio jest zestrojone. Krótkie – no nie wypadły olśniewająco, ale to może kwestia propagacji, a może braku ekranu zespołu cewek – co też na indukcyjność ma wpływ.
Konstelacja ORIONA zatem została ustalona. Zupełnie jak ta na nieboskłonie – zgodnie z Obrotową Mapką Nieba – też pięknym prezencie, od profesora Kordylewskiego przed laty otrzymaną.
Pieczątka w lewym górnym rogu mówi wszystko.
Do dzisiaj pamiętam ten wieczór, który mi poświęcił opowiadają o swoim naukowym życiu, swoich księżycach, swojej pasji. Ładnych kilkadziesiąt minut, a może i ze trzy godziny trwał ten ekskluzywny wykład Wielkiego Profesora dla młodzika ze szkoły podstawowej. Wykład wygłoszony i pochłonięty przez jedynego słuchacza do ostatniego słowa, którejś z gwiaździstych nocy na Wysokim Wiechu (1115 m.n.p.) – najwyższym punkcie Bukowiny. Mapka jest materialnym dowodem tego wieczoru, dla mnie relikwią.

Kończę odnowienie obudowy – proste i przyjemne z użyciem politury, trochę zajęcia z bejcowaniem ramki.
Blaszka przed obrotem zabezpieczająca.
Udało się doczyszczenie bakelitowego okręgu skali, jak i pokręteł, jak pisałem wcześniej bezbarwną farba upaćkanych. Te ostatnie za pomocą farby Humbrol nr 5 (biała matt) paseczkiem ozdobiłem, jak w oryginale.
Nakładałem farbę wykałaczką w rowek, po wyschnięciu nadmiar usunąłem przez polerowanie pasta ścierną.

A na koniec kilka warstw szelaku piękny połysk nadało.
Tkaniny w zasadzie nie ruszałem, po ostatnich doświadczeniach – trochę strach.
ORION wznosi się, pięknieje, ale wciąż brakuje mu tej jednej gwiazdki – pokrętła zmiany zakresów.
JA do piwnicy tylko po pomidory wyskoczyłem.
Już prawie miałem kupić szczątki ORIONA, ale zostałem przelicytowany przez kolegę Romana. Ten się zaparł, i wiem, że z jego pasją i zapałem z tych szczątków może powstać radio, chociaż wygląda jak po kosmicznej katastrofie.
Trzymam kciuki.
ORION już świeci, wołów na gumnie nie widziałem, ale mój kolega Paweł astrofotografią się parający Głowę Konia dostrzegł i uwiecznił.
Autor: Pawel Polecki

W atlasie też figuruje:

1 komentarz:

  1. Pięknie opisane Wojtku, żałuję, że tak późno tutaj trafiłem

    OdpowiedzUsuń